Spędziłem z najnowszym i najpotężniejszym laptopem Apple’a bity miesiąc, a MacBook Pro 16” z procesorem M2 Max w najwyższej wersji towarzyszył mi na jednych z największych branżowych targów. Komputer służył mi w tym czasie nie tylko do pisania, ale również do obrabiania zdjęć oraz do składania filmów. No i jak się sprawdził? Recenzja.
Apple odświeżył w tym roku swoje portfolio komputerów, a MacBooki Pro z 14-calowymi i 16-calowymi wyświetlaczami dostały procesory z rodziny Apple M2. Korzystam z jednego z tych układów na co dzień w komputerze Mac mini, który został wyposażony przez producenta w chip Apple M2 Max (12 rdzeni CPU i 19 rdzeni GPU z 32 GB RAM-u). W testowanym laptopie, czyli MacBooku Pro 16” (2023), umieszczona została mocniejsza jednostka, czyli topowy Apple M2 Max.
Czytaj też: Na stronie Apple jest ukryta oferta z tanimi komputerami. O co tu chodzi?
MacBook Pro 16” (2023) – specyfikacja recenzowanego modelu.
Komputer, który do mnie trafił, ma do dyspozycji chip M2 Max i to w najlepszej możliwej wersji. Na ten układ składa się 12 rdzeni CPU, 38 rdzeni GPU i 16 rdzeni Neural Engine. Do tego w testowanej konfiguracji miałem do dyspozycji 64 GB RAM-u oraz dysk SSD o pojemności 2 TB. Cena takiego zestawu to 25799 zł; dla porównania bazowy model MacBooka Pro 16” (2023) z chipem M2 Pro (12/19/16), 16 GB pamięci operacyjnej i 512 GB przestrzeni dyskowej kosztuje 14999 zł.
Komputera używałem zarówno w domu, jak i poza nim, a tak się złożyło, iż testy zbiegły się z moim wyjazdem na targi Mobile World Congress w Barcelonie. Dzięki temu mogłem przetestować w warunkach bojowych ten komputer zarówno pod względem wydajności, jak i czasu pracy na jednym ładowaniu nie tylko przy pisaniu, ale też przy składaniu filmów. Po powrocie z kolei używałem go w zastępstwie stacjonarnego Maka mini w tandemie z monitorem Apple Studio Display.
MacBook Pro 16” ma wyświetlacz mini-LED
Podobnie jak w poprzedniej wersji MacBooków Pro, tak i teraz dostajemy fenomenalny panel Liquid Retina XDR. Obsługuje on nie tylko tryb HDR, ale również ProMotion, czyli dynamiczną zmianę częstotliwości odświeżania (do 120 Hz). Przesiadka na monitory odświeżane z dwukrotnie mniejszą częstotliwością była… bolesna. Mam nadzieję, iż w przyszłości Apple doda do oferty nowy zewnętrzny ekran, który będzie obsługiwał dwukrotnie szybsze odświeżanie.
Na zagęszczenie pikseli, kąty patrzenia i odwzorowanie kolorów w MacBooku Pro 16” (2023) nie ma co narzekać. Panel rozświetlający się z jasnością do 1600 nitów (typowo do 1000 nitów) pokrywa przestrzeń barwną P3 i wyświetla miliard kolorów. Jego rozdzielczość to 3456 na 2234 pikseli (254 ppi) i już w domyślnym trybie skalowania na 16,2-calowym panelu jest nieźle, ale i tak zmieniłem ustawienia wyświetlacza w macOS tak, by mieściło się na nim więcej treści.
Czasem brakuje jednak warstwy dotykowej w ekranie MBP.
Podczas testów miałem podobny szok poznawczy, co mój redakcyjny kolega Mateusz Nowak po przesiadce z tabletu Apple’a na MacBooka Air. Przez ostatnie kilka lat pracowałem na macOS-ie w domu, a do pracy poza domem używałem iPada Pro z tabletowym Magic Keyboard. Dotykanie paluchem ekranu weszło mi w nawyk i parę pacnąłem wyświetlacz MacBooka Pro, co mi się nie zdarza, gdy pracuję na komputerze z tym samym systemem operacyjnym podpiętym do monitora przy biurku.
