Test Cannondale Scalpel 2 Lefty

magazynbike.pl 1 dzień temu

Czasy płynie, zmieniają się i rowery. Tym niemniej, aż nie chce się wierzyć, iż kultowy Scalpel ujrzał światło dzienne w 2002 roku! I choć jego przeznaczenie pozostało bez zmian, bo przez cały czas jest to rower do XC i maratonów, to wtedy i teraz dzielą lata świetlne, przynajmniej pod względem technicznym. Sprawdziliśmy, jak jeździ najnowsza wersja, opromieniona zwycięstwami w pucharze świata.

Tak, to ten rower, który prawdopodobniej najczęściej mogliście zobaczyć w tym sezonie w czubie wyścigów cross country na całym świecie za sprawą sukcesów zawodników Cannondale Factory Racing. Ukoronowaniem było mistrzostwa świata w XCO Alana Hatherly w Andorze, który chwile wcześniej z olimpiady w Paryżu przywiózł brąz. Nic dziwnego, iż z odpowiednim zainteresowaniem czekaliśmy na możliwość sprawdzenia tego roweru. Na doskonale znanych, domowych trasach.

Co się zmieniło?

Już w ubiegłym sezonie ten sam Alan Hatherly, wraz z Moną Mitterwallner, jadąc na identycznym rowerach zdobyli tytuły mistrzów świata w maratonie. Tyle, iż była to jeszcze poprzednia wersja. Dlaczego więc je zmieniono? Przyczyn jest kilka. Jedna to rosnący poziom trudności tras XC, a tym samym przejście producentów na rowery z większym skokiem. Scott, Orbea itd., wszyscy po kolei prezentując kolejne generacje swoich maszyn proponują w miejsce 100 mm ugięcie większe o 20 mm.

I jednocześnie nie tylko o trasy pucharu świata chodzi, bo rzeczywistość jest taka, iż 120 mm oznacza rower zdecydowanie bardziej uniwersalny. Taki, który będzie sobie bardzo dobrze radził nie tylko na pętlach, ale i w terenie. Tym samym znacząco rośnie i grupa docelowa, bo oprócz osób myślących o ściganiu się dochodzą i ambitni turyści. Ci, którzy przez cały czas chcą jechać w góry korzystając z siły własnych mięśni, a nie korzystać ze wspomagania. Dlatego też w rowerze zmieniono cały szereg cech, nie tylko powiększono skok. I jeszcze coś – firmy rezygnując z mniejszych skoków i pozostawiając w kolekcji tylko jeden model, redukują też stany magazynowe. Co ma też niebagatelne znaczenie i dla kontroli kosztów. To interesujący przykład na to, iż więcej (skoku) może oznaczać mniej (pieniędzy zamrożonych w towarze). Dokładnie tak samo zrobił i Cannondale, kończąc z rozbiciem na dwie wersje – zwykłej i SE o większym skoku.

Praktycznie żadna ze zmian nie ma charakteru oczywistego, bo nie rzucają się na pierwszy rzut oka. Nic dziwnego, bo na przykład pozostał charakterystyczny, spłaszczony fragment widełek tylnych (Flex Pivot Technology), zastępujący zawiasy przed hakami tylnego koła. Co ciekawe, akurat bardzo podobne rozwiązanie było i w pierwszym Scalpelu. Cannondale zrezygnował za to z nietypowego przesunięcia tylnego koła o 6 mm (Assymetric Integration), które wymuszało przecentrowywanie zamiennego tyłu, a miało dawać stabilniejszą konstrukcję. Ukłon w stronę łatwości obsługi to za to wkręcane miski środka suportu zamiast tradycyjnego PF30.

O ile jednak zrezygnowano z niektórych cech wyróżniających Cannondale, na rzecz prostszej obsługi, choćby stosując hak typu UDH, to w wyższych wersjach mamy przez cały czas dostępny kultowy widelec Lefty. Ten bez zmian pozostaje najsztywniejszym i najlepiej działającym widelcem na rynku. Interesujący jest fakt, iż jednocześnie można też wybrać wersje roweru ze zwykłym widelcem z przodu, po za tym praktycznie identyczne – i trochę tańsze.

To ciekawostka, bo na rynku europejskim mamy generalnie większy wybór, w USA tylko topowy LAB71 ma Leftego. W Polsce możemy siegnąć po jeden z sześciu wariantów wyposażenia, ceny startują od 17699 za Scalpela 4. Bliżniak naszego Scalpela 2 Lefty, ale z Sidem, nazywa się po prostu Scalpel 2 i kosztuje 29999 zł, czyli 4000 złotych taniej. Powyżej mamy jeszcze wariant Scalpel 1 (42999 zł) i Scalpel LAB71 (58599 zł). Wszystkie modele są dostępne w czterech rozmiarach, od S do XL.

