Kolega spytał mnie dziś: „Nie masz wrażenia, iż świat MTB jaki znamy, się kończy?” To było pierwsze, co przyszło mu do głowy na wieść o problemach kultowej marki GT. Odpowiedziałem tyradą na temat złych korporacji, które chcąc zarabiać pieniądze, zabijają pasję, a to finalnie przekłada się na więdniecie marek. Ale czy tak jest w rzeczywistości?
Wczoraj wieczorem przeczytałem na branżowym portalu Bicycle Retailer informacje głoszącą, iż GT wstrzymuje prezentację nowych modeli i redukuje personel, co zabrzmiało mniej więcej tak, jak ogłoszenie o wygaszaniu marki. Bo co w rzeczywistości może oznaczać jej „zapauzowanie”, jak ładnie ujęto w oświadczeniu koncernu PON, do którego należy? Dziś do tej pierwszej dotarły kolejne wiadomości, z innych rynków – o tym, iż zamknięto team freestyle BMX, a GT od początku iXami stoi, rozstano się też z ambasadorami. Wszystko to układa się w całość, sugerującą, iż firma jak tylko może ogranicza wydawanie pieniędzy, koncentrując się na sprzedaży już wyprodukowanych rowerów. Amerykański Escape Collective podał także, iż PON, który posiada także inne marki, takie jak Cannondale, Focus, Cervelo czy Santa Cruz, odrzucił ofertę odkupienia praw do GT przez jej dotychczasowego dyrektora Jasona Schiersa. Dodam jeszcze tylko, iż ten sam PON wcześniej „zapauzował” inne marki ze swojego portfolio, z którymi od kilku lat się nic nie dzieje, czyli Fabric i Charge (kto ją pamięta ręka do góry!). Czy ten sam los czeka GT?
Oczywiście szkoda mi GT, mam wiele wspomnień – a raczej marzeń o posiadaniu Zaskara LE czy Xizanga. Te klutowe hardtaile z aluminium i odpowiednio tytanu to był przedmiot westchnień wielu, także mój. Jednak także w tej chwili GT ma w ofercie udane rowery, takie jak gravel Grade czy lekki full Sensor. I co z tego? Najwyraźniej przeszła chwała to za mało, by biznes się spinał. A może to jednak brak pomysłu na markę?
Koncern PON, wywodzący się w automoto, to oczywiście nie instytucja dobroczynna. I to widać po produktach, które projektowane są dla poszczególnych marek. Z myślą o redukcji kosztów rezygnuje się z niektórych nietypowych rozwiązań – patrz Cannondale, gdzie mniej jest Leftego, a więcej zwykłych widelców, albo upraszcza kolekcję w ogóle, jak stało się w GT. Nowa Vala Santa Cruz, reprezentacyjny elektryk marki z Kalifornii, straciła zaś tak charakterystyczne zawieszenie VPP na rzecz powszechnie stosowanego czterozawiasa.
Efekt jest taki, iż wszystkie rowery stają się podobne. Wróbelki ćwierkają nawet, iż kolejne elektryczne GT miało wyglądać jak… Vala, tyle iż w tańszej wersji. A jeżeli wszystkie rowery są takie same, to po co kupować droższy? Bo ma droższe… logo?
Z chęcią poznam waszą opinię – czy naprawdę wybieracie tylko niższą cenę, czy wartość dodana, typu emocje, też się liczy? Jednym słowem – czy rowery to ostoja indywidualistów? Cz też wolimy produkty masowe, byle udane, ich charakter to rzecz drugorzędna?