W poszukiwaniu Ducha Puszczy

magazynbike.pl 3 dni temu

Przyszedł w końcu ten moment, kiedy poczułem się zmęczony tłokiem i nieustanną obecnością ludzi podczas ostatnich rowerowych wyjazdów. Niezależnie od tego, czy byłem w Austrii, czy na imprezach w Polsce — zawsze wokół nas ktoś był. Nic więc dziwnego, iż święta postanowiłem wykorzystać na coś zupełnie odwrotnego. Chciałem sprawdzić, czy są jeszcze miejsca, gdzie naprawdę można pobyć samemu. Oczywiście — na rowerze, bo to moja forma Zen.

Wybór był prosty. Na święta od lat jeżdżę do rodzinnego Białegostoku, a stamtąd już tylko chwila do Puszczy Knyszyńskiej i Białowieskiej. Tym razem zaliczyłem obie, odwiedzając okolice Królowego Mostu oraz Białowieży. A inspiracja? Ultra Duch Puszczy — impreza, w której planuję wziąć udział. Jesteśmy jej patronem medialnym, ale poza tym czuję do tych terenów ogromny sentyment. Lasy między Hajnówką a Białowieżą znam od dziecka. Do dziś pamiętam pierwsze kolonie w Hajnówce — miałem wtedy sześć lat. I ten list, który, jak sądzę, wysłałem do rodziców: „Przyślijcie kochane pieniążki”, albo coś równie wzruszającego.

Tym razem, szukając ducha puszczy i chwili samotności, zainspirowałem się trasą Ultra Ducha Puszczy — konkretnie jej wersją „Mini Duszek Gravel 111 km”. Sprawdziłem, czy da się ją pobrać, ale mapa na stronie imprezy to na razie tylko szkic poglądowy. Wygląda znajomo, jak coś ze Stravy, ale po analizie okazało się, iż nie pokrywa się z rzeczywistością. Rozmawiałem z organizatorem, Tobiaszem, który potwierdził, iż finalna wersja trasy będzie gotowa dopiero w czerwcu.

Co więc zrobiłem? Wyrysowałem własny wariant, bazując na kształcie tej pętelki znalezionej online. Użyłem Komoota — z przyzwyczajenia — który sam omija obszary niedostępne dla rowerów, jak parki narodowe. Dodałem też kilka charakterystycznych punktów, jak wieże widokowe czy tzw. Wilczą Ścieżkę. Oczywiście na trasie nie mogło zabraknąć Hajnówki i Białowieży.

Przypadkiem, po dojechaniu do Hajnówki i ruszeniu z pustego w święta parkingu przy centrum handlowym, trafiłem pod szkołę, w której byłem na wspomnianych koloniach. Rozpoznałem ją od razu. Chwilę później zniknąłem w lesie — Hajnówka nie jest wielka — i wreszcie znalazłem to, czego szukałem. Przez kolejne 25 kilometrów nie spotkałem żywej duszy. Pierwszego człowieka zobaczyłem dopiero, gdy dotarłem do asfaltu. Był to… oczywiście kolarz.

Droga do Narewki to jedna z nielicznych asfaltowych nitek przecinających ten ogromny las. Dalej było podobnie — im bliżej Białowieży i Parku Narodowego, tym więcej oznak cywilizacji i, nie oszukujmy się, turystyki. Gruszki to już nie zagubiona w puszczy osada z rozpadającymi się domami, ale letniskowa miejscowość. Leśniczówki? Raczej rozbudowane siedziby niż skromne chatki. choćby miejsca do obserwacji żubrów są dziś profesjonalnie oznakowane i zorganizowane. Ale mimo to — jadąc w stronę Wilczej Ścieżki, przez cały czas przez długie odcinki nie spotykałem nikogo.

Szutrowe, proste drogi są tu stworzone do jazdy gravelową. Niestety, moja samotna podróż skończyła się na Wilczej Ścieżce, gdzie, mimo początkowego optymizmu, czekały mnie zakazy wjazdu rowerem. To miejsce dostępne jest dla dwóch kółek tylko na krótkim odcinku. Poza tym można się poruszać wyłącznie wyznaczonymi szlakami — czyli znów: szerokimi drogami.

W efekcie musiałem mocno zmodyfikować trasę. Z planowanego spokojnego eksplorowania zrobiła się przygoda z ograniczeniami i objazdami. Łącznie przejechałem około 40 kilometrów, zanim znów pojawili się ludzie. Najpierw jeden rowerzysta — szosowiec. Potem drugi — grawelowiec z Hajnówki, który dołączył do mnie w stronę Narewki i Białowieży. Opowiadał, iż dwa dni wcześniej widział żubra przy samej drodze. Mówił też, iż zimą całe stada można spotkać na trasie z Hajnówki do Białegostoku.

Zainspirowało mnie to, co powiedział na koniec: jeździ sam. Bo choć Puszcza jest idealna do gravela, to towarzystwa brakuje. W Hajnówce nie ma żadnej grupy wspólnie jeżdżącej — więc z wyboru, albo i z konieczności, kręci solo. W Białowieży się pożegnaliśmy. Ja jeszcze odwiedziłem park pałacowy i zabytki. Choć to był kwiecień — ludzi było mnóstwo. Strach pomyśleć, co będzie w majówkę.

Wracając, gonił mnie czas. Do Hajnówki z Białowieży wróciłem główną drogą — całą przebiegającą przez las. Fantastyczną. Choć na szczęście równolegle biegną szutry, gdyby ktoś chciał uciec od asfaltu. Symbolicznie, kiedy wyjeżdżałem z Białowieży, dogonił mnie kolejny grawelowiec — tym razem w koszulce Szutrozy, na karbonie, z wysokimi stożkami. Gnał 32 km/h na zachód. Imponujące.

Ultra Duch Puszczy już w czerwcu. Czy ta trasa rzeczywiście pozwoli poczuć ducha Puszczy? Nie wiem. Wciąż są tam miejsca, gdzie można poczuć się jak na końcu świata. Ale częściej jeździmy po szerokich drogach, które — choć piękne — przypominają bardziej leśne grządki niż dzikie ostępy. Ciekaw jestem, czy uda się go odnaleźć.

Wiem jedno: to będzie bardzo szybki wyścig. Tu trudno się zatrzymać — chyba iż naprawdę, bardzo się tego chce.

Idź do oryginalnego materiału