
Zielonych, dzikich miejsc wokół nas brakuje, więc każda taka przestrzeń jest na wagę złota. Niestety jest też łakomym kąskiem dla wielu inwestorów.
Radio Kraków informuje o proteście mieszkańców gminy Oświęcim, którzy sprzeciwiają się planom utworzenia żwirowni na terenie 700-letnich Stawów Adolfińskich. Andrzej Skrzypiński, starosta oświęcimski, stanął po ich stronie.
– Sprzeciw mieszkańców jest jak najbardziej uzasadniony, ponieważ działalność żwirowni będzie powodować duże uciążliwości związane z samym wydobyciem i transportem żwiru. Z pewnością wypłynie to negatywnie na codzienny komfort życia – przyznał w rozmowie z krakowską rozgłośnią.
Stawy Adolfińskie, jak wyjaśniają mieszkańcy i popierani przez nich ekolodzy, są miejscem bytowania wielu gatunków owadów, ryb czy ptaków. Towarzystwo na rzecz Ziemi zamieściło niedawno film dokumentujący spacerujące trzy czaple nadobne. Portal ptaki.info wyjaśnia, iż to gatunek pojawiający się u nas regularnie, ale bardzo nielicznie, choć „ostatnio częściej niż dawniej”.
W rozmowie z Radiem Kraków Piotr Rymarowicz, prezes Towarzystwa na rzecz Ziemi z Oświęcimia, dodaje, iż stawy to „główna ostoja rybitwy białowąsej w Polsce”. Okoliczni mieszkańcy opisują, iż bardzo często dostrzec można bociana czarnego, a wieczorami nad głowami przelatują nietoperze, w tym te chronione.
Pomysł, aby w tym sąsiedztwie powstała żwirownia, wydaje się więc skrajnie nieodpowiedzialny. Dlatego mieszkańcy wspólnie próbują powstrzymać plany już na wczesnym etapie.
Problem polega na tym, iż zakusy na takie dzikie tereny są w wielu miejscach w kraju
Łódzka „Wyborcza” donosi, iż w Lutomiersku Krajowa Administracja Skarbowa planuje wybudować magazyn. Nie byłoby w tym nic niepokojącego, gdyby nie fakt, iż inwestycja miałaby stanąć w dolinie Neru. „W odległości 200 metrów od rzeki Ner, pod gołym niebem, będzie miejsce składowania między innymi 2 milionów litrów cieczy – alkoholi, paliw czy innych materiałów ropopochodnych” – tłumaczy obawy mieszkańców Michał Stanecki, przyrodnik.
To bardzo radykalna ingerencja w zielony charakter gminy Lutomiersk. Sprawa wydaje się dość kontrowersyjna, bo jeszcze nie wiadomo co z decyzjami środowiskowymi, a już ogłoszony jest przetarg na projekt i wykonanie – dodaje w rozmowie z serwisem.
Mieszkańcy przygotowali petycję „Ocalmy rzekę Ner i Górkę Charbicką!”. W apelu czytamy, iż dolina ma stać się niedługo Obszarem Chronionego Krajobrazu, który to jest prawną formą ochrony przyrody, co – ich zdaniem – tłumaczy „pośpiech inwestora oraz kompletny brak informacji ze strony władz”.
Inwestycja ma być umiejscowiona na zboczu wzgórza, w odległości 100 metrów od rzeki Młynówki i 190 metrów od rzeki Ner. Rzeki, nadrzeczne łąki i szuwary oraz okoliczne lasy są domem dla wielu gatunków roślin i zwierząt. Żyją tutaj m.in. bobry, sarny, lisy, łosie, sowy, nietoperze, wiele gatunków ptaków, w tym tych objętych ochroną gatunkową. O czystości wody w rzekach świadczy fakt, iż żyją w nich raki.
