Czeska Szwajcaria. Praktyczny przewodnik: dokąd nie jechać?

magazynbike.pl 1 dzień temu

Już sama nazwa Czeska Szwajcaria brzmi jak oksymoron. Bo wyobraźcie sobie knedle, gulasz i do tego szwajcarskie szczyty. No, to zwyczajnie do siebie nie pasuje. Nie da się. A jednak Czeska Szwajcaria to rzeczywista kraina na pograniczu Czech i Niemiec, która w tym roku jest na ustach wszystkich. Rolki w internecie, wpisy na blogach, hasła rzucane w stylu Prawcicka Brama, Hřensko, Jedřichovice, Bastei – to słowa kluczowe.

Ale o ile zachęcają, by osobiście rzucić na nie okiem, to tylko fragment całości. Najważniejsze – do większości miejsc nie da się dojechać rowerem. choćby jeżeli wyglądają tak pięknie na zdjęciach. W związku z tym to, co Wam proponuję, to mój przewodnik – a adekwatnie antyprzewodnik. Gdzie warto pojechać odwiedzając Czeską Szwajcarię, a gdzie niekoniecznie.

Bohemian Border Bash – inspiracja do pierwszego wyjazdu

Dla mnie osobiście inspiracją, by odwiedzić Czeską Szwajcarię, była impreza Bohemian Border Bash. To zresztą bardziej skomplikowane, bo trudno nazwać ją po prostu wyścigiem. Ma formę kilkudniowego obozu, gdzie chętni jeżdżą po okolicy, a wieczorem spędzają razem czas. Jednocześnie czekają na tych, którzy tydzień wcześniej wyruszyli na trasę Bohemian Border Bash Race – wyścigu ultra okrążającego Czechy.

Bohemian Border Bash Race – w poszukiwaniu granic

Zajrzyjcie koniecznie na stronę tej imprezy borderbash.cc, bo to ona spowodowała, iż bardzo chciałem zobaczyć na własne oczy, jak Czeska Szwajcaria wygląda. Strona była wtedy jak połowa internetu dziś – kusząca zachodami słońca, po prostu przepiękna. Majestatyczne skały, przeplatane dziewiczymi lasami i głębokimi wąwozami. W tle przepiękna rzeka i oczywiście widoki po bezkres. Tyle tylko, iż oczywiście – jeżdżąc po okolicy – na te skały nie wjeżdżamy. Ale to mało istotne, bo okoliczności przyrody są niepowtarzalne.

Pierwszy wyjazd – niedosyt, Komoot i Děčín

Impreza tradycyjnie odbywa się na początku września, więc przez kilka lat nie udawało mi się jej odwiedzić – to u mnie osobiście gorący sezon. Rowery i branża jeszcze się kręcą. Pierwszy raz pojechałem tam więc trzy albo cztery lata temu, po to, by sprawdzić ścieżki inspirowane Bohemian Border Bash. Dlatego też jako miejsce startu wybraliśmy wtedy kemping Mosquito, tuż obok Jedřichovic (kempvysokalipa.cz, w tej chwili jest w remoncie) – jednej z najpopularniejszych miejscowości Czeskiej Szwajcarii. To miejsce niezłe do zwiedzania okolicy – ze względu na niewielkie odległości pozwala zobaczyć wiele.

Co nie zmienia faktu, iż ta pierwsza wizyta była krótka i pozostawiła niedosyt. Znając miejsce startu, próbowaliśmy połączyć kropki, czyli wszystkie popularne miejsca, dzięki Komoota. Wyszło mu nieźle. Ma wbudowaną funkcję omijania parków narodowych i to pozwoliło nam zorientować się, gdzie nie możemy wjechać.

Oczywiście Komoot nie był w stanie powiedzieć nam, iż rzekę można przekroczyć tylko w określonych miejscach i godzinach, bo promy nie kursują bez przerwy, a mosty są od siebie w sporej odległości. W ten sposób niepotrzebnie, na przykład, dotarliśmy do Děčína – który może i ma swoje zalety, ale jego urok to raczej klimat późnego PRL-u, albo raczej starej Czechosłowacji, niż urokliwego, zabytkowego miasteczka.

Za to po dwóch dniach na miejscu – bo tylko tyle udało się wykroić – pewne było jedno: trzeba tu wrócić.

Druga próba – kwietniowy spokój i czterodniowa trasa

Kolejna okazja nadarzyła się w następnym roku. Tym razem, zamiast lata i tłumów, był to kwiecień. Zdecydowanie lepszy moment na to, żeby odwiedzić Czeską Szwajcarię. I tu uwaga, jakże istotna na marginesie. Podczas moich trzech pobytów byłem w kwietniu, w sierpniu i we wrześniu. Zdecydowanie polecam Wam unikanie wakacji. W popularnych miejscach jest wtedy po prostu zbyt wielu ludzi.

