Recenzja Logitech G Pro X Superlight. Stary król w nowych, skąpanych w czerwieni szatach

1 rok temu

Recenzja Logitech G Pro X Superlight. Znany hit w nowej odsłonie

Logitech G Pro to myszka, która błyskawicznie zdobyła uznanie wśród całej rzeszy graczy, także albo może przede wszystkim profesjonalnych (CS:GO się kłania!). To jeden z najwyżej ocenianych „gryzoni”, który jest chętnie wybierany do (głównie) strzelanek przez (naj)bardziej wymagających użytkowników.

Nic dziwnego, iż Logitech kuł żelazo, póki gorące i wydał szybko, bo już w 2020 roku, jego następcę, który cieszy się nie mniejszą popularnością. Sukces G Pro X Superlight potwierdza wydanie już czwartego wariantu kolorystycznego tego samego modelu. Do mnie trafił najmłodszy członek rodziny – czerwony jak diabeł.

Logitech G Pro X Superlight już na etapie rozpakowywania sprawia wrażenia obcowania z wysokiej klasy produktem. Jakość pudełka jest taka sama jak w oryginalnej wersji, ale jego zawartość przekroczyła moje oczekiwania.

W zestawie znajdziesz bowiem więcej niż tylko około 1,8-metrowy kabel USB oraz nanoodbiornik USB Lightspeed z adapterem z micro USB do USB. Choć przyznam, iż można było pokusić się o zmianę micro USB na USB typu C (do trzech razy sztuka?). Jednak do rzeczy: w tej cenie wręcz należy spodziewać bogatszego wyposażenia, ale w opakowaniu oryginalnej wersji Logitech G Pro z 2018 roku wiało biedą.

Tym razem Logitech naprawił ten błąd i otrzymujesz zawartość godniejszą myszki za ponad 500 zł. Oprócz podstawowych elementów składowych znajdziesz tutaj także pakiet czterech naklejek antypoślizgowych (tzw. grip tape’y), ściereczkę do przetarcia myszki przed ich nałożeniem, naklejkę z logo Logitecha oraz najmilszy element całej zawartości, czyli dodatkową zaślepkę z teflonową powierzchnią. Do pełni szczęścia brakuje tylko zestawu wymiennych ślizgaczy.

Specyfikacja Logitech G Pro X Superlight

Typ myszy
Profil
Łączność
Zasilanie
Sensor
Rozdzielczość
Liczba przycisków
Czas pracy na akumulatorze
Wymiary i waga
Gwarancja
Dodatkowe informacje
Typ myszy
Profil
Łączność
Zasilanie
Sensor
Rozdzielczość
Liczba przycisków
Czas pracy na akumulatorze
Wymiary i waga
Gwarancja
Dodatkowe informacje

Wygląd i jakość wykonania Logitech G Pro X Superlight

Logitech G Pro X Superlight na pierwszy rzut oka wygląda dosłownie jak oryginał, czyli jest minimalistycznie i uniwersalnie. Najważniejsza część, czyli kształt i budowa, pozostały bez zmian, ale diabeł – jak na model w iście diabelskim kolorze przystało – tkwi w szczegółach. A różnic jest więcej, niż się wydaje.

Mimo symetrycznej budowy myszka dostosowana jest ku mojemu rozczarowaniu wyłącznie pod praworęcznych. Nie ma już możliwości podmiany bocznych przycisków. Leworęczni przez cały czas mogą z niej komfortowo korzystać. Muszą oni jednak obyć się bez dodatkowych przycisków.

Do testów otrzymałem wersję czerwoną, czyli najnowszą, dosłownie sprzed paru tygodni. Ale Logitech skrywa w swojej ofercie aż cztery warianty kolorystyczne. Oprócz standardowego czarnego i białego możesz kupić także magentę, która jest wynikiem mieszanki niebieskiego i czerwonego. Kolor ten sprowadziłbym do fioletowego różu, więc jest całkiem oryginalny, nie tylko jak na akcesoria komputerowe. W każdym razie każdy zainteresowany powinien znaleźć odpowiedni dla siebie wariant Logitech G Pro X Superlight.

Muszę przyznać, iż testowana myszka mocno wyróżniała się na tle innych elementów mojego stanowiska komputerowego, na którym dominuje czerń i szarość z akcentami bieli. Choć nie wybrałbym akurat tego koloru dla siebie, muszę przyznać, iż prezentuje się on na Logitechu G Pro X Superlight naprawdę nieźle. Mysz bardzo ożywia biurko.

