Recenzja okulary Tygu Shred

magazynbike.pl 4 godzin temu

Jak do tego doszło nie wiem! Faktem jest, iż w ostatnim sezonie częściej zobaczyć premierę nowych okularów niż gogli, a te z dużymi soczewkami zdają się wypierać z rynku ochronę oczu „na gumce” w wielu dyscyplinach rowerowych. Z drugiej strony się nie dziwię, bo okulary takie jak Tygu Shred pokazują, iż stanowią wygodniejszą alternatywę. Shredy sprawdzaliśmy przez ostatnie kilka tygodni, czas na podsumowanie.

Tak się składa, iż to już kolejna para jaką sprawdzaliśmy, ba, niektóre z nich mieliśmy przepremierowo, możemy więc powiedzieć, iż znamy propozycje Tygu naprawdę dobrze, przechodząc przez kolejne generacje. Wrażenia z użytkowanie poprzednich znajdziecie poniżej w linku. W przypadku okularów jak wiadomo większy wybór zawsze cieszy, z tym większym zainteresowaniem przyjęliśmy w naszych skromnych progach kolejny model.

Test okularów Tygu dla dużych i małych

Tym bardziej, iż okulary to rzecz bardzo indywidualna. Nie bez powodu istnieją optycy, którzy oprawki oferują we wszystkich możliwych rozmiarach i kształtach, o kolorach nie wspominając. I to wszystko poza prozaicznym faktem samych soczewek, które mogą być korekcyjne, przeciwsłoneczne itd.

Justyna na Deadline z Raduni we Flame

W przypadku wcześniejszych modli Tygu najbardziej polaryzujący jest Flame ze względu na jego wielkość. Nie chodzi o to, iż są za duże – a są wielkie – tylko proporcje w stosunku do wielkości twarzy. W moim przypadku jak do tej pory był to ulubiony model z gatunku „wszystkomających”, optymalnie wypełniający lukę po goglach – za którymi zupełnie nie tęsknię, jeżeli tylko nie jeżdżę w fullfejsie.

Zawody Eanduro Trails Adventure i inna para Tygu Flame

Mówiąc wprost – Justyna, choć ich używała, konsekwentnie też twierdziła, iż są dla niej za duże. I tu cały na biało – a raczej szaro, bo ramka ma tylko taki możliwy kolor – wchodzi nowy Shred, który jest odrobinę mniejszy. Ta „odrobina” robi różnicę, bo poza tym okulary są podobne. Duże soczewki osłaniają przed wiatrem i chronią przed tym, co mogłoby wpaść do oczu. No i możemy mieć fotochromy!

Na górze Tygu Flame na dole Shred
Po lewej Tygu Shred po prawej Flame

Soczewki fotochromatyczne to generalnie fantastyczny wynalazek, pozwalają bowiem rozwiązać problem zmiany soczewek w zależności od warunków oświetleniowych. Słońce nie świeci, gruba pokrywa chmur – mamy soczewki przezroczyste. Wychodzi zza chmur, soczewki automatycznie pod wpływem promieniowania UV przyciemniają się. Wszystko dzieje się „samo”, okulary różnią się tempem przyciemnienia i rozjaśnienia (są zwykle różne). Stopień maksymalnego przyciemnienia także może się różnić – i tu dobrym przykładem także jest zestawienie Flame i Shred, gdzie Flame są w słońcu odrobinę ciemniejsze – co widać też pod światło, na tle nieba, jak i w promieniach słońca na zdjęciach na górze.

I znów porównanie – Shred po lewej, Flame po prawej

Co nie oznacza znów, iż koniecznie jedne są „lepsze”, czy „gorsze”, a bardziej odnosi się do indywidualnych preferencji. Są osoby, które wolą soczewki typu „na włoskie słońce”, czyli bardzo ciemne – i takie uzyskujemy przez po prostu mocne barwienie soczewek, a nie ich przyciemnianie w fotochromach. A są takie, które lubią, gdy jest jasno.

Jak się ma to do Shredów? Te nie dość, iż są przy maksymalnym zaciemnieniu lekko jaśniejsze niż Flame – to wskazówka przy wyborze – to w dodatku w zestawie mamy 2 pary soczewek, drugie są po prostu przyciemniane. Tu porównanie widzicie po lewej stronie, z zewnątrz obie pary są bardzo podobne. Wszystkie soczewki są poliwęglanowe, a Tygu nazywa technologię zabezpieczającą je przed zarysowaniem REVO. Bez względu na oznaczenie techniczne faktem jest, iż są trwałe, dotyczy to zarówno lustra na zewnątrz, jak i strony wewnętrznej.

Faktem jest, iż wyposażenie okularów jest spartańskie i sprowadza się do gumowanego noska oraz zauszników z dwóch rodzajów materiałów. Co oznacza, iż za dopasowanie odpowiada… kształt głowy. Dobra wiadomość jest taka, iż zauszniki nie są ciasne, więc jest duża szansa, iż będzie zadowoleni jak ja. Ale uwaga – problematyczne może być użycie z kaskami, które mocno zachodzą na tył głowy, wówczas proste końcówki mogą z nimi kolidować. Tu nie pozostaje nic innego jak zmierzenie, czy nie dochodzi do kolizji. W moim przypadku z POCem Kortal do kolizji dochodziło, z Enduą Hummvee Mips nie. Końcówki nie mają regulacji – więc good luck! Dla porównania – w modelu Flame w środku były metalowe wstawki, które pozwalały wygiąć zauszniki w dół.

Jednocześnie ja z samych okularów byłem i jestem zadowolony i jest to mój podstawowy model używany na rowerze. Także na szosie i gravelu (tu będzie oddzielny, dedykowany test). Soszewki przeciwsłoneczne zmieniłem od razu na fotochromowe i używam ich bez przerwy. Uwaga na marginesie – pierwsza zmiana soczewek jest stresująca, bo Shredy trzeszczą przy tym, jakby miały pęknąć. Moje dzielnie zniosły procedurę i działają bez problemów.

Są też mało podatne na zarysowania i pomimo tego, iż spore, nie odporne na zaparowanie (choć nie jeździłem jeszcze w mokre i zimne jesienne poranki, bo takich nie było). Sam zaś proces zmiany jasności soczewki jest na tyle szybki, iż po wyjściu na słońce trudno jest zrobić zdjęcie… soczewki czystej. Samo przyciemnienie także jest mało inwazyjne, zdarzało mi się ściągnąć je, by się upewnić, iż na pewno są ciemniejsze. Były!

Podsumowanie

Tygu oferuje udany pakiet zgrabnych oprawek z dwoma parami soczewek, w tym z fotochromatyczną w zestawie, co sprawia, iż jest to propozycja na okrągły sezon. To, iż soczewki Tygu są dobrej jakości, zdążyliśmy się już przyzwyczaić wcześniej, także tu obraz jest czysty, bez zmian i zniekształceń, to najważniejsze. Nowy model oferuje odmienny kształt oprawek do wyboru, dla tych, dla których Flame mógłby się okazać zbyt duży. Cena 249 zł za zestaw z dwoma parami „szkieł” i z solidnym opakowaniem podróżnym, biorąc pod uwagę też dobre wykonanie całości, jest zdecydowanie korzystna.

Do okularów można kupić też adapter do szkieł korekcyjnych.

Info: gotygu.com/produkt/okulary-shred/

Idź do oryginalnego materiału