Kirgistan Patagonia Azji

magazynbike.pl 1 tydzień temu

W odległych Górach Pamir, wzdłuż granicy Kirgistanu i Tadżykistanu, ukryte doliny i surowe szczyty powyżej 5000 metrów tworzą krajobraz, który widziało niewielu. Opowieści o przygodzie i tajemnicy – „Yosemite Azji Centralnej”, jak opisał to Tommy Caldwell, oraz szepty o „Patagonii Azji” – rozbudziły we mnie pragnienie odkrycia tego dzikiego regionu na rowerze górskim.

eksploracja Biszkeku
oczywiście na rowerach

Wezwanie do przygody i pozwolenie

Przez lata odludny łańcuch górski Turkistan fascynował mnie. Jego ukryte szlaki i strzeliste granitowe iglice obiecywały przygodę, jednak dotarcie tam było pełne wyzwań. Po rozpadzie Związku Radzieckiego w 1991 roku region ten wielokrotnie doświadczał konfliktów, a po krwawych sporach w 2022 roku był zamknięty dla turystów przez dwa lata. Z niepewnością w sercach czekaliśmy na cud – czy dostaniemy pozwolenie na wjazd? Wreszcie, na kilka tygodni przed wyjazdem, przyszła upragniona zgoda i nasza ekspedycja w jedno z najbardziej odizolowanych miejsc na świecie stała się rzeczywistością.

targ Osz
ten napis to… suszone owoce jakby co!

Przybycie do Biszkeku i smak lokalnego życia

Nasza podróż rozpoczęła się w Biszkeku, gdzie powitał nas nasz charyzmatyczny przewodnik i tłumacz Daniel. Jego pewność siebie i krzepka sylwetka nadawały ton nadchodzącej przygodzie. Jadąc przez miasto, podziwialiśmy ośnieżone szczyty sięgające niemal 5000 metrów, wznoszące się nad metropolią liczącą 1,1 miliona mieszkańców.

miejscowe specjały
i atrakcje…

Nasz hotel znajdował się w pobliżu bazaru Osz – największego i najbardziej tętniącego życiem targowiska w mieście. Było to eksplozja doznań: stragany z przyprawami, góry owoców, półki pełne egzotycznych potraw i manualnie robionych narzędzi. Odkryliśmy tradycyjne kirgiskie specjały, w tym mięso jaka, baraninę, a choćby koninę, które odzwierciedlały kulturową mozaikę kraju, gdzie meczety, cerkwie prawosławne i kaplice katolickie współistnieją obok siebie.

Droga do Zil
I pamiątki przeszłości

Zil Bike Park: Przedsmak przyszłości

Nasza przygoda nabrała tempa drugiego dnia. Po przejechaniu 35 km dotarliśmy do ośrodka narciarskiego „Zil”, który przekształcał się w futurystyczny park rowerowy na wysokości 1850 metrów. Tam spotkaliśmy Nikitę i Dimitrija – dwóch wizjonerów, którzy zaoferowali nam ekskluzywny podgląd tego, co miało stać się rajem dla rowerzystów górskich.

Obsługiwali cztery wyciągi, które miały transportować rowery na strome zbocza, a w entuzjastycznym rosyjskim (tłumaczonym przez Daniela) wyjaśnili, iż czerwone i niebieskie trasy były w fazie testów, a ich ukończenie planowano na sierpień. Choć mechanizm wyciągu – gumowa lina mocowana do mostka roweru – był nieprzewidywalny, wyboista podróż w górę dostarczyła nam wielu niespodziewanych spotkań, od pasących się koni po aktywne place budowy.

Na szczycie czekał na nas niemal dziewiczy krajobraz szerokich bezdroży stoków narciarskich. Wśród tych otwartych przestrzeni Nikita i Dimitrij własnoręcznie wyrzeźbili trasę o długości około 300 metrów z ostrymi zakrętami, skokami i dropami. Ich pasja była zaraźliwa i choć następnego dnia opuściliśmy park, obietnica przyszłego rozwoju Zil pozostała w naszych myślach.