Budowa

Obudowa Logitech G Pro X Superlight jest (lekko) matowa. Jednak oryginalnej wersji G Pro dość szybko, bo już po kilku miesiącach użytkowania, zostały na niej trwałe przetarcia. Te potrafią dać efektu nieprzyjemnego połysku. Trudno mi ocenić, czy coś zmieniło się na lepsze w recenzowanym modelu, ponieważ musiałbym testować go co najmniej kilka miesięcy. Wydaje mi się jednak, iż w każdym innym niż czarny kolorze pozostawione trwałe ślady na obudowie nie będą tak samo widoczne, wręcz mogą być trudne do wychwycenia, mimo wytarcia.

Ponadto mam jedną uwagę co do jakości budowy, która poza tym mankamentem stoi na bardzo wysokim poziomie. Mianowicie: z prawej strony w oczy rzuca się drobna niedoskonałość. Jest nią delikatny podłużny „garb”. Ten bowiem nie wygląda na świadomy zabieg i celowe wyprofilowanie, ale ewidentną pozostałość po poprzedniej konstrukcji, która umożliwiała w tej części montaż bocznych przycisków i z której najwidoczniej postanowiono wykorzystać pozostałości w tym modelu.

Wygląda to średnio estetycznie, ale to jedyna, niezbyt znacząca rysa na tym diamencie. Każdy element obudowy jest dobrze spasowany. Plastik, z jakiego wykonano obudowę, jest świetnej jakości i mimo swojej lekkości nie sprawia wrażenia taniego. Co prawda jest on dość śliski w dotyku, ale wbrew pozorom chwyt podczas intensywniejszej rozgrywki jest dość pewny, co jest też zasługą odpowiedniego kształtu. Poza tym zawsze możesz wspomóc się dołączonymi naklejkami antypoślizgowymi.

Wymiary i waga

Logitech G Pro X Superlight ma dokładnie takie same wymiary jak oryginalny model z 2018 roku (tj. 125 x 63,5 x 40 mm), więc są one dość uniwersalne. Nowa wersja myszki przynosi największą poprawę tam, gdzie była ona najbardziej potrzebna, bo konkurencja pod tym względem staje się coraz bardziej agresywna. Chodzi naturalnie o wagę urządzenia, która dla wielu użytkowników jest istotnym czynnikiem wpływającym na komfort użytkowania.

Producent podaje oficjalnie wagę poniżej 63 gramów i faktycznie po zważeniu wynosi ona tylko 62 g. Możesz jeszcze bardziej ją obniżyć, zdejmując zaślepkę na spodzie myszki. Ugrasz tym dodatkowe 2 gramy. Nie jest to jednak różnica, którą odczujesz, ale jest to spora różnica względem oryginału, który dziś już odstaje nieco wagą od standardu wysokobudżetowych myszek gamingowych tego typu (80 g). I szczerze mówiąc, tylko dla niższej wagi warto zainwestować w nowszy model G Pro X Superlight.

Udało się ją zbić dzięki zmianom w konstrukcji (zmniejszenie ilości plastiku) i płytce PCB czy wyrzuceniu opcji podmiany przycisków i podświetlenia. Generalnie sporo mniejszych modyfikacji, które pozwoliły uzyskać świetny wynik wagowy, który pozytywnie przekłada się na doznania z użytkowania tak lekkiego „gryzonia”, jakim jest Logitech G Pro X Superlight.

Źródło: Logitech

Ślizgacze i okablowanie

Jest też co opowiadać o spodzie myszki. W tej części Logitech G Pro X Superlight przeszedł gruntowane zmiany. Podstawa jest wykonana z innego materiału. Nie sprawia już wrażenia taniego, śliskiego plastiku, który charakteryzował oryginalne G Pro, ale tym razem jest on mocno szorstki i lepiej wykonany w moim odczuciu.

Jeszcze większą metamorfozę przeszedł Logitech G Pro X Superlight w sekcji utrzymanych w jaśniejszym, szarym kolorze ślizgaczy. Co prawda pod względem ich liczby jest regres (o 1-2 mniej), ale w nowszym modelu zajmują znacznie większą przestrzeń. jeżeli użyjesz alternatywnej pokrywy z PTFE (zakrywa on schowek na nadajnik), dolna część jest praktycznie cała pokryta teflonową powierzchnią.

Natomiast w pierwotnej wersji G Pro były to niewielkie ślizgacze koloru czarnego. W obu przypadkach są one wysokiej jakości, choć wrażenia z ich użytkowania są zgoła odmienne. Więcej o nich dowiesz się z części poświęconej testom w grach.

