Przestańmy mówić, iż to średnia półka. OPPO Reno11 F 5G – pierwsze wrażenia

konto.spidersweb.pl 7 miesięcy temu

Jest wytrzymały, niebywale lekki i cienki, ma mikroskopijne wręcz ramki dookoła świetnego ekranu z odświeżaniem 120 Hz, bardzo szybkie ładowanie, spory akumulator, fascynujące “plecki” i nie musisz się bać zabierać go na deszcz. o ile tak można opisać telefon, który na start będzie kosztował mniej niż 1500 zł, to zaczynam poważnie wątpić, iż warto wydawać choć złotówkę więcej na nowy sprzęt.

Żeby nie było, iż to tylko teoria – właśnie w ten sposób, a i tak musiałem ten opis mocno skompresować, można opisać pierwszy kontakt z nowym OPPO Reno11 F 5G. Teoretycznie jest to urządzenie celujące w średnią półkę, i to taką kuszącą ceną, ale w praktyce zamiast określenia „średnia półka” widziałbym tutaj raczej coś w stylu „półka wystarczająca każdemu i to z zapasem”. Czyli nie tylko takie „rozsądne, nie będziesz płakał, ale i się nie zachwycisz”. Wręcz przeciwnie – mimo iż za Reno11 F 5G płacimy w ramach startu sprzedaży równo 1499 zł (cena regularna: 1699 zł), to po wyjęciu z pudełka będzie się z czego cieszyć i będą rzeczy, które mogą nas zaskoczyć.

Po kolei:

Ależ to wygląda

Zupełnie nie tak, jak spora część osób wyobraża sobie telefony w tym przedziale cenowym. Front jest niemal w całości wypełniony ekranem, a ramki z każdej strony liczą sobie pojedyncze milimetry, zachowując przy tym choćby względną symetrię na górze i dole wyświetlacza. Niemal równie skromne co ramki dookoła ekranu są też ramki po bokach urządzenia – całość ma mniej niż 8 mm grubości i masę na poziomie zaledwie 177 g. Jak na telefon z ekranem o przekątnej 6,7 cala – imponujący wynik i na początku choćby miałem wrażenie, iż telefon jest wręcz zbyt lekki i zbyt cienki. Po krótkim obcowaniu z Reno11 5G wyszło jednak na odwrót – to mój obecny telefon jest zbyt gruby i zbyt ciężki.

Najciekawszą jednak cechą OPPO Reno11 F 5G – z tych widocznych rzeczy – jest tył, przynajmniej w wersji, którą dostałem na testy. Ciemnozielone „plecki” mienią się w świetle i zmieniają barwę w zależności od tego, ile światła na nie pada i pod jakim kątem. Nie mówimy tu przy tym o niezbyt eleganckiej dyskotece czy innych mało gustownych efektach – wszystko odgrywa się pomiędzy wariantami nasyconej zieleni i czerni. Świetnie współgra z tym gładka wyspa aparatów, która nie wystaje przesadnie ponad krawędź reszty obudowy.

Szczęśliwie nie poprzestano na efektowności na pierwszy rzut oka. Spasowanie telefonu jest bardzo dobre, przyciski boczne są łatwe do „znalezienia” bez patrzenia (choć do ideału brakuje im może lekkiego rozsunięcia od siebie) i klikają w satysfakcjonujący sposób, a do tego zadbano choćby o takie detale, jak metalowa dodatkowa ramka dookoła głównego obiektywu, która delikatnie podnosi całość, minimalizując szanse zarysowania.

I tak – może nie jest to jakaś ostateczna ekstraklasa materiałowa, z gościnnymi występami tytanu i innych szlachetnych materiałów, ale to bez dwóch zdań telefon, który świetnie wygląda i bardzo dobrze trzyma się go w rękach. Dodatkowo do wykończenia tylnej części urządzenia wykorzystano technologię OPPO Glow, dzięki której nie tylko jest ona efektownie matowa, ale też nie widać na niej odcisków palców.

A jeżeli ktoś i tak zamówi pokrowiec – będzie się cieszył, iż choćby z nim telefon pozostaje lekki i smukły.

Nie, nie skupiono się tylko na wyglądzie

Bardzo częsty problem telefonów w dobrej cenie – są dobre do momentu pierwszego kontaktu z wodą. Otóż nie dotyczy to Reno11 F 5G.

Zgodnie ze specyfikacją, urządzenie spełnia normę IP65, co oznacza, iż jest w dużym stopniu odporne na wodę i pył. Nie miałem wprawdzie jeszcze możliwości i przyjemności stać z nim na deszczu przez godzinę (producent to testował, więc ja chyba nie muszę), ale zabawy telefonem na regularnie ostatnio padającym deszczu nie miały na jego pracę najmniejszego wpływu. I dobrze, bo gdybym miał wybrać jedną rzecz, bez której nie kupiłbym już nigdy telefonu, to byłoby to właśnie „IP65 lub wyżej”.