Tym razem byliśmy w trzy osoby, ale naszym mistrzem ceremonii był Łukasz, który jest jednocześnie ekspertem od wyznaczania tras. Ma taką pracę i tyle czasu, iż – jak to się ładnie mówi – zjadł zęby na oprogramowaniu do ich tworzenia. Tym samym stworzył czterodniową wyprawę, która połączyła chyba wszystkie możliwe, najfajniejsze fragmenty szlaków w regionie. Starając się przy tym, żebyśmy nie powtarzali ich wielokrotnie. W sumie jego propozycja obejmowała około 400 kilometrów i około 2000 metrów przewyższenia dziennie.

Granica, której nie widać – a różnice są ogromne

Czeskie Švýcarsko to park narodowy w rozmiarze kieszonkowym. Tak naprawdę obejmuje jednak tylko fragment skał, które znacie ze wszystkich internetowych relacji. Po drugiej stronie granicy – która w warunkach Unii Europejskiej jest przecież niewidoczna – jest ciąg dalszy, czyli Saksońska Szwajcaria. Mamy więc Czeską Szwajcarię, České Švýcarsko i Sächsische Schweiz, które płynnie łączą się ze sobą, a tak naprawdę stanowią jedną całość. Nic więc dziwnego, iż i trasy wytyczone przez Łukasza płynnie przenikały przez tę granicę, starając się nie stracić nic z uroków tego, co oferuje.

Jedne góry, nieistniejąca granica, a jednocześnie trudno o dwa bardziej różne światy. jeżeli Czechy to ten fragment, gdzie zatrzymał się czas jakieś 30 lat temu, to Niemcy już dawno w tym fragmencie porzuciły NRD. Jeśli boicie się overtourismu, to miejsca takie jak Bastei mogą Was w tym utwierdzić, iż macie rację. Także miasta nad rzeką raczej przypominają sanatoria niż miejsca, gdzie chciałoby się zostać na dłużej. Urocze? Tak, owszem, ale czeska Szwajcaria jest fajniejsza po czeskiej stronie – bardziej swojska.

Uwaga praktyczna: gotówka i ceny

I tu kolejna uwaga na marginesie. Te dwie strony granicy może są tak bardzo różne, ale jednocześnie łączy je jedno. Powinniście mieć ze sobą gotówkę. I euro, i czeskie korony mogą się bardzo przydać. Niekoniecznie dlatego, iż są tu problemy z zasięgiem sieci komórkowej, bo to także się zdarza. Faktem jest, iż płacenie kartą niespecjalnie się przyjęło. I nie zdziwcie się, iż dotyczy to także miejsc takich jak naprawdę nowoczesne gasthausy. Po prostu – świat odrobinę jednak stoi tu w miejscu, a raczej czas.

Na pewno przy tym, płacąc gdziekolwiek, zauważycie jeszcze jedną różnicę. Czeska strona jest nieporównanie tańsza, a wiele miejsc – takich jak kempingi – mają ceny, które zdają się pochodzić sprzed Unii Europejskiej. Oczywiście może się okazać, iż wybór dań będzie mniejszy, ale co z tego, skoro ma to swój jedyny w swoim rodzaju urok.

Trzeci raz – w końcu na Bohemian Border Bash

Tym razem, nie wiem jakim cudem – może to szczęśliwy układ gwiazd, a może niespodziewana dziura w kalendarzu – w końcu udało się w ubiegłym roku trafić na sam Bohemian Border Bash. Okazało się, iż miejsce, gdzie tym razem się odbywa, doskonale znam, bo byłem już poprzednim razem. To kemp u Ferdinanda (kemp-u-ferdinanda.cz/en/) w Srbska Kamenice, który polecam Wam z całego serca – pod jednym jednak warunkiem: iż lubicie pszaśny urok i swojskość, a na pewno lubicie Czechów.

To jeden z wielu kempingów w okolicy, które przypominają starszym z nas wyjazdy kolonijne, kiedyś, kiedy chodziliśmy jeszcze do szkoły. choćby domki kempingowe typu Odra są takie same, podobnie jak stylowe prysznice czy umywalki na wysokości kolan. Ale nie zdziwcie się – menu potrafi być ograniczone, ale jakże klasyczne. W zestawie możecie spodziewać się smażonego sera, hranolek, czyli frytek, i piwa. I to koniec. No może jeszcze lody, czyli zmrzlina. Za to gościnność – niepowtarzalna. No i towarzystwo. Zlot psów? Czemu nie? Albo czeskich kowbojów? Także. jeżeli powiem Wam, iż tu na kempingu, gdy okazało się, iż w kwietniu noc jest nieoczekiwanie zimna, wygrzebano spod ziemi stary namiot i wielkie gwoździe zamiast śledzi – pewnie się nie zdziwicie. Ja dzięki temu przy czterech stopniach nie zamarzłem.

