
Ćwiczenia wojskowe Baltops 2025 to coś więcej niż tylko pokaz siły NATO na Bałtyku. To także gigantyczne laboratorium technologiczne, w którym testowane są najbardziej innowacyjne rozwiązania przyszłości morskich operacji wojennych. Wśród nich – bezzałogowce, które z każdą kolejną edycją ćwiczeń odgrywają coraz większą rolę. W tym roku w pobliżu Ustki można było zobaczyć w akcji m.in. nawodne drony GARC, Rampage i Lightfish, należące do amerykańskiej marynarki wojennej.
GARC wygląda niepozornie, ale potrafi zrobić niemałe zamieszanie. To szybki, zwinny dron nawodny zaprojektowany z myślą o misjach bojowych. W czasie tegorocznych ćwiczeń Baltops ’25 wziął udział m.in. w symulowanym ataku na dowodzący okręt USS Mount Whitney i niszczyciel USS Paul Ignatius.
Z pokładów brytyjskich patrolowców HMS Biter i Pursuer można było podziwiać, jak cztery GARC pływają wokół jednostek, manewrują, zmieniają formacje i błyskawicznie reagują na polecenia operatorów.
Nie chodzi tu jednak wyłącznie o zabawę w pływanie w szyku. GARC to narzędzie o konkretnym przeznaczeniu – może transportować do tony ładunku, rozwija prędkość choćby 43 węzłów (czyli ok. 80 km/h) i działa w promieniu ponad 500 mil morskich.

To czyni go idealnym kandydatem do zadań takich jak szybki transport sprzętu, ewakuacja medyczna czy operacje uderzeniowe blisko wybrzeża.
CTF 66 – jednostka od misji przyszłości
Za testy i rozwój takich jednostek odpowiada specjalna amerykańska formacja – CTF 66 (Combined Task Force 66). To właśnie ona wprowadza do służby kolejne typy dronów i rozwija koncepcję ich współpracy z klasycznymi okrętami NATO. Co ciekawe, jednostka ta współpracuje nie tylko z członkami Sojuszu, ale również z Ukrainą.

Uważnie przyglądamy się działaniom na Morzu Czarnym – mówi kontradmirał Michael Mattis, dowódca CTF 66, który rozmawiał z serwisem Polska Zbrojna. – Ukraińcy, mimo braku floty, zdołali skutecznie odepchnąć rosyjską marynarkę od swoich wybrzeży, wykorzystując właśnie tanie, ale skuteczne drony.
Zdaniem amerykańskich dowódców, bezzałogowce nie zastąpią wprawdzie tradycyjnych okrętów, ale mogą stanowić ich niezwykle użyteczne uzupełnienie. Szczególnie na zamkniętych akwenach, takich jak Bałtyk, gdzie dystanse są stosunkowo krótkie, a zagrożenia – zróżnicowane.
Rampage i Lightfish – cisi bohaterowie
Oprócz bojowego GARCa, do Ustki zawitały też dwa inne typy dronów nawodnych: Rampage i Lightfish. Oba są zasilane energią słoneczną, co daje im wyjątkową autonomię operacyjną. Rampage to jednostka rozpoznawcza, mogąca także transportować zaopatrzenie, natomiast Lightfish specjalizuje się w monitorowaniu podwodnej infrastruktury krytycznej – np. kabli telekomunikacyjnych czy gazociągów.

Bezzałogowce takie jak te możemy wykorzystywać w najbardziej niebezpiecznych misjach, bez narażania życia ludzi – wyjaśnia porucznik Jesse Faylo z CTF 66. – Co więcej, ich produkcja jest relatywnie tania, co pozwala wdrażać je na większą skalę.
Ale, jak podkreśla Faylo, autonomiczne drony wciąż wymagają zaplecza ludzi. Systemy nie działają same – potrzebują specjalistów, programistów, operatorów, techników. Autonomia w praktyce oznacza dziś po prostu zdalne sterowanie i analizę danych, nie pełną samodzielność.

Dlaczego Ustka? Bo Bałtyk to idealne pole testowe
Poligon morski nieopodal Ustki to miejsce, które NATO i marynarka USA wybierają regularnie. Jest stosunkowo łatwo dostępny, bezpieczny, a przy tym reprezentatywny dla współczesnych zagrożeń morskich w Europie Środkowej.
To tutaj można przetestować nie tylko możliwości dronów, ale również ich interoperacyjność z jednostkami różnych państw.
W czasie Baltops 2025 w manewrach bierze udział prawie 50 okrętów, dziesiątki samolotów i niemal 9 tys. żołnierzy. Polskę reprezentują m.in. fregata ORP Gen. T. Kościuszko, korweta ORP Kaszub, trałowce ORP Nakło i Mamry, a w powietrzu – śmigłowiec SH-2G. Na lądzie ćwiczą także Morska Jednostka Rakietowa oraz 6 Brygada Powietrznodesantowa.
Więcej na Spider’s Web:
Drony przyszłości, które już są w służbie
Rozwój bezzałogowych jednostek morskich to nie pieśń przyszłości, tylko rzeczywistość, którą można zobaczyć dziś – choćby z molo w Ustce. Gdy cztery GARC wracały do portu po kilkugodzinnych manewrach, spacerowicze z zaciekawieniem przystawali i robili im zdjęcia. Niewielkie, ale szybkie i zwinne, wyglądały niemal jak futurystyczne skutery wodne.
To jednak nie zabawki – to elementy nowej doktryny wojennej. Testowane w warunkach rzeczywistych, z udziałem jednostek bojowych NATO i USA. jeżeli coś się sprawdzi tutaj, na Bałtyku, niedługo może trafić na wyposażenie sił zbrojnych na całym świecie.
I choć drony nie wyeliminują z pola walki ludzi, to zmieniają zasady gry. Stają się oczami, uszami i – coraz częściej – rękami współczesnej marynarki wojennej. A wszystko to zaczyna się w miejscach takich jak Ustka, które z cichego kurortu staje się na chwilę centrum testowym przyszłości działań wojennych na morzu.