Enduro Girls i zbalansowane obozy rowerowe

magazynbike.pl 3 miesięcy temu

W rowerowym gronie coraz częściej i chętniej dziewczyny przejmują inicjatywę i wychodzą na przeciw narzucanej presji tworząc własne girls only środowiska, pełne otwartości i niezastąpionej energii. W świecie enduro takich inicjatyw również nie brakuję – ba, pojawiają się tylko kolejne. Postanowiłam więc przekonać się na własnej skórze, jak to wygląda od środka, wybierając się na camp Martyny Romanow – Enduro Girls, organizowany we współpracy z Izersky Collective.

Zdjęcia by @izerskycollective

Terminy na wiosenne terminy były już ogłoszone końcem grudnia i powiem Wam jedno – miejsca rozeszły się niczym świeże bułeczki. Są one z założenia podzielone na podstawie poziomu zaawansowania i tego, jak pewnie czujemy się na rowerze, chociaż jedno jest pewne – nie ważne jak i ile jeździcie, znajdzie się tu dla Was miejsce i przestrzeń do rozwoju.

Ja ostatecznie trafiam na czerwcowy wyjazd, a baza noclegowa ma miejsce w Domu Pod Kasztanem w Kopańcu, z której lokalne szlaki są na wyciągnięcie ręki. Spotykamy się w czwartek w godzinach wieczornych i zaczynamy od szybkiego i kompleksowego szkolenia odnośnie ciśnienia w amortyzatorach, jak i oponach. Ustawianie zawieszenia, SAG’u, rebound’u, poznanie pojęć LSC i HSC i przydatnych wskazówek technicznych to coś, o czym uczymy się nie tylko od strony technicznej, ale i praktycznej na własnych rowerach. Wieczór spędzamy na wspólnej integracji i bliższemu poznaniu się, gdzie jak się okazuję często nie jesteśmy świadome, iż w tym samym mieście mieszkają dziewczyny o takiej samej zajawce enduro.

Piątek widnieje pod szyldem dnia enduro shuttle, czyli wyjazdu busem pod trasy i dotarcie z korby na ich start. Przed pierwszym zjazdem zaczynamy jednak od wspólnej rozgrzewki i przypomnienia prawidłowej pozycji na rowerze, po czym zaczynamy zjazdy – jeden za drugim, z przerwą na kawę i ewentualnymi postojami przy bardziej technicznych sekcjach – a każda z uczestniczek ma przestrzeń by pokonać je we własnym tempie i bez jakiejkolwiek presji. Odhaczamy między innymi takie trasy jak: Grabowiec, Perun, Piorun, Leszy czy zjazd żółtym szlakiem z Zakrętu Śmierci. Dzień zamykamy wieczorną praktyką jogi pod przewodnictwem instruktorki oraz przepysznym jedzeniem, które w trakcie trwania obozu dostarczała nam Ola z cateringu Wspólny Stół.

Harmonogram obozu zawierał plany awaryjne w przypadku niesprzyjającej pogody, jednak udaje się nam realizować rzeczy według niego. W sobotę rano jesteśmy w drodze do czeskiego Bikepark’u Tanvaldský Špičák, który zaskakuje nie tylko dobrą lokalizacją ( jedynie godzina drogi ), ale również miłą obsługą, pomagającą przy zakładaniu i ściąganiu rowerów na wyciągu. Bikepark oferuję 3 trasy – niebieską, czerwoną i czarną, które według oznakowania wymagają od nas pewnych umiejętności. Pierwsze zjazdy wykonujemy wspólnie w pewnych odstępach, by zapoznać się z trasami, po to by w następnych zjazdach nabrać pewności i szybkości.

Trasy według bikepark’u są określane w następujący sposób:

  • NIEBIESKI – szersza, gładka powierzchnia, figlarna, średnio trudna
  • CZERWONY – węższa, gładka nawierzchnia, częściowo kamienista, figlarna, średnio trudna
  • CZARNY – trudny, częściowo kamienisty, techniczny

Moim zdaniem w uproszczeniu trasa niebieska to rodzinna trasa typu flow, czerwona – zabawowa, z różnymi liniami i bardzo dobrze wykonanymi wysokimi bandami, a czarna ( zjechana przeze mnie w całości ) to typowy OS z zawodów enduro z technicznymi sekcjami kamienistymi, jak i surowymi, naturalnymi fragmentami. Zdecydowanie jest to bikepark warty odwiedzenia i polecenia, bo każdy znajdzie coś tu dla siebie. Tak też było w naszym przypadku, a każda dziewczyna wybierała trasę najbardziej odpowiadającą jej strefie komfortu i możliwościom. Ten dzień kończymy wspólnym ogniskiem z tyłu apartamentu i przy pieczonych kiełbaskach snujemy historię – te rowerowe i nie tylko.

Niedziela to ostatni dzień obozu, a jednocześnie odwiedzenie popularnej z wycieczek enduro shuttle trasy Wrzos, którą pokonujemy dwukrotnie – najpierw zjeżdżając fragmentami i omawiając, a następnie w całości. Po drodze przygarniamy też do ekipy spotkane na leśnych ścieżkach dziewczyny i wspólnie eksplorujemy i odkrywamy nowe kilometry. Po powrocie niechętnie żegnamy się, jednak jest to bardziej forma do zobaczenia – a gdzie? Na szlaku, czy na kolejnym obozie Enduro Girls!

Camp od Martyny to były dla mnie 3 dni łączące w sobie balans pomiędzy zajawką rowerową, nowymi znajomościami, odpoczynkiem, spokojem i po prostu świetną zabawą. Po raz kolejny zostałam utwierdzona w przekonaniu, iż kobieca jazda to trochę inna bajka – jednak koniecznie sprawdźcie same! Tylko uwaga – obozy cieszą się dużą popularnością więc jeżeli chcecie być na bieżąco śledźcie Instagrama @izerskycollective oraz @martynaromanow.

PS Poza obozami organizowane są też damskie ustawki rowerowe czy szkolenia enduro od zera! Trasy to połączenie tych przygotowanych typu singletrack, jak i naturalnie dzikich – tak, by każda znalazła coś dla siebie.

#embraceyourendurospirit #endurogirls

Idź do oryginalnego materiału