Trasy wokół Ferdinanda – lekko lub z całym dobytkiem

Wrzesień ubiegłego roku i wspomniany Bohemian Border Bash. Wendelin, czyli organizator z ekipą, przygotował zestaw tras, które wszystkie zaczynają się z tego samego miejsca – z kempu u Ferdinanda – ale wyczerpują chyba wszystkie skarby okolicy. Macie je wrzucone obok – od wersji krótkiej po ekstremalną, od kilkuset metrów w pionie i 40 kilometrów, po te sięgające 200 i 3000 metrów podjeżdżania. Wszystkie zrobione są w ten sposób, iż zaczynacie i kończycie w tym samym miejscu.

Co więcej, trasy uzupełnione są o miejsca, gdzie warto się zatrzymać, żeby zjeść oraz oznaczono na przykład sklepy rowerowe, by naprawić sprzęt. Fakt, iż zaczynają się na kempie u Ferdinanda, sprawia, iż jednocześnie można jechać na lekko. Co może być lepszego niż podobny wybór?

Zobacz mapę tras na VeloPlanner

Możecie zdecydować sami, albo wybrać wariant, który przygotował Łukasz, a ja przejechałem – co oznacza start z Krasnej Lipy i później 4 dni po okolicy. Dzień za dniem w stylu bikepackingowym z całym bagażem ze sobą, albo wariant na lekko – w zależności od tego, którą nogą wstaniecie rano.

Nocleg, browar i czego unikać

Osobiście wolę wariant kempingowy ze spaniem pod namiotem, ale to nie znaczy, iż jesteście na niego skazani. jeżeli zdecydujecie się na odrobinę więcej luksusu, to proponuję Krasną Lipę. Tam znajdziecie nie tylko hotel (Aprthotel Lipa – lipa-resort.cz), który sprawdziłem podczas jednego z wyjazdów – tym z Łukaszem, ale i bardzo dobry browar Pivovar Falkenstejn (pivofalkenstejn.cz). Zresztą – jak wszystkie czeskie chyba, w których do tej pory byłem.

A czego unikać, będąc w Czeskiej Szwajcarii? Chyba lepiej darować sobie te najpopularniejsze miejsca typu Hřensko, jeżeli będziecie w szczycie sezonu. Chyba iż wolicie stragany prowadzone przez Wietnamczyków niż przyrodę.

Poniżej zaś podsuwam Wam fragmenty, które podobały mi się najbardziej. Takie jak miejsca, gdzie możecie się wykąpać i gdzie nikt Wam nie będzie przeszkadzał. Albo trasy, które podobały mi się najbardziej, a niekoniecznie prowadzą głównymi szlakami.

The best of České Švýcarsko

Wariant bikepackingowy by Łukasz Tawkin

    VeloPlanner

    Atrakcje na trasie: Krasna Lipa (nocleg, browar), Hradek nad Nisou (kawiarnia Kafe Kino, kafekino.cz, Cvikov (browar Cwikov, pivovarcvikov.cz, Kemp u Ferdinanda (nocleg).

    VeloPlanner

    Atrakcje na trasie: Jedřichovice (kultowa miejscowość, łatwe dotarcie z buta na pobliskie skały typu Mariina skála, czy Rudolfův kámen oraz Zamek Šaunštejn. Cała trasa ultra widowiskowa. Ceska Kamenice (obiad). Hrensko (do zobaczenia wcześnie rano lub wieczorem), punkt wyjścia na najsłynniejsze atrakcje Brama Pravčicka i Wąwóz rzeki Kamenice (nie da się wjechać rowerem).

    VeloPlanner

    Atrakcje na trasie: wypad do Saksońskiej Szwajcarii. Kurort Bad Schwandau (obiad + lody), Brand-Baude (obiad z fantastycznym widokiem), Zamek Hohenstein (znów widok), Bastei (koniecznie poza weekendem), wąwóz w strone Stadt Wehlen, prom (Kurort Raten, gotówka!)

    VeloPlanner

    Atrakcje na trasie: nadrzeczna ścieżka rowerowa wzdłuż Łaby, Hrensko, widowiskowa przecinka przez park narodowy az do Krasnej Lipy

    Idź do oryginalnego materiału