Z kolei kabel gumowy kabel jest dokładnie taki sam jak w oryginale. Jest on średnio elastyczny i równie przeciętnie gruby. Nie jest złej jakości, ale, jak na tę półkę cenową, można było spodziewać się więcej. Logitech mógł się bardziej postarać się przy okazji wydania wersji Superlight. Na szczęście nie ma on wielkiego znaczenia, bo w końcu recenzowana myszka to nade wszystko model bezprzewodowy, który dodatkowo cechuje się długim czasem działania, a samo ładowanie trwa stosunkowo krótko.

Podświetlenie, a adekwatnie jego brak

Logitech w G Pro X Superlight postanowił zrezygnować z jakiegokolwiek podświetlenia. Pozwoliło to jeszcze bardziej obniżyć wagę urządzenia. Wcześniej jednak było ono przesadnie skromne (święciło tylko logo G, które znajduje się w dolnej części grzbietu myszki) i skracało czas pracy na akumulatorze, więc w ogóle z niego nie korzystałem. Dla mnie to żadna strata, ale na pewno znajdą się malkontenci wśród fanów wszelkiego rodzaju RGB.

Logitech poskąpił także w diodach znajdujących się tuż pod głównymi przyciskami. Zamiast trzech, które były ledwie widoczne na czarnej obudowie (chyba iż święciły na zielono lub czerwono), jest jedna malutka, a punkcik ten jest wyraźnie zaakcentowany na czerwonym korpusie.

Dla niektórych to też może być krok wstecz, bo wcześniej trzy diody sugerowały stopień naładowania. Tym razem bez systemu nie wiesz, jak bardzo jest ona naładowana (chyba iż wywnioskujesz to po czasie).

Czujnik, przyciski i przełączniki w Logitech G Pro X Superlight

Wygląd i obudowa to jedno, ale najważniejszą częścią „gryzonia” są przyciski i przełączniki. Czy doszło tu do jakiegoś progresu względem Logitecha G Pro?

Sensor godny swojego miana

Nowszy czujnik (HERO 25K) to adekwatnie ten sam co wcześniej (HERO 16K) – jedyna zmiana to fabrycznie zwiększone DPI (o niemal o 10000). Wartość tę można zresztą „podkręcić” dzięki aktualizacji firmware’u. Możesz przeprowadzić ją na każdej myszce z poprzednim wariantem czujnika. Trudno więc mówić, iż Logitech G Pro X Superlight ma lepiej działające serce. Bije ono tak samo mocno jak w (zaktualizowanym) G Pro. Poza tym tak wysokie rozdzielczości to tylko chwyt marketingowy, bo w rzeczywistości nikt raczej nie sięga po tak kosmiczne DPI.

Czy to źle? Absolutnie nie! To w końcu przez cały czas ten sam świetny sensor, który sprawdza się doskonale w każdym scenariuszu. To absolutnie najwyższa półka, który w zasadzie nie wymaga żadnych usprawnień. Maksymalne przyspieszenie (ponad) 40 g i szybkość rzędu 400 IPS (10,16 m/s), a także niski poziom LOD (około 1 mm) to wartości charakterystyczne dla topowych myszek. Ot, masz do czynienia z Usainem Boltem wśród gamingowych myszek.

Niski poziom LOD oznacza, iż już na bardzo niskiej wysokości czujnik przestaje reagować na ruch, co jest niezwykle ważne dla graczy, którzy grają przy niskich: czułości i DPI. Ponadto nie uświadczysz akceleracji negatywnej i pozytywnej, jitteringu (drgań sensora) czy smoothingu (efektu spowolnionego kursora, który sprawia wrażenie pływającego).

Jak można wyczytać z opinii w sieci, początkowo były problemy z precyzją w myszkach z nową wersją HERO. Po takim czasie – prawdopodobnie po licznych aktualizacjach firmware’u – nie doświadczyłem w swoich testach żadnych problemów. Logitech G Pro X Superlight to absolutna klasa światowa i HERO pozostaje dla mnie nr 1 wśród czujników.

Główne przyciski

Główne przyciski pozostały bez zmian. Generują one wyraźny dźwięk, nie wymagają przesadnego nacisku, a klik przekłada się na szybką reakcję. Zasadniczo nie czuję żadnych różnic między nową a starą wersją G Pro. W sumie nie czuję potrzeby, by cokolwiek w niej pod tym względem zmieniać – to wciąż ta sama świetna myszka.