Sytuacje, w których dotykałem paluchem wyświetlacza, zdarzały się sporadycznie, ale się zdarzały. Rozumiem argument, iż wyświetlacz tabletu łatwiej wyczyścić niż ten gibający się w notebooku, ale i tak bym się nie obraził za macOS-a z aplikacjami przystosowanymi do obsługi dotykiem (choćby po to, by mógł wreszcie trafić na tablety wraz z oprogramowaniem klasy desktopowej pokroju Final Cuta). Ptaszki zaś ćwierkają, MacBook z dotykowym ekranem może się pojawić.
Zaskoczył mnie za to laptopowy notch.
Przed testami byłem po prostu pewien, iż zainstaluję na stałe aplikację do ukrywania tej wyrwy w ekranie, która pojawiła się już w poprzedniej wersji MacBooków Pro z 14-calowymi i 16-calowymi wyświetlaczami. W praktyce równie gwałtownie zainstalowałem, co usunąłem apkę o wdzięcznej nazwie TopNotch. Tak jak wycięcie w ekranie wygląda dziwnie, tak duży czarny pas na górze okazał się gorszy (a do tego zasłanianie notcha gryzie się z dynamicznymi tapetami).
Oczywiście mam nadzieję, iż notch w MacBookach to przejściowy kompromis, a w przyszłości kamera trafi pod ekran. Nie mogę też przeboleć, iż komputery Apple’a nie mają Face ID. W sprzęcie z macOS i profilami użytkownika rozpoznawanie twarzy byłoby bardzo użyteczne. Polubiłem się za to ze skanerem linii papilarnych. Wcześniej byłem ukontentowany autoryzacją z wykorzystaniem Apple Watcha, a teraz planuję zakup Magic Keyboard z Touch ID do pracy przy biurku.
A co z klawiaturą w MacBooku Pro 16” (2023)?
Krótko mówiąc: nie mogę jej absolutnie nic zarzucić. W komputerze dostępne są pełnowymiarowe klawisze o dużym skoku (jak na „naleśnika”), a do tego Apple nie wpadł na głupi pomysł, by kombinować z jej układem. Ani nie powiększył spacji, ani nie przesunął jej w lewo, by po prawej upchnąć blok numeryczny. Po obu stronach mamy sporo przestrzeni na głośniki, a litery umieszczone są centralnie i nie trzeba wyginać rąk przy pisaniu, a pamięć mięśniowa nie płata figli.
Zgrzyt mam jedynie z tym, iż europejskie klawiatury mają inny układ niż w Stanach Zjednoczonych. Krótki lewy Shift i wąski pionowy Return mnie irytują i od lat preferuję układ amerykański, w którym Shift styka się z Z, a Return z cudzysłowem. Na szczęście zamawiając komputer oraz klawiatury Magic Keyboard ze sklepu Apple’a można wybrać układ USA (a także UK, rosyjski i niemiecki), aczkolwiek może wiązać się to z nieco dłuższym czasem oczekiwania na dostawę.
MacBook Pro 16” (2023) – dostępne porty i ładowarka
Oprócz świetnej nożycowej klawiatury, która jest zdecydowanie wygodniejsza od tej niesławnej motylkowej sprzed lat, do MacBooków Pro 14” i 16” powróciły nieobecne przez lata porty. Po prawej stronie komputera znalazło się miejsce na port USB-C z obsługą Thunderbolt 4 (do 40 Gb/s), złącze HDMI do podpinania monitorów oraz czytnik kart pamięci SDXC (aczkolwiek niestety w standardach UHS-II do 250 MB/s i UHS-I do 90 MB/s, bez obsługi szybszego UHS-III).
Po lewej stronie mamy gniazdo słuchawkowe oraz kolejne dwa złącza USB-C, co oznacza, iż do dyspozycji mamy trzy porty tego typu. Zamiast czwartego mamy magnetyczne złącze MagSafe w wersji 3, które po latach wróciło do MacBooków. Niestety dioda w końcówce kabla świeci się na pomarańczowo niemal non-stop, gdy jest on podpięty do laptopa leżącego na biurku, bo macOS stara się utrzymywać 80 proc. stanu naładowania ogniwa w celu wydłużenia jego żywotności.
Jeśli z kolei jesteśmy przy ładowarce, to ta jest ogromna.
Tyle dobrego, iż 140-watowej ładowarki nie musiałem ze sobą nosić. Na kilkudniowy wyjazd wrzuciłem ją co prawda do plecaka, ale nie zabierałem jej potem z hotelu – nie było takiej potrzeby. Komputery z procesorami Apple Silicon mają identyczną wydajność zarówno podczas pracy na akumulatorze, jak i po podpięciu ich do gniazdka, a po całym dniu pracy w terenie (pisanie i składanie wideo z Final Cut) wracałem do swojego pokoju z zapasem energii.
