Czy warto wybrać ten mechaniczny napęd do gravela? MicroShift to marka, która przez lata pozostawała w cieniu gigantów branży rowerowej, takich jak Shimano, SRAM czy Campagnolo. Dopiero pandemia COVID-19 i problemy z dostępnością komponentów sprawiły, iż wielu rowerzystów zaczęło szukać alternatyw, a MicroShift pokazał, iż ma sporo do zaoferowania – zwłaszcza w segmencie budżetowym. Najnowsza grupa Sword, przeznaczona do rowerów gravelowych, wpisuje się w filozofię firmy, oferując solidne rozwiązanie w przystępnej cenie. Przez ostatni rok testowaliśmy ten napęd w dwóch różnych rowerach – czas na podsumowanie.
MicroShift Sword – budżetowy napęd do gravela
MicroShift od dawna oferował tańsze alternatywy dla grup Shimano, często w postaci kompatybilnych przerzutek. W czasie pandemii firma poszła o krok dalej, wprowadzając pełne grupy napędowe – najpierw dla rowerów MTB (np. ADVENT X), a później także dla graveli. Tak naprawdę istniały one wcześniej, ale…. pozostawały niezauważone. Przy okazji epidemii okazało się, iż na rynku (w końcu) pojawiły się modele na kompletnych napędach MS, komponentach Centos i Advent X. Te nie były jednak doskonałe ergonomicznie, przede wszystkim klamkomanetki o bulwiastym kształcie. W odpowiedzi na potrzeby rynku powstał MicroShift Sword – mechaniczny napęd dostępny w konfiguracjach:
- 1×10 – kaseta 11-48 z
- 2×10 – kaseta 11-38 z, korba 36/29 z
Niedawno pojawiła się również uproszczona wersja Sword Black (1×9), która bazuje na tych samych rozwiązaniach technicznych.
Co wyróżnia Sword na tle konkurencji? To w pełni mechaniczna grupa, kompatybilna wyłącznie z mechanicznymi hamulcami. Nie znajdziemy tu hydrauliki – a to zarówno zaleta, jak i wada.
Ergonomia i działanie manetek – największa zmiana na plus
Jedną z największych bolączek wcześniejszych produktów MicroShift była ergonomia manetek. W Sword widać wyraźne inspiracje Shimano GRX – chwyty są wygodne, zapewniają dobre podparcie dłoni i umożliwiają pewne operowanie dźwigniami zarówno z górnego, jak i dolnego chwytu.
System zmiany biegów różni się od tego, do czego przyzwyczaiło nas Shimano i SRAM. MicroShift zastosował logikę dwóch dźwigni:
- Jedna odpowiada za zmianę na cięższe przełożenia,
- Druga, mniejsza ta na górze, na lżejsze.
Działanie jest intuicyjne, choć wymaga nieco większej siły niż nowoczesne napędy Shimano czy SRAM. Można to porównać do starszych manetek SRAM. Warto też podkreślić oddzielną regulację odległości dźwigni od kierownicy, co poprawia ergonomię i pozwala dopasować je do wielkości dłoni użytkownika. Wspomnienie w teście o GRXie nie jest także przypadkowe – bo manetki Sworda ergonomią mocno ją przypominają, są różnie wygodne.
Powtarzam – w porównaniu z poprzednią generacją napędów MS Sword to gigantyczny skok jakościowy. Sama zmiana biegów funkcjonuje bezproblemowo, jest też wyraźnie słyszalna (to plus, dodatkowa informacja zwrotna).
Same dźwignie przystosowane są też do kierownic z flarą i lekko odgięte na boki, co sprawia, iż są zwyczajnie ddostępne, dotyczy to w szczególności dźwigni hamulców. Małe dźwignie do przerzutki tylnej są jednak… małe, co wymaga przyzwyczajenia.
Montaż i kompatybilność – prostota i kilka ograniczeń
Sword to jedna z nielicznych grup na rynku, która zachowała pełną kompatybilność ze starszymi rowerami. Nie znajdziemy tu elektronicznych rozwiązań, skomplikowanej konfiguracji czy wymogu stosowania konkretnego suportu.
Montaż całości był bezproblemowy – testowaliśmy grupę w dwóch rowerach i za każdym razem instalacja przebiegała sprawnie.