Geometria i to jaka

Można byłoby powiedzieć, iż zmiany są typowe, ale tym niemniej trzeba powitać je ciepło, bo są trafione w punkt. Dotyczą dokładnie tych detali gdzie były potrzebne i są trafione, bez zbędnej przesady, zgodne z przeznaczeniem roweru. Rowery zostały wydłużone – stąd dłuższy Reach (zasięg) w każdym rozmiarze, np. w testowym M wynosi on 450 mm, wypłaszczono też widelec. Tu kąt wynosi w tej chwili 66,6 stopnia, o 1,4 stopnia mniej niż przedtem. Podsiodłówka wspina się pod kątem 75,5 stopnia (to pomiar rzeczywisty, a nie samego ustawienia rury). I uwaga – ta sama rura jest o wiele krótsza, co pozwala zmieścić dłuższe sztyce teleskopowe. W rozmiarze S ma ona 125 mm skoku, w większych 150 mm – przynajmniej tak jest w serii.

Cannondale konsekwentnie stawia też na coś, co nazwał Proportional Response. To nie tylko wzrost długości wahacza wraz z powiększaniem przedniego trójkąta ramy, ale i dostosowanie kinematyki do każdego rozmiaru ramy. Zgodnie z założeniem, iż duże osoby zwykle ważą więcej niż te małe. W rozmiarze S tył mierzy 438 mm, a XL 446 mm.

Warto też wspomnieć, iż nowy Scalpel jest choćby bardziej progresywny geometrycznie niż poprzedni SE o tym samym skoku, ale to nie znaczy, iż koniecznie też mnie sportowy. Najlepszy przykład to główka sterowa, która w tym samym rozmiarze jest bardzo niska, powodując, iż przód pomimo wzrostu skoku powędrował do góry tylko o 4 milimetry.

Nasza testówka

Scalpel 2 Lefty posiada wszystko co dla tego modelu charakterystyczne i jednocześnie decyduje o tym, iż nie sposób go pomylić z żadnym innym. Do ramy ważącej 1980 gramów (dane oficjalne, LAB71 ma ważyć 200 gramów mniej) dodano Leftego Ocho, a całość uzbrojono w najnowszy napęd Sram Transmission AXS na poziomie GX. Tym samym mamy nowoczesną grupę 1×12 sterowaną elektronicznie.

W rowerze zastosowano też, chciałoby się powiedzieć patriotycznie, hamulce Amerykanów. To Levele Bronze z czterema tłoczkami. Tarcze mają średnicę 180 mm z przodu i 160 mm z tyłu. Zastanawialiście się, jak się wypina koło, kiedy jest to jednak potrzebne – bo wiadomo, iż do zmiany dętki/opony np. tak nie jest? Zacisk jest mocowany dodatkową dźwignią, która nie wymaga użycia żadnych narzędzi. Tym samym pozbycie się koła wymaga jedynie odkręcenia piasty – a to odbywa się imbusem.

Zawieszenie obsługiwane jest dzięki obrotowej manetki RockShoxa, pozycje do wyboru są dwie – otwarta i blokady. Fakt, iż manetka działa sprawnie z całością, także nie dziwi, bo w widelcu w środku jest tłumik Charger RockShoxa. Większe zdziwienie może budzić fakt, iż na rynku amerykańskim wszystkie wersje roweru, poza LAB71, tej blokady nie mają. Lefty w wersji 2 jest aluminiowe, w wyższych to wariant karbonowy, wiec lżejszy.

Rower ma przewody i pancerze prowadzone przez stery, ale (na szczęście) pod mostkiem. To przewaga tańszych wersji, w topowych jest jednoczęściowy kokpit, gdzie przechodzą one przez otwór z przodu. Przyszłościowo to utrudnienie serwisowe, które tego modelu akurat nie dotyczy.

W rowerze seryjnie zamontowany jest też czujnik z przodu na piaście, który komunikować się może z appką w telefonie lub odbiorniku GPS. A tym samym np. służyć do rejestrowania dystansów i przypominania o przeglądach okresowych. Charakterystyczne wybrzuszenie na rurze podsiodłowej pozwala na takie umieszczenie bidonów, by mieściły się dwa duże w głównym trójkącie ramy.

Także mocowanie na rurze dolnej zostało pomyślane tak, by móc dostosowywać ustawienie bidonów. I tak na wszelki wypadek użyto też dodatkowej mini prowadnicy łańcucha, by ten nie spadał z przedniej zębatki. Obraz uzupełniają karbonowe koła HollowGram XC-S 27 (wewnętrzna szerokość obręczy 27 mm), na piastach Cannondale, które mają jednak wnętrza DT Swiss 350. Rower obuto w szybkie opony Maxxisa o szerokości 2,4 mm – Rekon Race WT z przodu i Aspen WT z tyłu.

Testowy rower w rozmiarze M, tak jak dotarł na dętkach, ważył 11,95 kg (12,30 kg z pedałami).

MonsterCross
MonsterCross, prawie na prowadzeniu

Wrażenia z jazdy

Od wycieczkowego sprawdzania przyszłych ścieżek w Puszczy Knyszyńskiej, gdzie w Krzemiennych Górach ma powstać nowa miejscówka, przez nasze wrocławskie pagórki, po zawody MonsterCross, gdzie możliwe było też startowanie na góralu – rower w ciągu kilku tygodni jazdy został sprawdzony tak bardzo, jak to tylko możliwe.