Pod głównymi przyciskami kryją się mechaniczne przełączniki Omron D2FC-F-7N (G1), które wprowadzono także w późniejszych rewizjach G Pro Wireless. Jedyne obawy, jakie może budzić myszka, to dwuklik, który w oryginalnym modelu występował w każdej z posiadanej przeze mnie rewizji po najpóźniej półtora roku. Mam ich w sumie trzy i każda cierpi na tę samą bolączką, choć nie w takim samym stopniu.

W nowszej rewizji, która bazuje na wymienionych wyżej przełącznikach, nie wystąpił bowiem problem dwukliku na głównych przyciskach po dwóch latach użytkowania. Uważam to za sukces, bo wcześniej objawiał się on za każdym razem po krótszym czasie. Tym razem ograniczył się on jedynie do jednego bocznego przycisku.

Przełączniki w Logitech G Pro X Superlight mogą być mniej podatne na dwuklik, choć trudno dać gwarancję, a nie byłbym tego w stanie tego ocenić choćby po kilku tygodniach testów. Gwarancja producenta obowiązuje przez dwa lata, więc jeżeli ma wystąpić, to jest dużo prawdopodobieństwo, iż zdąży objawić się przed jej upływem. Na szczęście podchodzi to pod reklamację, a Logitech słynie z bardzo dobrej obsługi klienta, co mogę potwierdzić własnymi doświadczeniami.

Boczne przyciski i scroll. Dwa kroki w tył, jeden krok w przód

Jak wspomniałem, boczne przyciski mogą występować teraz tylko po jednej (lewej) stronie. To niejedyna zmiana – tym razem są one nieco bardziej spłaszczone względem tych z oryginalnego G Pro. Nie jest to duża różnica, ale wolałbym, żeby były jednak nieco mniej schowane.

Wydaje się też, iż w nowszej myszce opór przy ich naciskaniu jest nieco mniej wyczuwalny, a dźwięk bardziej „chrupiący”. W nich Logitech zastosował przełączniki Omron D2LS.

Rolka, która łączy plastik z ogumieniem i jest nieco wyżej umiejscowiona, jest adekwatnie taka sama jak w oryginale. Skok jest średnio wyczuwalny. Ogólnie chodzi dość luźno i przy szybkim scrollowaniu wydaje głośny, mało przyjemny dźwięk (wyjątkiem jest klik – ten jest dość cichy).

Brak przycisku DPI. Czy to kolejny krok wstecz?

Na spodzie myszki zmiany objęły także przyciski – pozostał jedynie przełącznik włączenia i wyłączenia, a DPI w testowanym modelu nie uświadczysz (znajdował się on po lewej stronie). Teraz rozdzielczość musisz zmienić albo w oprogramowaniu Logitech, albo przypisać za jego pomocą tę funkcję innemu przyciskowi.

Czy to duża strata? Osobiście korzystałem z niego w grach, w których chciałem niższe DPI, czyli CS:GO czy Rainbow Six: Siege, ale mimo wszystko nie czuję jego braku. Jednak warto wiedzieć o tym przed zakupem, bo możesz należeć do osób, które regularnie z niego korzystają, bo używają różnych DPI do różnych zastosowań (gier). Brak fizycznego przycisku nie powinien stanowić wielkiego problemu. Oprogramowanie Logitech G Hub pozwala na automatyczną zmianę DPI, które ustawiasz sobie pod konkretną aplikację.

Czas pracy na akumulatorze

Logitech G Pro X Superlight wykorzystuje łączność Lightspeed (2,4 GHz) i teoretycznie w trybie bezprzewodowym wytrzymuje według producenta do 70 godzin nieustannego ruchu. Jest to o 10 godzin więcej od czasu podawanego przy G Pro (z podświetleniem było to tylko 48 godzin). Nie jest to duża różnica, ale w praktyce przy przeciętnym użytkowaniu ta różnica może się powiększyć.

70 godzin odnosi się bowiem do intensywnej rozgrywki w grach, gdzie non stop ruszasz dynamicznie myszką. Podczas testów korzystałem z niej zarówno w pracy (m.in. przy pisaniu tej recenzji), jak i podczas grania (Pentiment i CS:GO) i po deklarowanym przez producenta czasie akumulator zjechał zaledwie do 50%. Oznacza to, iż przy rozłożonym podobnie czasie na pracę i granie wytrzymała ona około 135 godzin, co uważam za rewelacyjny wynik, jak na bezprzewodowego „gryzonia” gamingowego o tak mocnej specyfikacji.