Protestujący obawiają się, iż „zanieczyszczenia świetlne i dźwiękowe wypłoszą lub zabiją okoliczną zwierzynę”
Ryzyko wycieku do rzek sprawia, iż ich zdaniem planowana inwestycja będzie tykającą bombą ekologiczną. Do tego dochodzi potencjalne niebezpieczeństwo związane z wybuchem pożarów.
Mieszkańcy zwracają również uwagę, iż okoliczne drogi są wąskie i pełne zakrętów. Tymczasem inwestor nie planuje przebudowy, co może oznaczać, iż w okolicy pojawi się ciężki sprzęt torujący ruch na drodze.
W poprzek drogi przebiegają korytarze ekologiczne, w każdej chwili przed auto może wyskoczyć sarna lub zając. Wpuszczenie w tak wąskie, niedostosowane drogi ciężkiego transportu skończy się katastrofą – przestrzegają.
Jak dodają, rzeka Ner przez długi czas była niszczona odpadami przemysłowymi z wielkich zakładów w Łodzi. „Teraz, po wielu latach, do rzeki wróciło życie. Przyroda na naszych oczach odrodziła się. Czy znowu mamy patrzeć, jak wszystko wokół umiera?” – kończą swój apel.
Arkadiusz Jaksa, starosta pabianicki, w rozmowie z łódzką „Wyborczą” wyjaśnia, iż jeżeli inwestor spełni wszystkie formalności i uzyska decyzje środowiskowe, to będzie miał związane ręce. Ewentualne decyzje będzie mógł podjąć burmistrz. Jarosław Dębski, włodarz Lutomierska, tłumaczy z kolei, iż najważniejszy jest audyt ws. oddziaływania na środowisko. o ile nie będzie zastrzeżeń, wówczas dopełnienie formalności ma być kontynuowane.
Burmistrz zapewnia, iż rozumie mieszkańców, ale jego zdaniem „strach ma wielkie oczy”. Skoro to inwestycja państwowa, to musi spełniać normy i przechodzić kontrole – tłumaczy. Gmina może za to zyskać miliony płynące z tytułu podatków. Środki zostaną przeznaczone z kolei m.in. na remonty dróg.
Uspokaja również Agnieszka Majchrzak, rzeczniczka Izby Administracji Skarbowej z Łodzi. Mówi nie tylko o zagwarantowaniu bezpieczeństwa, ale też o tym, iż na terenie nie ma „siedlisk bytowania ptaków i płazów, jest poza terenem rezerwatu”. Na dodatek powołuje się na głosy części mieszkańców, dla których dobrą wiadomością jest to, iż teren zostanie „zagospodarowany”.
Wydaje się to być sednem problemu i tego typu sporów
Wyobrażam sobie, iż dla wielu leżące odłogiem tereny, dzikie i „niepotrzebne”, są solą w oku. Współczesny świat do tego nas przyzwyczaił – nic nie może się marnować, wszystko musi być jak najbardziej wydajne. Kawałek ziemi jest dopiero wartościowy, o ile uznamy go za rezerwat, coś, co da się objąć ochroną po wcześniejszym sprawdzeniu, opisaniu i docenieniu. To samo dzieje się w miastach – na ratunek mogą liczyć drzewa wiekowe, charakterystyczne, wyjątkowe. A te zwykłe już się nie liczą i trafiają pod topór.
Wpadliśmy w pułapkę: o ile to nie rezerwat, o ile nie bytują zagrożone gatunki, to już można przekształcać i czynić sobie ziemię poddaną. Rzecz jasna zdaję sobie sprawę z argumentu „gdzieś trzeba budować”, ale jeszcze bardziej rozumiem mieszkańców, którzy chcą chronić cenne zielone, dzikie tereny. Coś, co dobrze znają i uwielbiają. Coś, co regularnie znika z ich oczu.
Pewną nadzieję daje fakt, iż mieszkańcy skrzykują się, działają, zakładają grupki na Facebooku, tworzą internetowe petycje, dzięki którym nagłaśniają swoje sprawy. To też jednak pokazuje, jak trudna jest to walka, bo każdy skrawek jest celem. I dlatego jest tak cenny.