Osh do Ozgorush
Osh do Ozgorush
Osh do Ozgorush
i miejscowe przysmaki znów

W stronę Gór Turkestańskich

Po pożegnaniu z Biszkekiem, lot krajowy zabrał nas do Osz, uznawanego za bramę do majestatycznych gór Kirgistanu. Ośmiogodzinna podróż autobusem doprowadziła nas do Ozgorush – punktu startowego naszej wielodniowej wyprawy. Tutaj krajobraz zmienił się: łagodne, złote wzgórza ustąpiły miejsca surowym, wyniosłym szczytom. Zamieszkaliśmy w przytulnym pensjonacie prowadzonym przez Sulejmana i jego rodzinę – oazie gościnności w surowym regionie.

w Ozgorush
tuż przed startem
nie tylkorowery były gotowe
osiołki jako transport!

Sulejman, doświadczony przewodnik, który prowadził turystów, gotował i zajmował się transportem konnym, był szczególnie zaciekawiony naszym przybyciem jako rowerzystów górskich. Jego ojciec, starszy mężczyzna z siwą brodą i tradycyjnym kalpakiem, choćby żartobliwie zrobił rundkę na rower Geralda w ogrodzie. Po sytej kolacji z ziemniaków, warzyw i soczystej baraniny byliśmy gotowi do drogi – aż okazało się, iż agencja zapomniała wysłać nasze namioty. Sulejman, jak zawsze zaradny, pobiegł przez wioskę i wrócił z trzema małymi namiotami, ratując naszą wyprawę.

Ozgorush
w trasie do camp 1
biwak
i nieprawddopodobna gościnność

Przez wysokie przełęcze i górskie obozowiska

Nasza sześciosobowa ekipa, wspierana przez cztery osły, dwa konie i lokalnego przyjaciela Daniyara – właściciela osłów – wyruszyła w stronę pierwszej górskiej przełęczy. Wąski szlak wił się wzdłuż błyszczącego potoku, aż strome zbocza zmusiły nas do pchania rowerów. Na wysokości 3000 metrów zatrzymaliśmy się przy prowizorycznym schronieniu zbudowanym z pni drzew i gliny, gdzie delektowaliśmy się świeżym jogurtem i serem kupionym od lokalnego pasterza. Smak prostego jedzenia, wymieszany z adrenaliną wspinaczki po trudnym terenie, zapowiadał emocje, które miały nas czekać w kolejnych dniach.

Camp 01 – Camp 02
Camp 01 – Camp 02
Camp 01 – Camp 02
Camp 01 – Camp 02

Wysokie przełęcze, błędy nawigacyjne i obozowanie w górach

Szlak stawał się coraz trudniejszy, gdy wąska ścieżka prowadziła przez liczące setki las pasterskie szlaki. Nasz ślad GPS, który Martin pobrał z internetu, nie zawsze był niezawodny. W pewnym momencie błąd nawigacyjny kosztował nas godzinne opóźnienie i zmusił do ponownego połączenia z zespołem, który wysunął się do przodu. Gdy w końcu dotarliśmy na wyznaczone miejsce obozowania, okazało się ono opuszczone.

Camp 02 – Camp 03
Camp 02 – Camp 03
Camp 02 – Camp 03
Camp 02 – Camp 03

Zmęczeni i jeszcze nie w pełni zaaklimatyzowani do wysokości, zdecydowaliśmy się rozbić namioty na pobliskiej łące — choć była usiana odchodami koni i owiec. Znalezienie idealnie płaskiego miejsca okazało się niemożliwe, a nasze namioty, już wcześniej nadwyrężone organizacyjnym zamieszaniem, doznały kolejnych uszkodzeń: w jednym pojawiła się wielka dziura, inny przeciekał, a trzeci miał złamaną podporę. Kiedy zaczęło padać, nasza determinacja została wystawiona na próbę, ale trudności tylko dodały autentyczności naszej przygodzie.

