
Spacerując obok powstającego osiedla zadałem sobie pytanie: kiedy przestaliśmy wymagać, aby wokół nas było ładnie?
W Łodzi tuż przy dworcu Fabrycznym wyrosły nowe bloki. Niestety nie są zbyt atrakcyjne. To typowe apartamentowce jakich powstaje wiele w całej Polsce. Można się przyzwyczaić, ale w tej okolicy kłują w oczy jeszcze bardziej. Dworzec to kawał intrygującej architektury. Obok są dwa celowo rdzawe wieżowce, swego czasu szumnie nazywane bramą miasta. Nie podobały mi się. Miałem wrażenie, iż bardziej pasowałby do Gdańska i stoczniowego klimatu. Zdążyłem się do nich przyzwyczaić, a teraz widok na nie od jednej ze stron zasłaniają nudne, do bólu nijakie bloki. Jakby tego było mało, to w okolicy mamy przecież jeszcze futurystycznie wyglądające EC1.
Czasami chaos bywa twórczy, a magia miejsca tworzy się dzięki temu, iż nic do siebie nie pasuje. Tyle iż nie w tym przypadku. Jest mi smutno, iż nie wymagano od dewelopera czegoś więcej. To przecież ważne miejsce w Łodzi, jedno z pierwszych, które zobaczą turyści wychodzący z dworca. Nie można było zawiesić poprzeczki wyżej? Postarać się? Dlaczego sama firma nie uznała, iż raczej nie wypada postawić na przeciętność. Skoro otoczenie jest zacne, to niech nie wytykają nas palcami. Czy wysokie ceny za metr kwadratowy muszą przysłaniać wszystko inne i sprawiać, iż o niczym nie da się już myśleć?
Lubię tę okolicę, to tak zwane nowe centrum Łodzi. Faktycznie tworzy się tu zupełnie nowa część miasta. Nowe bloki, mimo ich nieprzekonującego wyglądu, niczego pod tym względem na szczęście nie zmienią. Podejrzewam, iż za rok, dwa czy trzy dalej będę z podziwem patrzył jak powstało coś z niczego, przestrzeń ożyje. Pewnie pojawią się jakieś kawiarnie, a choćby o ile tylko sklepy z pewnym płazem, to i tak wejdę po coś do picia. Nic jednak nie poradzę, iż podczas spacerów w tej części miasta i obserwacji nowych bloków zawsze powraca to pytanie: kiedy przestało nam zależeć?
Ostatnio wybrzmiewa mocniej i głośniej. Trafiliśmy przez przypadek na jedno widzewskie blokowisko. Już o nim wspominałem, a przypominam o tym, by pokazać, jak duże wrażenie zrobiły na mnie niepozorne bloki, też niby zwykłe i dobrze znane. Niskie, otoczone zielenią. Projektanci zadbali o detale. Wejścia do klatek schodowych wyglądają inaczej niż w innych tego typu osiedlach. Balkony mają małą, skośną ściankę. Taki odwrócony daszek, ale na dole. Nie umiem tego choćby opisać, ale bardzo mi się spodobały. Prawdopodobnie dlatego, iż nie pełnią żadnej funkcji. Nie zapewniają prywatności, skoro są na wysokości kostek. Ktoś je zaprojektował i wymyślił tylko po to, żeby komuś mogły się spodobać. By pomyślał: o, ładnie. Podejrzewam, iż autor koncepcji zdawał sobie sprawę, iż większość może nie spojrzeć, machnąć ręką. Ale ktoś, być może, doceni ten drobny gest i tylko dla tej drobnej przyjemności zrobionej przyszłemu nieznajomemu warto się postarać, zmarnować nieco więcej materiału i farby.
Oczywiście takie podejście jest ryzykowne, bo prowadzi do sytuacji, kiedy coś ma wyglądać, a nie działać. Jest ładne – a dla innych brzydkie – i na tym cała dyskusja się kończy. Balkon nie ma być dziełem sztuki. Tyle iż czasami miło się robi, gdy choćby on potrafi zaskoczyć.
Ciekawe, jakby to było, gdyby takie podejście funkcjonowało częściej
Gdyby bardziej nam zależało. Wymieniamy telefony, zegarki, a choćby słuchawki, telewizory czy lodówki na takie, które nie tylko mają dobre i potrzebne nam funkcje, ale też się podobają. Co by było, gdybyśmy wymagali tego samego od sprzętów, z którymi mamy kontakt w miejscach publicznych: od automatów paczkowych, bankomatów, biletomatów, kas samoobsługowych.
Czasami nie mogę wręcz patrzeć na te wszystkie skrzynki, które są postawione byle jak i byle gdzie. Funkcja biletomatów, automatów paczkowych czy bankomatów jest niby prosta – klikamy, bierzemy co nasze (paczka, banknoty, bilety) i odchodzimy. Nie ma miejsca na ozdobniki i zachwyty.
Tylko czasami zapomina się choćby o łatwym dostępie. Żeby chodnik był równy, żeby było miejsce. Mam wrażenie, iż ta bylejakość opanowała wszystko, a ja chciałbym zobaczyć kasę samoobsługową, z której po prostu miło się korzysta. Nie mam pojęcia, co musiałaby mieć. Może jakiś ładny przycisk. Fikuśny skaner, lekki i tak dobrze leżący w dłoni, iż żałujemy, gdy odkładamy go na wieszak? Po jednym kontakcie z nim mamy później ochotę wydłużać listy zakupów, aby dłużej z niego korzystać. Skoro automaty paczkowe ciągle mają ekrany i przyciski, to ładniejsze ramki? Pamiętam, jak zachwycałem się klawiszami w nowym walkmanie. Doceniłem taki drobiazg dlatego, iż brakuje okazji do podobnych radości.
Jeśli już muszą zalewać nas kolejne automaty – a będzie ich więcej choćby za sprawą butelkomatów – to dlaczego nie mogą się wyróżniać wyglądem albo chociaż tym, by porastały zielenią? Nie chodzi mi o efekciarstwo, popisy i ekstrawagancję, a wtopienie się w otoczenie, nawiązanie, zgranie się z resztą.
Ale tak, chodzi też trochę o zabawę, grę, szaleństwo. Rozmarzyłem się i wyobraziłem sobie świat, w którym przyciski do otwierania drzwi w autobusie albo te, które wymuszają szybsze włączenie zielonego na przejściu dla pieszych, nie tylko pełnią swoją funkcję, ale sprawiają przyjemność, gdy się je dotknie. Nie wiem, jakie miałyby być. Niech ich twórcy mnie zaskoczą! Przecież tyle osób ma z nimi kontakt, dlaczego by nie wykorzystać tej szansy?
Problem w tym, iż mało komu już na takich zachwytach zależy. Pewnie dlatego, iż przestaliśmy wymagać. A szkoda.
















