Test Romet Dagger 1.0 historia z happy endem

magazynbike.pl 2 miesięcy temu

Jak jeździ abstrakt? Rower, na który czekało się latami? Miałem wyjątkową okazję by to sprawdzić, a Romet Dagger, bo o nim mowa, w końcu trafił na test do naszej redakcji. Zanim jednak przeczytacie moje wrażenia, konieczna jest mała podróż w czasie.

Mamy więc rok 2018 i Targi Kielce Bike-Expo. Przed epidemią, wojną, szczyt tej imprezy, ostatnie takie godne miana najważniejszych targów branżowych w Polsce. Hale pełne ludzi i nowości, a wśród nich gwiazda – ukryty pod szklanym kloszem wydruk 3D enduro Rometa. Czarny, zgrabny, dopasiony w zawieszenie DT Swiss i inne smaczki. Z własnym projektem zawieszenia z elastycznymi fragmentami widełek tylnych w okolicach haków koła w miejsce zawiasów.

Za stworzenie maszyny odpowiadał Paweł Marczak, twórca m.in. Antidota. Dziwicie się, iż byłem interesujący jak jeździ?

Wdrożenie sprzętu do produkcji trwało długo, o wiele dłużej niż się spodziewałem. Pierwszy jeżdżący egzemplarz, już z aluminium, tak jak był projektowany od początku, widziałem na zdjęciach 3 lata temu, w okresie 2021. Nigdy jednak na żywo. W tym roku za to można znaleźć go w internecie w ofercie różnych sklepów, co zdaje się potwierdzać dostępność.

Jeden model dwie wersje

Romet ma w ofercie dwie wersje Daggera, celowo wybrałem do testu tańszą, zakładając, iż mamy sezon, w którym kupujący szukają rowerów o dobrym stosunku jakości do ceny. Po wstępny reserch’u ustaliliśmy kwotę 12000 złotych za sensowną, to na tym poziomie powinniśmy już mieć nie tylko działający napęd, ale i amortyzację. Testowaliśmy już kilka podobnych rowerów i intuicja znalazła potwierdzenie. Dagger z numerkiem 1 idealnie się w to wpisuje, bo kosztuje na stronie firmowej Rometa 11999 złotych.

Wariant wyższy oznaczony cyferką 2, kosztujący 15999 zł, ma identyczną ramę i kilka innych komponentów, ale widelec RockShoxa i koła DT Swiss, oraz napęd Shimano 1×12 z elementami grup XT/SLX. Nominalnie ma ważyć 15,00 kg (w rozmiarze M), podczas gdy nasz egzemplarz testowy w rozmiarze L pokazał na redakcyjnej wadze 15,98 kg (opony na mleku, bez pedałów).

Rower wygląda praktycznie identycznie, jak na projekcie, zachowano wszystkie cherakterystyczne elementy. Dotyczy to zarówno mocowania tłumika, jak i krzywek go popychających oraz oczywiście wahacza. To przez cały czas jest jedna całość, bez zawiasów koło haków tylnego koła. Co nominalnie czyni go jednozawiasowcem. Faktycznie jednak rolę przegubów pełni elastyczność górnych widełek wahacza, a Romet sięgał tu podobno po konsultacje ze specjalistami z AGH, by osiągnąć pożądaną wytrzymałość materiału.

Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, iż rower był gotowy koncepcyjnie w 2018 roku (!) to imponujące, z jak nowoczesną konstrukcją mamy do czynienia. To samo rozwiązanie rezygnujące z łożysk w tzw. międzyczasie bardzo się spopularyzowało, znajdziemy je przede wszystkim w rowerach XC i zwykle w konstrukcjach karbonowych. Ale Romet nie jest jedyny, np. Giant w modelu Stance konsekwentnie stosuje to samo rozwiązanie w materiale ze stopu. Pamiętam, iż gdy pytałem projektanta o rower, podkreślał, iż wszystko zostało odpowiednio wyliczone pod kątem wytrzymałości. Co więcej, rower został zaprojektowany wówczas jako cała platforma, z możliwością zastosowania różnej długości tłumików, a tym samym skoków.