Tyły Stadionu Olimpijskiego
Krzemienny Góry, Podsupraśl
Las Osobowicki

Czy wygrałem te zawody? Nie! Ale rower zdecydowanie mi w tym nie przeszkadzał, a te kilka bardziej stromych zjazdów dzięki amortyzacji było zdecydowanie prostsze. Brak miejsca na podium mogę za to zrzucić na… nos klauna, który lekko utrudniał mi oddychanie

Dlaczego zdecydowałem się na start na słabo znanym mi rowerze? prawdopodobnie dlatego, iż nie były to (tym razem) mistrzostwa świata, ale też rower przypasował mi błyskawicznie. W rozmiarze M był akurat – wystarczyło ustawić wysokość siodła, pozycję klamek i oczywiście twardość amortyzacji regulując ciśnienie. Tu drobna uwaga – tłumienie w tłumiku ustawia się imbusem, na szczęście wystarczy to zrobić raz.

Przy moim wzroście 169 cm i preferencjach raczej komfortowych niż ekstremalnie wyścigowych, nie było też potrzeby zmiany wysokość kierownicy. Doceniam standardowy mostek – śruby do jego regulacji są tylko zamaskowane – oraz odpowiednią szerokość kierownicy. 760 mm w tego typu rowerze jest akurat.

Nieufnie za to na początku podchodziłem do nagromadzenia aparatury po lewej stronie – manetka sztycy Foxa wydawała się niespecjalnie lubić z gripem RockShoxa. Ale okazało się, iż niesłusznie, bo nie dość iż sztyca działała bajecznie lekko (nie pamiętam, by jakakolwiek pracowała lepiej), to jeszcze pokrętło blokady okazało się równie wygodne.

I tylko nie wiem, czy w rzeczywistości dużo bym z tej blokady zawieszenia korzystał, bo zauważyłem, iż utwardzam je tylko na asfalcie. A w każdej innej sytuacji bardzo płynnie działające zawieszenie, zarówno z tyłu, jak i z przodu, sprawia, iż lepiej mieć je otwarte. Dotyczy to zarówno leśnych ścieżek, jak i podjeżdżania w terenie. Ten full pokazuje niedowiarkom, iż pełna amortyzacja daje przewagę wtedy, gdy tylko jest potrzebna!

No i geometria. To informacja dla geeków, ale Lefty ma offset wynoszący 50 mm, podczas gdy obecny typowy to częściej 44 mm. Podejrzewam jednak, iż to co „robi” ten wymiar, to kompensuje przez zmniejszenie trailu większe niż przedtem wypłaszczenie widelca. Mniejszy trail = rower bardziej zwrotny, a nowy Scalpel, pomimo zmian przez cały czas bardzo dobrze skręca, nie mając absolutnie problemu z mieszczeniem się w ciasnych wirażach.

No i jeszcze raz okazuje się, iż ważniejsza jest jakość pracy zawieszenia niż jego wielkość. Sztywność Leftego i praca na łożyskach igiełkowych powodują, iż ugięcie jest całe do wykorzystania w każdej chwili. Ta konstrukcja, która od zawsze wzbudza nieufność brakiem prawej strony działa i robi to w sposób imponujący. A tył, progresywny przy końcu ugięcia – bo tłumik wspiera elastyczność ramy i nieistniejącego zawiasu niczym resor – także nie daje się złożyć. Na podjazdach zaś pracuje głownie lekko tylko na początku skoku robiąc wrażenie bardzo sprężystego. Tym samym ma się wrażenie wysokiej efektywności całości.

Dostajemy bardzo dobrze, konsekwentnie skomponowany rowery, gdzie także zawieszenie z przodu i z tyłu pasuje do siebie charakterystyką pracy. Można je także zablokować – jeżeli ktoś tak lubi. Do całej koncepcji pasują też szerokie opony o małych oporach toczenia.

Czy ten rower ma jakieś wady? Jak zwykle mógłby być odrobinę lżejszy, ale tu przeróbka na tubelessy wynik na wadze poprawi. I przez cały czas ma wszystko to co lubię, włącznie z bezprzewodowym napędem i czterotłoczkowymi hamulcami.

Podsumowanie

Nie dziwię się, iż na tym rowerze osiągnięto tyle sukcesów. Poprawki w geometrii i zwiększenie skoku dało w efekcie rower kompletny, który ma większe możliwości w terenie. Bez względu na to, czy będzie to trasa XC, czy zwykłe ścieżki.

Sugerowana cena detaliczna: 33999 zł

Bezpośredni link do specyfikacji: cannondalebikes.pl/rowery/gorskie/xc-race/scalpel/scalpel-2-lefty

Rower do testu w ramach płatnej współpracy dostarczyła firma aspire.eu, polski dystrybutor marki Cannondale.

Idź do oryginalnego materiału