Dziś niemal każdy laptop jest dość wydajny, by uczynić z niego komputer stacjonarny. Problem polega na tym, iż większość laptopów jest zbyt uboga w złącza, by podłączyć do nich wszystkie niezbędne akcesoria. Tu z pomocą przychodzi stacja dokująca, a WD Black D50 Game Dock jest jednym z najbardziej użytecznych docków, jakie kiedykolwiek testowałem.
Pożegnałem się z komputerem stacjonarnym ponad trzy lata temu i od tamtej pory pracuję wyłącznie na laptopach zadokowanych na biurku. Przy użyciu stacji dokującej Thunderbolt podłączam monitor, Ethernet, adapter do myszki gamingowej i kilka innych pierdół, których nie byłbym w stanie podpiąć bezpośrednio do komputera – choćby najlepiej wyposażone laptopy mają bowiem zbyt mało złącz, by obsłużyć wszystkie niezbędne akcesoria.
Większość docków Thunderbolt to dość proste, żeby nie powiedzieć łopatologiczne urządzenia, pozbawione jakichkolwiek dodatkowych funkcji. Ich jedyną rolą jest replikowanie i przekazywanie sygnału podczas jednoczesnego dostarczania energii do zasilania laptopa. Tak działa mój prywatny CalDigit TS3+, tak działa niemal każdy inny dock, choćby jeżeli mówimy o urządzeniach kosztujących fortunę.
WD Black D50 idzie jednak o krok dalej i oprócz funkcjonalności stacji dokującej oferuje też to, co firma WD robi najlepiej.
WD Black D50 to jeden z najbardziej użytecznych docków na rynku
Zacznijmy może od tego, jak stacja dokująca WD Black D50 wygląda. A wygląda zupełnie inaczej niż dowolny inny dock na rynku. Czarna, falowana obudowa z silnie kontrastującym napisem nie każdemu przypadnie do gustu, ale osobiście bardzo ją polubiłem.
Podobnie zresztą jak pasek RGB u dołu, który może wyświetlać 13 różnych wzorów, sterowanych z poziomu aplikacji na system Windows lub który można zsynchronizować z popularnymi systemami oświetlenia, jak Aura Sync, Mystic Light, Fusion 2.0 czy Razer Chroma.
Wewnątrz tej czarnej, utrzymanej w mocno „gamingowej” estetyce obudowy znajdziemy nie tylko szereg złącz, ale także wbudowany napęd SSD o szybkości odczytu/zapisu sięgającej choćby 3000/2500 mb/s. Zależnie od wersji, może być to napęd 1 TB, 2 TB lub… 0 TB, jeżeli SSD nie jest nam potrzebny.
I to właśnie obecność dodatkowej pamięci masowej sprawia, iż WD Black D50 jest sprzętem wyjątkowym. W jednym urządzeniu zyskujemy bowiem nie tylko rozbudowę łączności laptopa, ale też rozbudowę jego pojemności, która zwykle jest bardzo potrzebna, bo większość laptopów na rynku oferuje maksymalnie 1 TB wbudowanego SSD. Może jest to wartość wystarczająca na co dzień, ale do intensywnej pracy lub przechowywania rozbudowanej biblioteki gier? To stanowczo za mało.
Wbudowany SSD jest też piekielnie szybki, bo wykorzystuje przepustowość złącza Thunderbolt 3. To czyni go ponad trzykrotnie szybszym od konwencjonalnych SSD podłączanych przez USB 3.1, a co za tym idzie, umożliwia nie tylko przechowywanie plików, ale też korzystanie z nich w czasie rzeczywistym. Przez miesiąc testów wykorzystywałem WD Black D50 w roli dysku „projektowego”, z którego odczytywałem pliki do montażu wideo. Ani razu nie odczułem spadku płynności, czy to podczas importu plików do projektu, czy podczas samej pracy z projektem.
Jednak stacja dokująca WD Black D50 celuje tym sprzętem raczej w graczy, toteż sprawdziłem również, czy można z poziomu tego dysku grać i – zero zaskoczenia – oczywiście można. Gry na PC jeszcze nie potrafią czerpać z pełni prędkości nowoczesnych dysków SSD NVMe PCIe gen 4., więc choćby grając w takie tytuły jak Spider Man Remastered nie czułem żadnej różnicy względem laptopa mającego dysk o szybkości 7000 Mb/s, a dyskiem wbudowanym w stację dokującą… przynajmniej przez większość czasu. Ale o tym za chwilę.
Od strony łączności WD Black D50 również nie zawodzi. Mamy tu dość klasyczny zestaw złącz:
- 2x Thunderbolt 3
- 1x DisplayPort 1.4
- 2x USB-C 10 Gb/s
- 3x USB-A 10 Gb/s
- Gniazdo słuchawkowe
- Gniazdo RJ-45
Odrobinę szkoda, iż nie ma tu więcej portów USB-A, ale bardzo cieszy fakt, iż wszystkie oferują przepustowość 10 Gb/s – nie jest to standard, w wielu dockach wciąż znajdziemy złącza 5 Gb/s.
