W czasach, gdy zimna wojna osiągała punkt wrzenia, świat stanął na krawędzi konfliktu, w którym dominację miał zapewnić postęp technologiczny. Jednym z najbardziej tajemniczych i zarazem fascynujących wynalazków tamtej epoki była rakieta AIR-2 Genie – niekierowany pocisk powietrze-powietrze z głowicą nuklearną, który mógł zdecydować o wyniku starcia z sowieckimi bombowcami.
Pod koniec lat 40. XX w. na USA padł blady strach. Okazało się, iż Związek Radziecki ukradł, a następnie skopiował amerykańskie bombowce Boeing B-29 Superfortress. Samoloty otrzymały oznaczenie Tupolew Tu-4. Maszyny te mogły dotrzeć do kontynentalnych Stanów Zjednoczonych z bombami atomowymi na pokładzie.
Dla załóg sowieckich bombowców byłby to bilet w jedną stronę, bo na powrót nie starczyłoby paliwa. Po wykonaniu zadania musieliby skakać na spadochronie, co nie zniechęcało rosyjskich generałów dla planowania ataków. Wielkie miasta Stanów Zjednoczonych znalazły się w cieniu atomowej zagłady.
Więcej o atomowej technologii z czasów zimnej wojny przeczytasz na Spider`s Web:
Atom, który miał powstrzymać atom
Amerykanie zrozumieli, iż mają poważny problem. Uzbrojenie z czasów II wojny światowej, składające się z karabinów maszynowych i armat, nie było wystarczające, aby powstrzymać ataki zmasowanych formacji szybkich bombowców. Wystrzeliwanie dużych salw rakiet niekierowanych w kierunku bombowców nie było dużo lepszym rozwiązaniem, a prawdziwe rakiety powietrze-powietrze były dopiero w powijakach.
W 1954 r. Douglas Aircraft rozpoczął program mający na celu zbadanie możliwości stworzenia broni powietrze-powietrze z głowicą nuklearną. Aby zapewnić prostotę i niezawodność, broń nie byłaby naprowadzana, ponieważ duży promień wybuchu sprawiał, iż precyzja nie była konieczna. Grupa bombowców zostałaby zdmuchnięta przez atomową kulę ognia. Tak narodziła się rakieta AIR-2 Genie.
AIR-2 Genie była wyposażona w głowicę nuklearną W25 o mocy 1,5 kilotony – wystarczająco silną, by zmieść z powierzchni ziemi małe miasto. Napędzana silnikiem rakietowym na paliwo stałe, osiągała prędkość Mach 3,3 i miała zasięg 9,7 km. Silnik rakiety był tak mocny, iż osiągał prędkość trzy razy szybszą od dźwięku w ciągu zaledwie dwóch sekund spalania. Rakieta miała 3 m długości i ważyła ponad 320 kg.
Całkowity czas lotu wynosił około 12 sekund, w tym czasie rakieta przeleciała 10 km. Po odpaleniu rakiety samolot myśliwski musiał wykonać gwałtowny skręt, by jak najszybciej oddalić się od miejsca eksplozji. Promień wybuchu, który w 100 proc. niszczył bombowce był obliczany na 300 m.
Nowa rakieta weszła do służby pod oznaczeniem MB-1 Genie w 1957 r. Wyprodukowano ponad 3000 egzemplarzy tej broni.
Niezwykły test John
AIR-2 Genie nigdy nie została użyta w walce. Wystrzelono ją raz, 19 lipca 1957 r. nad poligonem Yucca Flats w stanie Nevada. Przeprowadzono wówczas jedyny w historii test bojowy rakiety Genie. Pocisk odpalono z myśliwca Northrop F-89J Scorpion na wysokości około 4,5 km. Był to moment, który miał pokazać, iż USA są gotowe na każde wyzwanie.
Test rakiety przeprowadzono w ramach Operacji Plumbbob. Była to seria testów różnych broni, w ramach których na poligonie w Nevadzie w USA odpalono 29 ładunków atomowych. W operacji wzięło wówczas udział 18 tys. żołnierzy. Wojsko było zainteresowane wiedzą, jak przeciętny żołnierz piechoty poradzi sobie fizycznie i psychicznie z trudami taktycznego pola bitwy nuklearnej.
Na ziemi Siły Powietrzne przeprowadziły wydarzenie public relations, umieszczając pięciu oficerów Sił Powietrznych i fotografa filmowego pod punktem zerowym wybuchu, który miał miejsce na wysokości od 18 500 do 20 000 stóp (5600 do 6100 m), przy czym pomysł wykazania możliwości użycia broni nad ludnością cywilną bez skutków ubocznych.
Odpalenie rakiety i głowicy atomowej odbyło się w ramach testu John. Całość została oczywiście uwieczniona na taśmie filmowej, a wideo z testu AIR-2 Genie możecie zobaczyć niżej.
W czasie testu John, na ziemi Siły Powietrzne USA przeprowadziły wydarzenie promocyjne, umieszczając pięciu oficerów Sił Powietrznych i filmowca pod punktem zero wybuchu (wprost pod wybuchem), który miał miejsce na wysokości od 5600 do 6100 m. Pomysł miał wykazać, iż rakiety są bezpieczne dla cywili i broń tę można użyć nad skupiskami ludności, w tym miastami, bez skutków ubocznych.
Pod atomowym wybuchem odważyli się stanąć pułkownik Sidney C. Bruce, późniejszy profesor elektrotechniki na Uniwersytecie Kolorado, podpułkownik Frank P. Ball, major John W. Hughes II, major Norman B. Bodinger, major Donald A. Luttrell i filmowiec Akira „George” Yoshitake. Wszyscy dożyli późnej starości.
Rakieta Genie była na wyposażeniu Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych od 1957 do 1985 r. oraz Kanady od 1965 do 1984 r. Chociaż produkcja zakończyła się w 1962 roku, to jednak pozostała w służbie przez kolejne lata, będąc symbolem siły i zaawansowania technologicznego czasów zimnej wojny.