Camp 02 – Camp 03
Camp 02 – Camp 03
Camp 02 – Camp 03
Camp 02 – Camp 03

Kontynuując podróż przez dolinę Karawszyn, wspięliśmy się na potężną przełęcz Uponym na wysokości 3148 metrów. Wspinaczka była stroma i kręta, prowadząca przez wąski wąwóz, nad którym zaczęły gromadzić się ciemne burzowe chmury. Walcząc z nachyleniem, przypomnieliśmy sobie, iż natura jest zarówno naszym sprzymierzeńcem, jak i największym wyzwaniem. Na szczycie czekała na nas nagroda: oszałamiająca panorama zielonych płaskowyżów i obietnica ekscytującego zjazdu. Stoki niemal bez szlaków zamieniły się w ekscytującą trasę, potwierdzając, iż ten surowy teren ma ogromny potencjał dla przyszłych tras rowerowych.

Camp 03 odpoczynek
Camp 03
Camp 03
Camp 02 – Camp 03

W głąb wąwozu i pomiędzy granitowe ściany

Następnego ranka szlak prowadził nas głębiej w dramatyczną dolinę Karawszyn. Przed nami rozciągał się stromy wąwóz z pionowymi ścianami skalnymi i chybotliwymi mostami przerzuconymi nad rwącymi potokami. Wąska, zalana wodą ścieżka była jednocześnie ekscytująca i niebezpieczna. W pewnym momencie schroniliśmy się w małej chacie, gdzie miejscowy pasterz, siedząc po turecku na kocach, przywitał nas ciepło.

Gdy na zewnątrz dudniły grzmoty, Sulejman przyrządził solidny gulasz na otwartym ogniu, opowiadając historie o pasterzach, którzy spędzają tu trzy miesiące, pilnując 600 owiec, odcięci od najbliższej wioski przez całe dni. Ten moment prostej gościnności pośród surowej dziczy był poruszającym przypomnieniem o ponadczasowym stylu życia regionu.

Kolejnego dnia obudziliśmy się, by ujrzeć śnieżnobiały piramidalny szczyt Piramidalnyi (5509 m), wznoszący się na tle głębokiego błękitu nieba. Granitowe ściany w dolinie Kara-Su, przypominające gigantyczne wieżowce, wzbudzały podziw. Daniel, jak zwykle showman, wykonał efektowne salto w tył ze swojego konia, pozostawiając nas na chwilę oszołomionych. Ten dzień odpoczynku spędziliśmy na suszeniu mokrych namiotów, ubrań i śpiworów, jednocześnie chłonąc surrealistyczne piękno miejsca, które wielu miejscowych nazywa „Patagonią Azji”.

Camp 03 – Camp 04
Camp 03 – Camp 04
Camp 03 – Camp 04
Camp 03 – Camp 04

Walka z żywiołami: Przełęcze i śnieżyce

Nasza determinacja została wystawiona na próbę, gdy musieliśmy zmierzyć się z dwiema wysokimi przełęczami, które obiecywały mroźne noce na wysokościach powyżej 3000 metrów. Miejscowi przestrzegali nas przed niebezpieczeństwami—namiotami zapadającymi się pod ciężarem śniegu i wszechobecną wilgocią, która potęgowała zimno.

Camp 04 – Camp 05
Camp 04 – Camp 05
Camp 04 – Camp 05
Camp 04 – Camp 05

Na przełęczy Kara-Suu (3750 m) przez cztery wyczerpujące godziny pchaliśmy i nieśliśmy rowery, wdychając rzadkie, mroźne powietrze. Otaczające nas granitowe szczyty i dalekie lodowce skąpane w bieli sprawiały, iż każdy krok był triumfem.

finalna wspinaczka na 4300 m
ku przełeczy
walka z wysokością
i brakiem tlenu

Pięć godzin później, po przejściu Ak-Tupek (4390 m), niebo w końcu się przejaśniło, odsłaniając zapierający dech widok lodowców opadających do zielonych dolin. Ostatni etap naszej podróży—aż 30-kilometrowy zjazd przez dolinę Ak-Suu—był emocjonującym zakończeniem tej epickiej wyprawy.

a potem nastąpił śnieg
dużo śńiegu
zimno!
i w końcu zjazd!

Refleksje po podróży

Każdy moment tej ekspedycji pozostawił w nas ślad. Surowa dzikość Kirgistanu, gościnność jego mieszkańców i wyzwania, które musieliśmy pokonać, sprawiły, iż „Patagonia Azji” na zawsze zapisała się w naszej pamięci.

Zdjęcia: Martin Bissig, bissig.ch

Idź do oryginalnego materiału