Czas pracy na jednym ładowaniu jest fenomenalny. Apple zapewnia, iż akumulator w tym modelu powinien wystarczać na 22 godziny odtwarzania wideo i 15 godzin przeglądania internetu. Pokrywa się to z moimi obserwacjami – podczas pracy biurowej traciłem średnio 7 proc. naładowania ogniwa na godzinę . Do tego ładowanie z użyciem adaptera sieciowego dostarczonego przez producenta i kabla z końcówką MagSafe 3 pozwala uzupełnić połowę energii w ogniwie w 30 minut.
Nic nie stoi też na przeszkodzie, by ładować tego laptopa poprzez port USB-C z dowolnej ładowarki albo z monitora.
Na testowanym MacBooku Pro pracowałem w domu w połączeniu zarówno z monitorem Studio Display od Apple’a o rozdzielczości 5K, jak i z 27-calowym monitorem 4K marki LG. W obu przypadkach podłączanie maszyny przez USB-C nie nastręczało żadnych problemów zarówno z otwartą klapą, jak i z zamkniętą. W dodatku macOS nauczył się w ostatnich latach zapamiętywać osobno rozkład okien dla wbudowanego ekranu jak i ekranu zewnętrznego, jak i tego wewnętrznego.
Komputer w wersji z procesorem M2 Max potrafi obsłużyć zarówno wbudowany wyświetlacz w natywnej rozdzielczości, jak i cztery monitory zewnętrzne: do trzech paneli 6K w 60 Hz poprzez protokół Thunderbolt 4 oraz jednego panelu 4K w 144 Hz poprzez złącze HDMI. Warto przy tym dodać, iż to złącze obsługuje zmienną częstotliwość odświeżania (VRR) oraz ma możliwość przesyłania obrazu w 4K i 240 Hz lub 8K w 60 Hz (czego wcześniej komputery Mac nie potrafiły).
Co jeszcze warto wiedzieć o specyfikacji komputera MBP 16”?
W komputerze zamontowano moduł łączności bezprzewodowej Wi-Fi 6E z obsługą pasma 6 GHz o przepustowości do 2,4 Gb/s. Niestety nie mam w domu sprzętu sieciowego, który w pełni wykorzystałby jego możliwości, ale na domowym Wi-Fi 6 testowany MacBook Pro 16” osiągał transfery rzędu 600-700 Mb/s przy gigabitowym łączu; korzystam z routera TP-Link Archer AX50. Identyczne przepustowości wyciągam na Maku mini z M2 Pro, iPadzie Pro z M2 oraz iPhonie 14 Pro Max.
Oprócz tego w specyfikacji znalazł się moduł Bluetooth 5.3, a wyświetlacz obsługuje HDR, w tym Dolby Vision, HDR10 i HLG. Kabel z końcówką MagSafe ma 2 metry długości, a akumulator ma pojemność aż 100 watogodzin. Obudowa mierzy przy tym 24,81 cm x 35,57 cm x 1,68 cm, a komputer nie wygląda tak filigranowo, jak MacBook Air, bo nie jest zwężany na krawędziach. Waży przy tym 2,16 kg, co jak na laptop o takim zapasie mocy jest niezłym wynikiem.
Jeśli z kolei chodzi o kamerkę do wideorozmów, to ta… jest.
Nie spodziewajcie się jednak cudów po rozdzielczości 1080p i obiektywie, który został wciśnięty w klapę laptopa o grubości kilku milimetrów. Osoby, którym zależy na lepszej jakości obrazu podczas wideokonferencji, powinny wyposażyć się w zewnętrzną kamerę lub skorzystać z funkcji używania podczas połączeń wideo w maOS aparatu z iPhone’a (telefonu nie trzeba podpinać kablem). Korzystałem z niej już kilkukrotnie i sprawdza się to całkiem nieźle.
Porównałem też jakość kamery w MacBooku Pro do kamerki z monitora Apple Studio Display. Ze względu na to, na jakiej wysokości jest obiektyw, kadr na laptopie jest mniej korzystny, a do tego obraz w trybie portretu z rozmyciem tła potrafi czasem nieco drgać, gdy się poruszam. Inną przewagą Studio Display jest obsługa trybu Center Stage, a w komputerze przenośnym tej opcji nie znajdziemy. Notebook radzi sobie jednak lepiej z odwzorowaniem czarnego koloru na koszulce.