Co ciekawe, Reno11 F 5G jest odporne nie tylko w kontekście wody czy kurzu. Mimo tego, iż obudowa zdaje się być naprawdę filigranowa, jej odporność powinna sprawić, iż telefon wytrzyma naprawdę długie lata. 14 000 mikroupadków, 200 000 wciśnięć przycisku zasilania, 20 000 podłączeń przewodu USB czy 100 000 wciśnięć przycisków głośności – to wszystko zostało przetestowane przez producenta i można sobie policzyć, na ile to wystarczy. Od razu podpowiadam – na lata. Producent przeprowadził choćby symulację zachowania telefonu po 4 latach codziennego użytkowania i zgodnie z wynikami pojemność akumulatora po takim czasie nie powinna spaść poniżej 80 proc.

Czyli za 1499 zł możemy mieć telefon, który wystarczy nam spokojnie na kilkadziesiąt miesięcy. Przy założeniu, iż będą to 4 lata, roczny koszt użytkowania telefonu to mniej więcej… 375 zł. Czyli 32 zł miesięcznie, co daje nam kwotę o niemal połowę niższą, niż ta, którą trzeba zapłacić za bilet miesięczny na komunikację publiczną w moim mieście. I to biorąc pod uwagę bilet ulgowy.

Najwyraźniej hasło „telefon na lata” zyskało właśnie nową definicję.

Długiego dystansu nie da się jednak na razie ustalić, ale…

… część rzeczy postaram się dokładniej i w przyspieszonym trybie sprawdzić w trakcie najbliższych testów – recenzja pojawi się pewnie jeszcze w tym miesiącu. Już teraz jednak widać kilka naprawdę przyjemnych cech, które nie burzą pozytywnego pierwszego wrażenia, a raczej elegancko się w nie wpisują.

Przede wszystkim – OPPO Reno11 F 5G jest dokładnie tak wydajny, jak potrzeba, może choćby „z plusem”. O tym, iż sam system – o nim też za chwilę – działa płynnie, nie ma co wspominać, bo tego można wymagać. Natomiast miłym zaskoczeniem było to, jak dobrze MediaTek Dimensity 7050 i 8 GB RAM radziło sobie z grami.

I tak przykładowo to, iż mobilne Call of Duty działało, nie powinno być żadnym zaskoczeniem – działa na większości telefonów. Trochę bardziej zaskakujące było to, iż działało choćby po przestawieniu wszystkiego na maksymalne możliwe ustawienia (domyślne były o poziom niżej), co w żaden sposób nie wpłynęło to na rozgrywkę. Dodatkowo choćby ustawienie na sztywno odświeżania 120 Hz nie powodowało żadnych problemów – wręcz przeciwnie, jeżeli chodzi o kulturę pracy urządzenia, czyli m.in. jego nagrzewanie się, to wszystko stało na wysokim poziomie. Albo inaczej – telefon pozostawał w najgorszym razie lekko ciepławy i to pomimo tego, iż na granie testy poświęciłem dużą część ostatnich godzin pracy.

Sam ekran, na którym konsumujemy treści, też nie pozostawia nic do życzenia. Maksymalna jasność jest co najmniej wystarczająca, minimalna też nie będzie nas męczyć przy bezlampkowym przewijaniu internetu w łóżku. Zagęszczenie pikseli na cal na poziomie 394 (FHD+, 2412×1080 pikseli) też raczej daje powody do zadowolenia, a spora powierzchnia (przekątna 6,7″) i technologia OLED z bardzo dobrym kontrastem tylko dopełniają pozytywnego… obrazu. jeżeli miałbym się naprawdę do czegoś przyczepić, to może tego, iż fabryczna folia ochrona (naklejona na szkło ochronne Panda Glass) ma trochę ostre krawędzie. To w sumie tyle.

Trochę tylko przy tej całej bogatej ofercie multimedialnej szkoda, iż zabrakło głośników stereo. Na pocieszenie – ten głośnik, który tu znajdziemy, gra naprawdę nieźle i do tego zaskakująco wręcz głośno. Plus jakość rozmów też należy zaliczyć do zdecydowanie satysfakcjonujących.

Ach, gdybym miał się jeszcze strasznie czepiać w kwestii całokształtu, to nie jestem do końca fanem silniczka wibracyjnego z tego telefonu. Aczkolwiek muszę mu przyznać, iż poza czysto subiektywną oceną, jego działanie jest jak najbardziej poprawne z użytkowego punktu widzenia.

