Dolnośląski Rowerowy Park Umiejętności w Szczawnie-Zdroju – inwestycja do poprawki

magazynbike.pl 2 tygodni temu

Na Dolnym Śląsku mamy to szczęście, iż jak grzyby po deszczu wyrastają nowe miejscówki, w których można uczyć się jazdy na rowerze górskim lub doskonalić swoje umiejętności. Wystarczy tylko, iż dana miejscowość wyrazi chęć, a z odpowiednim dofinansowaniem powstaje kolejna rowerowa perełka. Co ważne – te miejscówki są różne, ale zwykle możemy z czystym sumieniem napisać, iż jest naprawdę dobrze.

Tego samego dnia wcześniej byliśmy w Świdnicy – polecamy niemal bez zastrzeżeń. Raport z tej wizyty niedługo pojawi się na naszej stronie. Tego samego dnia odwiedziliśmy również Szczawno-Zdrój. I tutaj – bez owijania w bawełnę – nie jedźcie tam.

Mimo iż Szczawno może pochwalić się naprawdę bogatą historią związaną z kolarstwem górskim – rozgrywano tu choćby maratony Grabka, Grand Prix Langa czy zawody four-crossowe z mistrzostwami Europy – nowa inwestycja, czyli Dolnośląski Rowerowy Park Umiejętności, to niestety nieporozumienie. Miejsce jest źle zaprojektowane, źle wykonane i w obecnym stanie zwyczajnie niebezpieczne. Pieniądze wydane na ten projekt zostały, niestety, zmarnowane.

Zajechaliśmy w okolice dobrze znanego toru four-crossowego i – wiedząc, iż w pobliżu powstała nowa inwestycja – założyliśmy, iż wykorzystano naturalne ukształtowanie terenu. Zostawiliśmy auto na parkingu przy torze, ruszyliśmy pod górę, mijając początek four-crossu, wypatrując nowej miejscówki, która pozwoliłaby nam nauczyć się czegoś więcej. Niestety – nie znaleźliśmy niczego. Brak oznaczeń, brak informacji. Tylko stare znaki dawnych tras MTB na drzewach.

Dopiero zjeżdżając z powrotem, po lewej stronie toru (patrząc od dołu), trafiliśmy na coś, co nazwano Dolnośląskim Rowerowym Parkiem Umiejętności, albo – jak przeczytaliśmy później na tablicy – trasą XC.

Przejechaliśmy cały obiekt kilkukrotnie, sprawdzając wszystkie elementy. I długo zastanawiałem się, jakich słów użyć, by opisać to miejsce. W końcu przyszło mi do głowy porównanie do minigolfa. Bo tak jak minigolf próbuje naśladować prawdziwego golfa, tak ten park próbuje naśladować kolarstwo górskie. jeżeli zrobicie zdjęcie niektórych przeszkód z odpowiedniej odległości, wyglądają całkiem nieźle. Ale kiedy zaczniecie po nich jeździć, okaże się, iż wszystko zostało zminiaturyzowane – tylko niekonsekwentnie.

Hopki są za duże, dropy nieproporcjonalnie wysokie w stosunku do wąskich ścieżek. Same ścieżki – praktycznie bez wyjątku – są za wąskie, zakręty zbyt ciasne. Całość wygląda tak, jakby ktoś na zbyt małym obszarze próbował upchnąć zbyt wiele metrów tras. Efekt? Przeszkody są zbyt blisko siebie, zakręty zbyt ostre, bandy źle wyprofilowane. Całość stwarza realne zagrożenie dla użytkowników.

Na pierwszy rzut oka można pomyśleć, iż to miejsce dla dzieci – mały teren, małe przeszkody. Ale i to nie działa. Dzieci raczej nie jeżdżą po bandach, a tu bandy są strome i źle wyprofilowane. Przeszkody są zbyt trudne. Połączenie sztucznych elementów typu rock gardeny z zakrętami wyznaczonymi patykami na leśnej ściółce powoduje, iż całość jest po prostu nieprzemyślana. A jak już uda się Wam przejechać pętlę – gratulacje, bo oznakowanie tras jest równie nieczytelne, jak ich przebieg.

To fascynujące i jednocześnie rozczarowujące, iż w miejscu o takiej rowerowej historii doszło do realizacji tak fatalnego projektu. Tym bardziej iż w Szczawnie na pewno nie brakuje osób, które znają się na MTB i które można było zapytać o zdanie. Nie wiem, jak to możliwe, iż ten projekt został zrealizowany, a przede wszystkim – odebrany.

Nie chodzi choćby o to, by trasy budowały firmy z wieloletnim doświadczeniem w „rowerówce”. Nie musi – tu była to firma specjalizująca się w kanalizacji. Ale wykonawca musi wiedzieć, co robi – lub przynajmniej konsultować się z fachowcami, których w Polsce nie brakuje. Tutaj zawiodło wszystko. Błędy popełniono na etapie planowania, projektowania i wykonania. Trasy są za gęsto upakowane, źle wytyczone, a ich przebieg i elementy zagrażają bezpieczeństwu. Jakieś podwójne hopki na płaskim za blisko siebie, ostre kamienie sterczące na rockgardenach, ze szczelinami gdzie klinują się opony… Przykłady można mnożyć.

Obecnie te trasy nie nadają się do użytku. Najlepiej byłoby je całkowicie przebudować – przede wszystkim zmniejszając ich zagęszczenie, co pozwoliłoby na bardziej logiczne i bezpieczne poprowadzenie ścieżek.

A osobną kwestią – i równie istotną – jest fakt, iż ktoś za to zapłacił, ktoś to odebrał i uznał za gotowe. Powinny zostać wyciągnięte konsekwencje wobec osób, które ten bubel zaakceptowały.

Jak do tego doszło? Nie wiem. Ale wiem, iż sprawą powinni zainteresować się lokalni radni – i w pierwszej kolejności skonfrontować to, co powstało, z opinią ludzi, którzy naprawdę znają się na kolarstwie górskim. Bo ci, którzy to zaprojektowali, wykonali i odebrali, nie mają o nim zielonego pojęcia.

I na pewno nie jeżdżą na rowerach górskich.

Idź do oryginalnego materiału