Finalnie mamy wariant, który ugina się z tyłu na 140 mm, a z przodu 150 mm. W Daggerze 1 z tyłu dostajemy tłumik RockShox Super Delux Ultimate RCT, ze zbiornikiem wyrównawczym (to nawiasem mówiąc rzadkość w tej klasie cenowej), z przodu towarzyszy mu X-Fusion MQ Queen RC HLR. To widelec powietrzny, topowa wersja tego modelu, z zewnętrzną regulacją tłumienia kompresji dla małych i dużych prędkości oraz tłumienia powrotu. Widelec ma golenie o średnicy 34 mm.

Rower jest wyposażony jednolicie i spójnie, na poziomie Shimano Deore, a największy wpływ na jego finalną wagę mają… koła z oponami. Proste piasty Shimano HB-MT400BB/FH-MT510BB i obręcze WTB plus bardzo dobre opony enduro Michelina Wild Enduro Gum-X 29×2,4 swoje ważą. To perspektywicznie najprostsza metoda odchudzenia tego sprzętu.

Te gumy to jednocześnie bardzo dobry set podobnie jak czterotłoczkowe hamulce Shimano, z dużymi tarczami – 203/180 mm.

Także napęd to dobry wybór, kompletne Shimano Deore 1×12 to konsekwentnie rozsądny i sprawdzony zestaw. Szeroki zakres przełożeń plus przednią zębatka trzymając łańcuch są przydatne i spełniają swoją rolę.

Sztyca teleskopowa to także X-Fusion, z prostą, ale funkcjonalną manetką. Krótkie dźwignie hamulcowe dobrze pasują do sportowego roweru.

Solidne są też pozostałe części, takie jak mostek (40 mm długości) i aluminiowa kierownica (780 mm). One także wpływają na finalną wagę roweru i mogą być przedmiotem celowego tuningu.

Geometria

Rower został zaprojektowany bardzo perspektywicznie i jest zgodny z obecnymi standardami dla tego typu sprzętu. W rozmiarze L zasięg (reach) wynosi 470 mm, a rama jest zgrabna, rura górna nisko poprowadzona, podsiodłowa krótka (440 mm). Rower ogólnie dostępny jest w trzech rozmiarach, poza L, także M i XL. Nominalnie kąt główni wynosi 64,5 stopnia, ale zmierzony 63,5 stopnia (widelec jest wysoki, dłuższy niż odpowiedniki np. RockShoxa), podsiodłowy 70 stopni, ale rura startuje przed środkiem suportu, więc rzeczywisty w granicach 76 stopni. Tylne widełki zaś mierzą 440 mm (katalogowo 436,5 mm). To kąty typowe dla wielu rowerów enduro, choć teoretycznie Dagger miał być bardziej trailówką.

Warunki testowe

Po pierwszej jeździe na Raduni – tam też finalnie kręciliśmy podsumowanie testu – stało się jasne, iż pełen potencjał rower jest w stanie wykorzystać w bike parku. Waga 16,5 kilograma z pedałami oraz ciężkie koła z oponami o dużej przyczepności powodują, iż ten rower podjeżdża… powoli. Pozycja jest przyjemna, a tył można zblokować, więc jak najbardziej jest to możliwe, ale waga robi swoje. Już pierwsze zjazdy w terenie podpowiadały jednak, iż tkwią w nim duże możliwości.

Zgadza się bowiem geometria, zarówno kąt główki, jak i długość roweru. Nominalnie przy wzroście 169 cm mógłbym też jeździć na M, ale i L było w granicach tego, co używam na co dzień. Tym bardziej, iż rower ma i dobrze dobrany mostek (40 mm), jak i szerokość kierownicy (780 mm, ta, ze względu na kształt wymaga wyczucia ustawienia, finalnie jednak mi pasowała).

