Z czasem zaczęłam robić dwie rzeczy. Po pierwsze zaczęłam robić dużo i nie oglądać się na opinie innych. Słucham tych opinii i wyciągam z nich wnioski, ale nie biorę ich jakoś śmiertelnie poważnie. Po drugie, zaczęłam spotykać się z ludźmi, którzy dają mi energetycznego kopa, a nie wysysają moje siły życiowe. Przy dyskusjach o wyższości technologii X nad Y (i jej programistów) zmieniam stolik, a niewybredne komentarze puszczam mimo uszu. Dwie proste rzeczy, które zmieniły wszystko.
Okazało się, iż ta branża jest pełna fantastycznych ludzi, którzy sobie pomagają. Ci ludzie dyskutują, żeby do czegoś dojść, a nie żeby coś udowodnić. Kiedy Ty traktujesz ludzi z szacunkiem, 99% odwdzięcza się tym samym. Kiedy pokażesz ludziom, iż nie trzeba być przy Tobie śmiertelnie poważnym, reagują pozytywnie. Niedawno pisałam o spiętych pośladach polskiego IT. Moja rzeczywistość jest teraz bliżej tego pierwszego scenariusza.
To nie oznacza, iż otaczam się ludźmi, z którymi się zgadzam, daleko mi do tego. Najbardziej lubię otaczać się ludźmi mądrzejszymi ode mnie i innymi ode mnie. Na przykład podczas wyzwania wybrałam takich mentorów, którzy mają inne doświadczenia i często bardzo inny punkt widzenia. O to właśnie chodzi w różnorodności, żebyśmy jak najbardziej różnili się między uszami.
Tylko w takim środowisku możemy się rozwijać i kwestionować stare nawyki. No i każdy z nas wie coś innego. To bardzo ułatwia pracę, bo mamy ekspertów wielu dziedzin. Kiedy czegoś nie umiesz, po prostu pytasz i jest duża szansa na to, iż ktoś inny się na tym zna. Natomiast kiedy wszyscy są z tej samej grupy, to może się skończyć tak, jak historia pewnego startupu z Doliny Krzemowej, który tworzył aplikację na iPhone. Był tylko jeden problem, wszyscy w tej firmie byli fanami Androida i gardzili produktami Apple. Muszę mówić, iż ten projekt upadł?