Zabrakło mi natomiast czytnika kart SD. Dla mnie, jako fotografa, czytnik kart to podstawa, zwłaszcza iż znakomita większość laptopów go nie posiada; czytnik wbudowany w stację dokującą uwalnia od konieczności zakupu kolejnej przejściówki. WD Black D50 jest jednak sprzętem powstałym z myślą o graczach, więc ten brak jakoś można wybaczyć.
Trudno za to wybaczyć koronną wadę tego urządzenia, która dla wielu osób może okazać się dyskwalifikująca.
Stacja dokująca WD Black D50 to gorący towar. Całkiem dosłownie
Każda stacja dokująca się nagrzewa. Dostarczanie energii do laptopa i obsługa tylu złącz generuje spore ilości ciepła, z czym różni producenci różnie sobie radzą. CalDigit np. stosuje obudowę żeberkową, która sama w sobie działa jak radiator i odprowadza ciepło od wnętrza stacji dokującej. WD Black D50 ma zintegrowany malutki wentylator, ale to niestety za mało, by poradzić sobie z nagrzewaniem się urządzenia podczas długotrwałej pracy z komputerem.
Z racji wykonywanej pracy spędzam przy komputerze długie godziny, nierzadko po 10-12 godzin z krótkimi przerwami. O ile na krótką metę nagrzewanie docka od WD nie sprawiało mi żadnych problemów, tak przy dłuższym użytkowaniu zaczęło być dokuczliwe.
Przede wszystkim – im dłużej dock działa pod obciążeniem, tym wolniejsza jest praca wbudowanego SSD. I to nie „wolniejsza w testach syntetycznych” (choć tam oczywiście również widać spadki, i to ogromne, rzędu 1000 Mb/s), ale w normalnym użytkowaniu. Np. po otworzeniu folderu trzeba czekać kilkanaście sekund, aż załaduje się jego zawartość.
Gdy czasami po długim dniu pracy chciałem zagrać w grę zainstalowaną na zewnętrznym SSD, mogłem zauważyć wyraźnie dłuższe czasy ładowania. Stacja dokująca po kilku godzinach robiła się też niepokojąco gorąca, zwłaszcza na aluminiowej płycie.
Nie wiem, czy zaufałbym takiemu urządzeniu w perspektywie kilku miesięcy czy lat, choć jak mówię – mam specyficzne potrzeby, do których ten dock nie do końca jest przeznaczony. To stacja dokująca przede wszystkim dla graczy. Mało kto spędza na graniu kilkanaście godzin dziennie, codziennie.
Jakkolwiek to brzmi, WD Black D50 jest też odrobinę… za mały. I za lekki. Przez to po podłączeniu szeregu przewodów to kable utrzymują dock w miejscu, a nie dock utrzymuje w miejscu kable. Odrobinę większa obudowa na pewno by nie zaszkodziła i… mogłaby przy okazji wyeliminować problemy z przegrzewaniem się (oraz zmieścić slot na karty SD).
Trzeba też wspomnieć, iż niestety WD Black D50 nie jest kompatybilny ze standardem Thunderbolt 4. Podłączałem stację dokującą do kilku różnych laptopów z procesorami Intela 11 i 12 gen. i złączami TB4 i z niektórymi dock działał tylko połowicznie (jako hub USB, bez obrazu i rozpoznawania dysku), a z większością nie działał wcale. Niestety nie jest to wyjątkowa sytuacja; znakomita większość docków Thunderbolt 3 nie jest kompatybilna z nowym standardem. Zważywszy na ceny tych urządzeń, jest to wielka szkoda.
Czy warto kupić WD Black D50 Game Dock?
Stacja dokująca od WD dostępna jest w trzech wersjach:
- Bez wbudowanego SSD za 1299 zł
- Z wbudowanym SSD 1 TB za 1999 zł
- Z wbudowanym SSD 2 TB za 2599 zł
Ceny wydają się wysokie, ale gdy spojrzeć, ile kosztują zewnętrzne SSD ze złączem Thunderbolt o porównywalnej prędkości, to wychodzi na to, iż zakup stacji dokującej WD Black D50 naprawdę się opłaca.
Nie jest to produkt pozbawiony wad i ewidentnie jest on skierowany do bardzo wąskiego grona odbiorców o specyficznych potrzebach, tym niemniej to, co ma robić, robi naprawdę dobrze. I jeżeli tylko nie odstrasza nas możliwe przegrzewanie się urządzenia, warto wpisać je na listę życzeń.