Wisła Stożek czeka na pomysł

magazynbike.pl 9 miesięcy temu

„Co było a nie jest, nie pisze się w rejestr” to powiedzenie idealnie pasowało mi do rozpoczęcia tekstu o Stożku. Czy niegdyś kultowa miejscówka zasługuje na nowy początek? Po wizycie na miejscu jestem pewien, iż tak, ale to nie takie proste… Raport z kolejnej miejscówki możecie przeczytać w momencie, gdy ta mniej więcej przykryta jest śniegiem. Zimy są jakie są, każdy widzi – tylko inwestycja w rowery i odpowiednią infrastrukturę jest w stanie utrzymać podobne miejsca. To powinno być oczywista dla wszystkich, kto się w to bawi.

Do pisania tego tekstu zabierałem się jak jak pies do jeża, bo długo nie wiedziałem, co tak naprawdę chciałem napisać. Mam to szczęście, iż Justyna, z która byłem na miejscu, ma dużą cierpliwość do moich pomysłów, więc przynajmniej dobrze się bawiliśmy. To nie znaczy, iż czuliśmy się najeżdżeni. Podkreślam od razu – lubię Stożek, mam do niego sentyment (i miłe wspomnienia), ale jest to miejscówka przeznaczona dla bardzo określonej grupy docelowej. Czytaj – tej, która już naprawdę dobrze jeździ. Wszyscy pozostali niekoniecznie będą zadowoleni.

Sytuacja wygląda jednak odrobinę inaczej, jeżeli spojrzymy na Wisłę i okolicę jako całość, wówczas Stożek mógłby zacząć nowe życie. Początkujący, włącznie z dziećmi, stawiają pierwsze kroki w Skolnitach, następnie odwiedzają nowy Soszów (to temat na oddzielny wpis, powiem tylko, iż nam się podobało wbrew częstym narzekaniom), by się podszkolić. A kiedy już tam nauczą się tego, czego powinni na trasach czerwonych i czarnych, spoglądają w stronę Stożka. I tam upalają trasy zjazdowe.

Tyle tylko, iż ze zjazdu na pewno ośrodka nie da się utrzymać.

Co jest

Pierwszą pętlę zrobiliśmy jeszcze bez przewodnika w postaci Wojtka Koniuszewskiego, dobrego ducha tego miejsca, który organizuje tu obozy szkoleniowe dla młodzieży. Wyciąg jest może stary, ale za to tani, podjechać się da. Jednak oczekiwanie, iż dziewczyna, korzystająca z tego typu przybytku pierwszy raz, powiesi na poręczy kanapy rower enduro za siodełko – bo dzieciaki tak robią ze zjazdówkami – to proszenie się o problem. jeżeli choćby nie wystraszy wielu użytkowników, to mogą być co najmniej mocno poirytowani uszkodzonym sprzętem. Tym razem spadający rower udało się złapać.

A raczej czego nie ma – mapy i oznaczeń. Jedyne co przychodzi do głowy, gdy jest się na górnej stacji, to zjazd w prawo. Powód jest prosty – to jedyna widoczna ścieżka. To B-Line, chyba najbardziej znana trasa na miejscu obok trasy DH pamięcią sięgającą 2015 roku (która nie do końca istnieje). Przy odrobinie dobrej woli nadaje się też dla już jeżdżących w prawdziwym terenie początkujących, jak Justyna. Szkoda, iż trasa w połowie niknie w lesie. Koncówkę zjechaliśmy drogą. Albo to dobrze, bo przy drugim zjeździe, już z Wojtkiem, okazało się, iż część druga, poniżej drogi, jest jakieś 3 razy trudniejsza jak górna i zupełnie się dla początkujących nie nadaje. Wojtek podkreślał, iż z założenia miał to być „najtrudniejszy B-Line w Europie” i możliwe iż ma rację.

Na dole, koło kasy, możecie też znaleźć ślady starszych oznaczeń, które przewidywały więcej linii. Nie mają odniesienia w rzeczywistości.

Jest za to bardzo fajna – i trudna – linia enduro, która zaczyna się na lewo od górnej stacji i od połowy ma kilka wariantów. Jest stromo, dziko, tak jak powinno być. Wyobrażam sobie tu trenowanie do zawodów.

No i jest temat zjazdowy, z którego Stożek jest znany, tylko że… ludziom się nie chce. Trasa z Mistrzost Polski, podobnie jak A-Line, zaczynały się powyżej końcowej stacji wyciągu, więc trzeba kilkaset metrów podejść czy podjechać. Generalnie więc nikt tam niemal nie jeździ, trasy zarastają. Stara trasa DH startowała ze szczytu Stożka, dziś lepiej zacząć drogę niżej. Czy warto? Tak, choćby po to, by wyrobić sobie zdanie.

Co powinno być

Wspólny karnet na różne ośrodki w okolicy, tak, żeby ludziom chciało się zmienić miejscówkę i nie zastanawiali się, czy warto. Skoro nie będzie kosztowało nic więcej to będzie. Wpadną na weekend, może objeżdżą trzy ośrodki, a może jeden. Wcześniej czy później wykorzystają opcje i sprawdzą wszystkie. Idealnie byłoby, gdyby taki karnet obejmował też Ustroń i Istebną.

Wiecie, iż górami ze Stożka do górnej stacji Soszowa nie ma choćby 5 km? To także granica i popularny szlak turystyczny w sezonie, ale rowerem jazda jest możliwa, a gdyby tak jeszcze wzdłuż był łącznikowy singielek… Wisła ma potencjał na bike parkowe mocarstwo, nie mniejsze niż Bielsko-Biała na ścieżkowe.

A na Stożku? Minimum na początek to trzy trasy i skill zone na dole – B-Line, Enduro i DH oraz pełen zestaw oznaczeń. Prosta mapka, na górze i na dole i strzałki, dokąd jechać.

I haki z tyłu czy boku kanapy, by sensownie, bz odrapywania ramy, dało się powiesić rower.

Lubicie Stożek jak ja? Dajcie znać, czy podoba wam się mój plan ożywienia miejscówki!

Aktualności: stozekwisla.pl

Idź do oryginalnego materiału