Plan konkretnych testów został zrealizowany błyskawicznie i rower trafił do dwóch czeskich bike parków pod rząd – na Klinovec i Plesivec. Są położone o 15 kilometrów od siebie i oferują pełną rozpiętość tras, od niebieskich rodzinnych po pucharowe DH. Na zdjęciu powyżej widzicie jedną z tras zjazdowych w Klinovcu. jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, iż dla odmiany w Plesivcu rozgrywane są też zawody z czeskiej serii pucharu enduro, staje się wiadome, iż sprzęt można w tych warunkach sprawdzić w 200%.

Jak jeździ Romet Dagger?

Uwielbiam ten typ rowerów. Jaki? Ze skokiem, który nie przyprawia o chorobę morską, za to z nowoczesną geometrią. Tak się składa, iż ostatnio taki sprzęt w granicach 130/140 mm testuje najczęściej, a Dagger, choć większy, wpisuje się w tę kategorię. Nie chodzi o sam skok, ale też charakter pracy zawieszenia – fakt, iż elastyczne widełki wspierają pracę tłumika dodaje całości sprężystości, pod koniec ugięcia staje się też ono progresywne. jeżeli dodamy do tego fakt, iż kąt widelca jest płaski, a przód wysoki, jasne jest, iż na rowerze można więcej niż nominalna wielkość skoku sugeruje. W dodatku rower dostał opony i amortyzatory wyższej klasy niż półka cenowa, co także odwdzięcza się w trakcie jazdy. Guma klei, a widelec i tłumik można wyregulować tak, iż bedą działały bardzo sprawnie. Ba, amortyzator przedni ma oddzielną regulację tłumienia dla małych i dużych prędkości, z czego warto korzystać, by np. wyłapywać szybkie uderzenia następujące po sobie.

Na początku, próbując latać, musiałem się tylko przyzwyczaić do tego, iż rower ma lekko przesunięty do przodu środek ciężkości (widelec waży oficjalnie 2100 g). Potem jazda była już czystą przyjemnością. Po dotarciu nie było też problemu z hamowaniem – tarcze mają odpowiednią wielkość, a hamulce z czterema tłoczkami, choćby bez logo typu Shimano XT, „robią robotę”.

Co bym poprawił w tej specyfikacji, która już jest? Sztyca miała tylko 100 mm skoku, tu zmieściłoby się swobodnie 150 mm. Domyślam się, iż chodziło o utrzymanie poziomu cenowego, ale każdy użytkownik zapewnie powita większy skok z euforią przy kilka wyższej cenie. No i chwyty – piankowe, seryjne, są śliskie. Tu coś przykręcanego i przyczepnego będzie mile widziane.

Kropką nad i powinna być lekka prowadnica łańcucha i osłona tylnych widełek – tu latając obija się rurę. Deore to jednak nie jest Saint.

Ten rower potrzebuje trochę miłości!

Najważniejsze – Dagger to konstrukcja własna Rometa, której nie powstydziłaby się żadna marka. I jednocześnie takie brzydkie kaczątko w kolekcji. Niepozorny, bez względu na wersję – bo wyższa wersja jest po prostu srebrna – bardzo zyskuje przy bliższym poznaniu, bo naprawdę dobrze jeździ. Ma nowoczesną geometrię i świetnie radzi sobie w trudnym terenie, a w tańszej wersji, którą testowaliśmy, wyposażenie jest spójne i funkcjonalne.

Nie da się ukryć jednocześnie, iż mógłby być lżejszy, aż się prosi o lekki upgrade typu lżejsze koła, opony czy kierownica i siodło. Tu niewielkim kosztem poprawimy jego możliwości na podjazdach. Niekoniecznie od razu do wariantu droższego z dwójką w nazwie, bo nie ma aż takiej konieczności.

Info: romet.pl/rower-gorski-romet-dagger

Idź do oryginalnego materiału