Jednak jest tu pewien haczyk – w przeciwieństwie do starszych grup MicroShift, Sword nie jest kompatybilny z innymi producentami. Nie da się połączyć manetek MicroShift z przerzutką Shimano czy odwrotnie – wszystkie komponenty muszą pochodzić z tej samej grupy.
Za to praktyczna jest regulacja śruby baryłkowej naciągu linki pod kątem, skuteczne jest też sprzęgło (tłumik drgań) w przerzutce. Nie ma regulacji, ale jest mocne. Nawiasem mówiąc – korba jest tylko jedna, do wersji 1x w razie potrzeby można przykręcić drugą tarczę. także rozstaw otworów 100/80 BCD jest asymetryczny i jednocześnie standardowy, istnieją zamienniki zębatek, np. Wolf Tootha.
Zakres przełożeń z trybem 11-48 jest także wystarczający jak do roweru użytkowego. Do bikepackingu, jazdy z bagażami, przydałaby się mniejsza zębatka z przodu w wersji 1x, albo należy od razu wybrać wariant z 2 tarczami, który ma szerszy zakres. Na szczęście, tak jak wspomniałem, da się kupić inne zębatki na wymianę.
Hamulce – tylko mechaniczne. Czy to wada?
Sword współpracuje wyłącznie z hamulcami mechanicznymi. W teście stosowaliśmy dwa zestawy:
- Avid BB3,
- Tektro
W obu przypadkach hamowanie było wystarczające w warunkach miejskich i gravelowych, choć oczywiście mechaniczne zaciski nigdy nie dorównają hydraulice. Za każdym razem wielkość tarcz była ta sama i wynosiła standardowe 160 mm. jeżeli planujesz jazdę w górach lub wymagających warunkach, może to być czynnik decydujący. Sword ma specjalnie przesunięte punktu obrotu dźwigni hamulca, by podnieść stosunek przełożeń – wyciągać więcej linki – ale przez cały czas są to hamulce mechaniczne i nic tego nie zmieni. Da się oczywiście zatrzymać rower gwałtownie w miejscu, ale wymaga to użycia dużej siły.
Waga i cena – czy warto?
MicroShift Sword to solidna, ale niezbyt lekka grupa. W testowanej konfiguracji, bez łańcucha i suportu, ważyła ponad 2 kg (2224 g). To więcej niż konkurencyjne zestawy, ale różnice nie są dramatyczne.
Co z ceną?
- Minimalna rynkowa cena zestawu (manetki, przerzutka, korba, kaseta) – ok. 1100 zł
- Cena sugerowana – 1500-1600 zł
Do tego trzeba doliczyć jeszcze hamulce, łańcuch i suport, co sprawia, iż finalna cena może zbliżyć się do poziomu SRAM Apex, który oferuje już hydrauliczne hamulce. De facto, w momencie gdy pisałem to podsumowanie, można było kupić w sieci kompletną grupę Apex 1×11 za 1549 zł, co sprawia, iż Sword pozostaje atrakcyjny głównie dla fanów starczych rowerów, gdzie przejście na hydraulikę jest skomplikowane.
Albo ktoś chciałby upgrade dokonać sam, stopniowo, i obawia się zabawy z układami hydraulicznymi ze względu na ich większą komplikację. przez cały czas Sword będzie miał jednak szerszy zakres przełożeń.
Podsumowanie – dla kogo jest MicroShift Sword?
Po roku użytkowania MicroShift Sword można określić jako udaną, ale specyficzną grupę napędową. To świetny wybór dla osób, które:
Modernizują starszy rower – pełna mechanika i kompatybilność ze starszymi ramami,
Cenią trwałość i prostotę – brak elektroniki, wytrzymałe komponenty,
Nie chcą przepłacać – atrakcyjna cena względem konkurencji,
Nie potrzebują hydraulicznych hamulców – jeżeli hamulce mechaniczne są dla Ciebie wystarczające, Sword będzie dobrym wyborem.
Główne wady?
Brak kompatybilności z innymi grupami – trzeba kupić cały zestaw,
Hamulce tylko mechaniczne – dla niektórych to duży minus,
Nie jest najlżejszy – ale w gravelu nie zawsze liczy się waga.
Czy warto? Tak, jeżeli szukasz budżetowego, niezawodnego napędu mechanicznego. jeżeli jednak możesz dołożyć do hydrauliki, konkurencja w postaci Shimano GRX czy SRAM Apex może być bardziej opłacalna.