To aplikacja do randkowania, trudniej tu znaleźć żonę (chyba iż cudzą). Propozycje niezobowiązującego czy ostrego seksu, swingowania, grupowej zabawy nikogo tu nie szokują. Nie oznacza, iż brak tu szczerości i sympatii. Jest wręcz przeciwnie, bo Feeld stawia na dojrzałych emocjonalnie i świadomych użytkowników.
Tinder już dawno stał się fastfoodem randkowania. Pełen botów, średnio uczciwych panów i pełen pań zainteresowanych kolekcjonowaniem zachwytów niż spotkaniami.
Po prawie 11 latach istnienia Tinder – który miał być „aplikacją poznawania nowych ludzi bez ściemy, prosto, bezboleśnie i bez oszukiwania” – stał się karykaturą randkowania. Użytkownicy wprost przyznają, iż pomimo „matchy” z potencjalnymi partnerami mijają się w oczekiwaniach. On nie powie wprost, iż chodzi mu tylko o seks, ona będzie udawać, iż wcale nie jest zainteresowania wyłącznie poważną relacją.
W aplikacji Feeld raczej nie ma takich problemów. Chociaż alternatyw dla Tindera jest sporo, to właśnie Feeld w ostatnim czasie dynamicznie zdobywa popularność. O aplikacji napisały magazyny takie jak The New York Times, ELLE, Vouge czy polskie Pismo.
W rzeczy samej istotą Feeld jest szczerość. Tutaj nikt nie bawi się w owijanie bawełny, ale wprost komunikuje czego chce. Nie ma tutaj świętoszków i dziewic, ale magia nagości to nie temat tabu.
Dla każdego coś miłego
W opisie aplikacja w sklepie Play lub AppStorze może przeczytać, iż Feeld to „aplikacja dla otwartych singli lub par, które chcą odkrywać swoją seksualność”. Ponadto, jak mówili w wywiadzie dla „The New Yorkera” jej twórcy aplikacja stworzona jest dla ludzi, którzy nie przejmują się etykietami, ale są dojrzali emocjonalnie i wiedzą, czego chcą.
Sama nazwa aplikacji nawiązuje do angielskiego idiomu playing the field, który oznacza angażowanie się (romantycznie lub seksualnie) z wieloma partnerami. Wcześniej apka nazywała się 3nder, co miało sugerować relacje w trójkącie, ale po pozwach ze strony Tindera, nazwę zmieniono.
Rejestracja jest bezpłatna, chociaż płatny dostęp kosztuje 12 dolarów miesięcznie, co oferuje dodatkowe korzyści, takie jak możliwość bardzo precyzyjnego wyszukiwania i informowania ludzi, iż ich lubisz, zanim oni cię polubią. W rejestracji można konto powiązać z Googlem albo Facebookiem, niezbędne jest podanie numeru telefonu, istnieje także opcja dodatkowej weryfikacji (tak jak na Tinderze).
Podobnie jak w przypadku większości aplikacji randkowych, profile zawierają zdjęcia niemal wszystkiego, od uśmiechniętych par w sukniach ślubnych po związane torsy. Różnica jest taka, iż w tej aplikacji możemy wprost wybrać co lubimy, od klasycznego randkowania (dating) i zwykłego seksu (casual) po różne konfiguracje trójkątów (MMF lub FFM), seks grupowy, dominację, BDSM, spotkania z osobami trans, aż po całkiem niewinny sexting czy wysyłanie sobie nagich zdjęć.
Co ważne zbyt seksualne zdjęcia pozostają zamazane, póki dwie osoby nie dopasują się do siebie.
Można szukać potencjalnych partnerów do „angażowania się” dzięki lokalizacji w swojej okolicy albo wypuścić się na łowy do większej metropolii. Wielu użytkowników aplikacja ma w Londynie (skąd pochodzi) Nowym Jorku i Los Angeles.
„Bez zbędnego pierdolenia”
W Polsce aplikacja dopiero raczkuje, ale w Warszawie i Krakowie jest już sporo osób, które z niej korzystają. Bez problemu znalazłem osoby, które z aplikacji korzystają.
Krystian, 40-letni tatuator z Żoliborza, wrzuca zdjęcia bez twarzy, ale dokładnie widać jego wyrzeźbione ciało i tatuaże. Zapytany o doświadczenia z Feeled mówi, iż aplikacja jest o niebo lepsza niż Tinder.
– Tutaj można się z kimś umówić bez zbędnego pierdolenia. Nie ma żadnych podchodów, udawania. Nikogo tutaj nie oburzają czy nie szokują moje potrzeby i pomysły – wyjaśnia Krystian i dodaje, iż jest wielkim fanem związywania i delikatnej przemocy.
– Na początku zawsze umawiam się w miejscu publicznym, w kawiarni czy w galerii, chcę pogadać i ustalić, co komu pasuje. Rzadko spotykam się z kimś więcej niż kilka razy – wyjaśnia.
Katarzyna ma 37 lat, jest copywriterką i tłumaczką, ma za sobą dwa nieudane małżeństwa. Jak sama przyznaje nie szuka nikogo na stałe, ale „seks po prostu lubi”. Mieszka w na krakowskich Dębnikach z psem i kotem.
– Dla mnie pierwszym etapem weryfikacji jest język. To jak ktoś pisze o sobie i swoich potrzebach. Nie interesuje mnie czy spotkam się z programistą, maklerem czy budowlańcem, ważne, żeby była to osoba otwarta – wyjaśnia Katarzyna i dodaje, iż użytkowników, którzy piszą, iż „chcą ją zerżnąć” czy „pojechać z nią jak ze szmatą” z marszu blokuje. Aplikacja umożliwia szybkie blokowanie bez zbędnych procedur.
– Nie znaczy to, iż nie lubię być zdominowana. Lubię, ale na moich zasadach – tłumaczy.
Anka, 23-letnia studentka jednej z londyńskich uczelni pochodzi z okolic Białegostoku. W Polsce chce uchodzić na przykładną córkę i siostrę, ale w stolicy Wielkiej Brytanii żyje w otwartym związku z Nicole. Dziewczyny po ponad roku relacji postanowiły wpuścić trochę świeżego powietrza w sypialni.
– Byłyśmy na kilku imprezach swingerskich, ale obie raczej nie lubimy dużych, głośnych imprez. Ta aplikacja dla takich introwertycznych osób jak my jest najlepszym rozwiązaniem – wyjaśnia.
Gdy pytam o porównanie z Tinderem i OkCupid Anka wyznaje, iż obie są dla niej „zbyt grzeczne”.
Kto korzysta z niegrzecznej apki?
Według wewnętrznych badań przeprowadzonych przez autorów aplikacji: najczęściej konto na Feeld zakładają osoby w wieku od 26 do 32 lat.
Aż 35 proc. użytkowników ma konto połączone ze swoim stałym partnerem, ponad połowa użytkowników identyfikuje się jako osoba o orientacji innej niż po prostu heteroseksualna.
Aplikację pobrano już ponad milion razy, a liczba wiadomości przesyłanych za jej pośrednictwem sięga ponad 100 tysięcy. Aplikację Feeld oceniono w sklepie Google Play już ponad 20 tysięcy razy, przy czym średnia ocen wynosi 3,6/5. Być może to jej niszowość sprawia, iż wciąż nie jest śmietnikiem randkowania.
Z drugiej strony to aplikacja dla bardziej odważnych. W dosyć pruderyjnej Polsce może pozostać w niszy, w końcu ciemniejszą stronę Greya wolimy oglądać na ekranie niż w sypialni.