Trudno też mieć jakiekolwiek zastrzeżenia do wydajności.
W pracy zajmuję się głównie pisaniem i podstawową obróbką zdjęć, ale z tymi zadaniami radził sobie również bez problemu mój Mac mini z 2020 r. z procesorem Apple M1. W obróbce wideo widzę jednak wyraźną poprawę wydajności po przesiadce na układy z linii M2, czyli M2 Pro w Maku mini i M2 Max w MacBooku 16”. Renderowanie każdego projektu jest zauważalnie szybsze, w czym pomaga Media Engine z blokami do enkodowania wideo H.264, HEVC z obsługą ProRes i ProRes RAW.
Układy z linii M2 Max wyposażono w 67 mld tranzystorów, podczas gdy chipy M2 Pro mają ich 40 mld. Mocniejszy chip może mieć też więcej RAM-u, czyli do 96 GB, a nie jedynie 32 GB; ja testowałem MacBooka Pro 16” w wersji z 64 GB. Do tego dochodzi dwukrotnie szybsza szyna zunifikowanej pamięci o przepustowości do 400 GB/s zamiast 200 GB/s. W komputerze zamontowano też chłodzenie, którego niemal nigdy nie słychać (fenomenalnie jak na laptop grają za to głośniki).
A jak szybki jest SSD w MacBooku Pro (2023)?
Porównałem prędkości SSD w MacBooku Pro 16” z M2 Max i dyskiem 2 TB do tych osiąganych przez Maka mini z M2 Pro z dyskiem 4 TB. Testy wykonałem w programie Blackmagic Disk Speed Test. Na obu komputerach zainstalowany i uruchomiony był ten sam komplet aplikacji. Laptop poradził sobie lepiej przy zapisie (ok. 6100 MB/s) niż stacjonarka (ok. 5700 MB/s), ale przy odczycie danych było odwrotnie, aczkolwiek z mniejszą różnicą (odpowiednio ok. 5300 i ok. 5500 MB/s).
Na próbę spakowałem też na obu komputerach tuzin projektów w Final Cut o łącznej wadze 7,42 GB (materiał źródłowy wideo oraz audio, bez proxy i zoptymalizowanych klipów). MacBook Pro z M2 Max i 64 GB RAM-u poradził sobie z tym zadaniem w 2 minuty i 13 sekund, podczas gdy Mac mini z M2 Pro i 32 GB RAM-u potrzebował na to samo o 4 sekundy więcej. W obu przypadkach rozpakowanie takiego archiwum było z kolei tak samo szybkie i obu maszynom zajęło to po 14 sekund.
MacBook Pro 16” – czy warto?
Po miesiącu testów nie mam żadnych wątpliwości, iż MacBook Pro 16” (2023) to maszyna kompletna, której trudno cokolwiek zarzucić. Apple blisko dwa lata temu pokazał, iż potrafi wyciągnąć wnioski i wycofać się z decyzji, które klienci oceniali negatywnie, dlatego obok USB-C mamy złącza HDMI i MagSafe oraz czytnik kart pamięci i świetną klawiaturę (z podświetleniem i bez Touchbara). Teraz do nowej obudowy trafiły jeszcze wydajniejsze podzespoły.
W praktyce notch nie jest też taki straszny, jak mi się wydawało, a jedynym minusem tego komputera jest, a jakże, jego cena. Testowana przeze mnie konfiguracja z topową wersją układu M2 Max (12/38 rdzeni), 64 gigabajtami pamięci operacyjnej i dyskiem o pojemności 2 TB kosztuje aż 25799 zł. Za bazowy model MacBooka Pro 16” (2023) z chipem M2 Pro (12/19 rdzeni), 16 GB RAM-u i dyskiem o pojemności 512 gigabajtów trzeba zapłacić z kolei 14999 zł.
Dla zwykłych konsumentów ceny na tym poziomie będą, co tu dużo mówić, po prostu zaporowe. No ale nie oszukujmy się – większość ludzi nigdy nie wykorzysta w pełni potencjału tej maszyny. Z tego powodu zakup MacBooka Pro 16” (2023) mogę polecić jedynie tym osobom, u których komputer na siebie sam z czasem zarobi podczas obróbki zdjęć i innych materiałów graficznych, muzyki i filmów itp. Oraz oczywiście wszystkim tym, dla których cena nie gra roli.