Test Mavic Cosmic S Carbon 42

magazynbike.pl 1 miesiąc temu

Mavic is back! To hasło, niekoniecznie w angielskiej wersji, mogło usłyszeć w swoich głowach wielu, którzy tak jak ja pamiętają lata świetności kultowej francuskiej marki. Nowe koła Mavic Cosmic S Carbon 42 to „żywy” na to dowód, bo łączą w sobie sprawdzone rozwiązania techniczne z atrakcyjną ceną. Czy chińscy producenci mają się czego bać? Sprawdzamy!

Powrót do przeszłości

Przez wiele lat charakterystyczne żółte logo było nierozerwalnie związane ze ściganiem, czy to na szosie, czy potem w MTB. Każdy kto interesuje się kolarstwem odrobinę dłużej, prawdopodobnie pamięta serwis techniczny Mavica z Tour de France, albo żółte, piekielnie szybkie zjazdowe DeeMaxy. A potem nastąpił kryzys, restrukturyzacja marki i chwilę trwało, zanim powróciła z nowymi produktami. Nowe koła, które trafiły do naszego testu, wymownie świadczą o tym, iż to interesujące połączenie tradycji z nowoczesnością. Najbardziej jednak chyba cieszy fakt, iż jest to propozycja w kategorii przyjaznej budżetowo. To przez cały czas nie są ultra tanie koła, ale pierwsze karbonowe Mavica, które oficjalnie kosztują mniej niż 1000 Euro. Ile? 999! W sieci, z polską gwarancją – co w razie czego ułatwia życie – jest to od 4000 do 4300 złotych. A to już regiony, gdzie można śmiało konkurować z wieloma kołami od mniej renomowanych producentów, w tym chińskimi „noname”. Przy okazji wspomnę, iż Mavic daje w tej chwili na swoje koła 3 lata gwarancji. I podaje, iż koła są manualnie składane w Europie.

Czyste dane techniczne

Obręcze oczywiście są karbonowe, ale nie mniej istotne są ich wymiary. Wysokość stożka to umiarkowane 42 mm, szerokość wewnętrzna wynosi zaś 21 mm. Ten drugi wymiar jest dość konserwatywny, inni producenci w nowych modelach częściej wybierają 23 mm, jeżeli chodzi o typowe modele szosowe. Mavic stawia też na konstrukcję tubeless (czyli UST w terminologii Francuzów, tu byli pionierami, jeszcze przed czasami mleka), z opaskami zamontowanymi seryjnie uszczelniającymi otwory, a same obręcze mają haki – mogą więc współpracować z wszystkimi typami opon.

Pod względem konstrukcji koła są bardzo klasyczne, co ma swoje zalety w postaci łatwości serwisowania. Klasyczne szprychy w liczbie 24 z przodu i z tylu zapleciono na 2 krzyże, a Mavic twierdzi, iż szprychy ze zgięciem są wytrzymalsze. Szprychy są płaskie, a nyple widoczne (nie ukryto ich w obręczy). W razie potrzeby nie trzeba sięgać wiec po żadne nietypowe części – a to bywa naprawdę kłopotliwe, szczególnie w trasie.

Z punktu widzenia użytkownika najważniejszy jednak detal to tylna piasta i sprzęgło Insta Drive360, czyli dwa koła zębate w miejsce zapadek. Mamy inne koła z tym samym rozwiązaniem od kilku lat i nie sprawiają absolutnie żadnych problemów. Co też nie dziwi, bo bardzo przypomina tzw. ratchet DT Swiss, działając na identycznej zasadzie.

Przednie koła waży 775, a tylne 885 gramów, co daje w sumie 1660 gramów. To wagi bez opasek i wentyli, przez nas zważone.

I teraz ciekawostka – osie seryjnie mają po 12 mm, ale końcówki są wymienne i dostajemy adaptery do klasycznych zacisków w komplecie. Tym samym Maviki stanowią dobrą propozycje dla właścicieli starszych rowerów, już na tarczach, ale jeszcze bez sztywnych osi. Albo z osią sztywną tylko w widelcu (były i takie).

Jednocześnie akurat piasty wyglądają najtaniej w całym zestawie – tu wyższe modele Mavika zdecydowanie błyszczą bardziej.

Wrażenia z jazdy

Na kołach jeździłem przez ostatnie kilka tygodni, wkładając go do roweru, który znałem – Ultimate CF SLX 8 Di2 Canyona, widzicie go na jednym ze zdjęć powyżej. Zastąpiły w nim inne karbonowe koła DT Swiss ARC 1400 Dicut, które są minimalnie niższe, mierząc 38 mm. Jednocześnie przełożyłem oryginalne opony, Schwalbe Pro One TLE, o szerokości 28 mm, by mieć jak najmniej zmiennych. Całość została zalana też świeżym mlekiem. Montaż opon był bezproblemowy, także „strzelenie” pompką ze zbiornikiem odbyło się błyskawicznie.

Czego się spodziewałem? Chyba podświadomie tego, iż koła bedą ciężkie, łącząc je z faktem, iż to podstawowy karbonowy model w kolekcji. Nic jednak podobnego nie nastąpiło, choć koła rzeczywiście ważą około 100 gramów więcej niż DT używane wcześniej. Opony Schwalbe po założeniu miały swoją nominalną szerokość 28 mm, więc pod względem własności jezdnych rower praktycznie się nie zmienił. A mówimy tu o kołach, które są w rzeczywistości dwa razy tańsze od tych, które zastąpiły.

Stożek o wysokości 42 mm to także rozsądny wybór. Nie przeszkadza przy bocznym wietrze, a jednak po rozkręceniu stabilizuje prowadzenie i ma odczuwalne zalety aerodynamiczne, lepiej krojąc powietrze niż obręcze płaskie. No i piasta z nowym sprzęgłem – tu w stosunku do starych rozwiązań Mavika jest to dramatyczny (serio) skok jakościowy, mogę je polecić z czystym sumieniem. Zasprzęglenie jest szybkie i pewne.

Poza tym użytkowanie jest mało spektakularne, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, koła „robią robotę”. Mógłbym pomarudzić, iż mogłyby być szersze, ale przy szerokości 21 mm opona 28 mm ma… 28 mm, a to też bywa cenne. Szczególnie jak ktoś ma mało miejsca w ramie. To wskazówka cenna także dla fanów graveli, gdzie miejsca podobno jest zawsze mało na szersze opony – te koła są dopuszczone oficjalnie do użytku na szutrach!

Po tak krótkim okresie czasu trudno oczywiście powiedzieć więcej na temat trwałości, ale rower jeździł nie tylko po asfalcie, także w trudnych warunkach. Koła są tak samo okrągłe jak na początku jazdy.

Podsumowanie

Jak wracać to z przytupem, a Mavic z modelem Cosmic S Carbon 42 pokazuje, iż niekoniecznie musi to być od razu topowy model. Nowe koła mają klasyczną budowę, przyjazną w serwisowaniu i są zbudowane z solidnych komponentów. Życie ułatwia łatwe tubelessowanie, jak i różne końcówki osi w zestawie. Udany model uniwersalny, na szosę i szutry.

Zestaw do testu w ramach płatnej współpracy dostarczyła firma aspire.eu, polski dystrybutor marki Mavic.

Idź do oryginalnego materiału