Ten czas udało mi się uzyskać przy maksymalnej częstotliwości próbkowania (1000 Hz), więc da się go jeszcze bardziej wydłużyć, zmniejszając do np. 500 Hz (niżej nie polecam). Różnica między tymi wartościami jest trudna do wychwycenia choćby podczas wymagającego grania (ba, choćby niejeden profesjonalny gracz w CS-a używa 500 Hz!). A im niższa częstotliwość raportowania, tym dłuży czas na akumulatorze, który drastycznie wzrasta (nawet o dobre kilkadziesiąt godzin).

W tym miejscu warto wspomnieć o tym, iż myszka obsługuje także technologię bezprzewodowego ładowania. jeżeli więc dokupisz do niej specjalną podkładkę Logitech Powerplay Wireless Charging System, może być ona ładowana za jej pomocą. Wtedy nie musisz pamiętać o podpinaniu myszki do kabla, by naładować ją w momencie, gdy stosowna dioda zacznie mrugać nieśmiało na czerwono. Pełne naładowanie od zera trwa około 2 godziny.

Test myszki Logitech G Pro X Superlight w grach

Podczas testowania Logitech G Pro X Superlight sporo czasu spędziłem w grze Pentiment Obsidianu, ale pomimo nadmiernego w niej klikania nie jest to dla niej żadne wyzwanie. Takim wyzwaniem natomiast jest rozgrywka w CS:GO.

Jestem typem gracza low sense, więc stawiam na niskie DPI i czułość – przynajmniej w grach, które wymagają ode mnie dużego refleksu i nie mniejszej precyzji. Counter-Strike: Global Offensive i Rainbow Six: Siege to najlepsze przykłady i w obu grach Logitech G Pro X Superlight spisał się na medal.

Nie uświadczyłem żadnych negatywnych zjawisk, a precyzja stała na najwyższym poziomie. jeżeli do tego dodasz stabilne połączenie i niskie opóźnienia (niewyczuwalna różnica między trybem bezprzewodowym a przewodowym), to czego można chcieć więcej?

Logitech G Pro X Superlight nie bez powodu jest najchętniej wybieraną myszką przez profesjonalnych graczy CS:GO. Według badania portalu prosettings.net aż 48% uczestników turnieju IEM Rio Major 2022 gra na recenzowanej myszce (ponad 50% w tej kategorii wybiera markę Logitech). To znaczna przewaga nad kolejnymi myszkami na podium (Razer DeathAdder V3 Pro z 12% i prawdziwa legenda Zowie EC2-C z zaledwie 5%).

W obu grach doceniłem też niezmiernie lekką wagą urządzenia. Ustrzeliwanie kolejnych przeciwników jest już niezmiernie satysfakcjonujące w oryginalnym G Pro, a znacznie obniżona waga w nowym modelu tylko uprzyjemniła te doznania (jakkolwiek to brzmi…). Niestety, z bólem serca oddawałem myszkę po testach, bo oznaczało to jedno: powrót do „ciężkiej” rzeczywistości.

Drobny zarzut, a adekwatnie choćby nie jest to zarzut, mam co do ślizgaczy. Te są co prawda świetnej jakości, ale mimo wszystko preferuję efekt „płynięcia” myszki po podkładce Corsair MM300 Pro Extended, jaki gwarantuje oryginalne G Pro. Poślizg jest większy na G Pro X Superlight, co nie powinno zaskoczeniem, ale osobiście preferuję doznania płynące z użytkowania starszego modelu. Jednak równie dobrze może to być po prostu kwestia przyzwyczajenia. W końcu używam G Pro od prawie 4 lat.

Oprogramowanie Logitech G Hub

Wyznam szczerze, iż kilka korzystałem dotychczas z dedykowanego systemu Logitech G Hub. Ustawiłem tylko w pamięci co chciałem i czym prędzej odinstalowałem, a z podświetlenia w swoim modelu nie korzystam, bo tylko niepotrzebnie wyczerpuje szybciej akumulator. Dlatego jego brak w nowym modelu niespecjalnie mi przeszkadza. W końcu najważniejsza grupa docelowa G Pro X Superlight także go nie potrzebuje i nieszczególnie zawraca sobie nim głowę.

Oprogramowanie jest średnio intuicyjne, ale oferuje bogate opcje. Pozwala na m.in. podgląd stopnia naładowania (wyrażony w procentach), dopisanie funkcji do przycisków, tworzenie makr, częstotliwość raportowania czy dostosowanie prędkości DPI. Zmiany możesz naturalnie zapisać w pamięci myszki. Nic nie stoi na przeszkodzie, by także stworzyć sobie kilka profili z różnymi ustawieniami (np. DPI) pod konkretne gry.

Z negatywnych doświadczeń – bywało, iż nie zapisywały się wprowadzone zmiany, mimo ich wrzucenia do pamięci albo zmieniały się one przy kolejnych uruchomieniach aplikacji. Pamiętam, iż kiedyś podobne przeboje miałem z podświetleniem oryginalnego G Pro, które po prostu szalało. Ostatecznie za którymś razem zmiany zaskoczyły i nigdy nie wróciłem do Logitech G Hub.

Producent na szczęście oferuje prostsze w obsłudze narzędzie Onboard Memory Manager (OMM). Jest to niewielka aplikacja, w której zmienisz DPI, częstotliwość odświeżania i przypiszesz funkcje przyciskom, a także zbadasz poziom akumulatora. I szczerze mówiąc zachęcam do jego używania, zwłaszcza iż w Logitech G Pro X Superlight nie ma potrzeby ustawiania podświetlenia, bo go nie ma.

Podsumowanie testu Logitech G Pro X Superlight. Czy doskonała myszka pozostało doskonalsza?

Dużo achów i ochów w tej recenzji, ale uważam, iż mało która myszka zasługuje na nie tak bardzo, jak Logitech G Pro X Superlight. Pierwotna wersja G Pro wciąż pozostaje jedną z moich ulubionych bezprzewodowych myszek gamingowych, a Pro X Superlight pozostało lepsza. Sama zmiana w wadze robi różnicę na korzyść nowszego modelu, więc jeżeli miałbym wymienić teraz swojego prywatnego „gryzonia” na podobnego, wybór byłby tylko jeden: Logitech G Pro X Superlight.

Recenzowana myszka jest lekkim krokiem wstecz względem oryginalnego G Pro w kwestii funkcjonalności, ale były to niezbędne kompromisy, aby obniżyć wagę urządzenia o prawie 20 g. Osobiście uważam, iż brak przycisku DPI, podświetlenia czy możliwości podmiany bocznych przycisków (profil tylko dla praworęcznych) nie wpływają szczególnie mocno na odbiór myszki.


Najważniejsze aspekty pozostały bez zmian – to topowa konstrukcja o świetnym wykonaniu. Mysz o tak lekkiej, idealnej na długie gamingowe sesje wadze to prawdziwy wzór do naśladowania. Aż trudno uwierzyć, iż udało się ją tak obniżyć w myszce bezprzewodowej o bezkompromisowej specyfikacji, bez budowy typu plaster miodu i z tak długim czasem działania na akumulatorze.

Model spełnił poza drobnostkami niemal całkowicie wygórowane oczekiwania i jest to godny sukcesor mojego ulubionego „gryzonia” do strzelanek czy ogólnie gier akcji wszelkiej maści. Nie znajdziesz na rynku lepszego „gryzonia” do m.in. CS:GO, Valoranta, Rainbow Six: Siege czy Fortnite’a. Ta jakość wiąże się co prawda z wysokim wydatkiem, ale jest to mysz warta swojej ceny.

Minusy

  • wykonanie spodu myszki i ślizgacze nie dają tak przyjemnego efektu „płynięcia”, który uwielbiam w oryginalnym G Pro
  • profil tylko pod praworęcznych; brak opcji podmiany bocznych przycisków
  • niektórzy mogą narzekać na brak podświetlania i przycisku DPI względem G Pro

Plusy

  • znacznie lżejsza od oryginalnej wersji (prawie o 20 g mniej!)
  • uniwersalny kształt i wygoda w użytkowaniu
  • wysoka jakość wykonania; mimo niewielkiej wagi plastik nie ma sprawia wrażenia taniego
  • absolutnie topowy czujnik HERO
  • bezprzewodowa łączność Lightspeed; gwarancja niskich opóźnień
  • znakomity czas pracy na akumulatorze i obsługa bezprzewodowego ładowania PowerPlay
  • bardzo dobre ślizgacze o większej powierzchni niż w G Pro
  • bogate wyposażenie; miłe zaskoczenie względem zawartości G Pro
  • ładnie jej w czerwieni; dostępne różne wersje kolorystyczne myszki (dla każdego coś miłego)

Ocena redakcji

9/10
Idź do oryginalnego materiału