Bardzo dobre wrażenie robi też ColorOS 14.0

Nie tylko wygląda ładnie, jest wizualnie dopracowany i przemyślany oraz działa płynnie, ale też dodatki, które mu zafundowano w stosunku do Androida 14, na którym bazuje, zrobione są z głową i mogą się naprawdę przydać.

Przykładowo świetnie sprawdza się połączenie funkcji Inteligentnego konturowania z Dokiem Plików. Na czym to dokładnie polega? Na tym, iż możemy ze zrobionego zdjęcia „wyciąć” jednym kliknięciem interesujący nas obiekt (to jest ta część z konturowaniem), a potem jednym ruchem przenieść do schowka (to jest ta część z dokiem) i potem… wkleić to w dowolnej innej aplikacji. Więc niezależnie od tego, czy robimy jakieś sprawozdanie, plan zadań czy choćby mema, całą zabawę z wycinaniem i przenoszeniem obrazków możemy sprowadzić adekwatnie do jednej, systemowej aplikacji – bez instalowania czegokolwiek.

Takich dodatków jest zresztą więcej, ale o tym – w pełnej recenzji.

Na to wszystko wjeżdża jeszcze dopracowany zestaw aparatów.

Czyli kombinacja czterech „oczek” – przedniego (IMX615) z opcją robienia zdjęć w rozdzielczości 32 MPX i kręcenia wideo 4K 30 kl./s, a także tylnych – głównego 64 MPX (matryca 1/2″), szerokiego (8 MPX, 112 stopni) i „makro” o rozdzielczości 2 MPX.

Dlaczego użyłem przy tym określenia „dopracowanego” zestawu? Bo – co bardzo cieszy – nie stawiano tutaj na siłę na jak największą liczbę ostatecznie zbędnych funkcji, a zamiast tego postawiono na to, żeby po prostu użytkownikowi… było dobrze.

Przykłady? Chociażby to, iż obiektyw szerokokątny nie robi teraz zdjęć, które kompletnie nie przypominają pod względem kolorystyki zdjęć z głównego obiektywu, co zdarza się w przypadku niektórych telefonów i jest naprawdę irytujące. W OPPO Reno11 F 5G natomiast z szerokiego kąta dostaniemy takie zdjęcie (uwaga – to tylko zrzuty ekranu, na dokładniejsze porównanie zdjęć przyjdzie jeszcze czas):

A z głównego takie

Nie jest to może idealnie 1:1, ale jest już na tyle blisko, iż nie musimy się zastanawiać, dlaczego w zależności od powiększenia dostajemy kompletnie inne kolorystycznie zdjęcia. Do tego mimo szerokiego kąta (112 stopni), nie ma widocznej deformacji obrazu, więc pewnie sporo osób z powiększenia „0,6” będzie teraz korzystać dużo chętniej niż do tej pory.

Coraz lepiej radzą sobie też algorytmy trybów portretowych – choćby na mocno kudłatym, i to w sposób chaotyczny, psie rozmycie wypada w większości przypadków prawidłowo. A przynajmniej na tyle prawidłowo, żeby nikt nie zwracał uwagi na ewentualne niedociągnięcia.

Zdjęcia dostaną jednak osobny rodział w recenzji, więc przejdźmy do końca dnia, czyli…

… podpinamy OPPO Reno11 F 5G do ładowarki.

W sumie choćby nie musimy tego robić wieczorem – równie dobrze możemy naładować telefon rano, przed wyjściem do pracy. Powód? Oczywiście szybkie ładowanie SUPERVOOC – w tym przypadku z mocą 67 W, co powinno pozwolić na naładowanie akumulatora o 0 do 100 proc. w 48 minut. Przeważnie jednak nie ładujemy telefonu od zera, więc sprawdziłem, ile zajmie ten proces od dużo bardziej typowych 9 proc. i sytuacja wygląda tak:

  • od 9 do 30 proc. – mniej niż 6 minut. Miałem tak naprawdę zmierzyć do 20 proc., ale… nie zdążyłem. Poszedłem na chwilę, wróciłem, było 30.
  • od 30 do 50 proc. – kolejnych mniej niż 7 minut, czyli w sumie od 9 do 50 proc. telefon ładował się w mniej niż kwadrans (!)
  • od 50 do 70 proc. – niecałe 9 minut. Czyli w 22 minuty mamy telefon naładowany od 9 do 70 proc.
  • od 70 do 80 proc. – 5 minut z kwałeczkiem. Czyli mamy 27 minut i telefon naładowany od 9 do 80 proc.
  • od 80 do 95 proc. – 8 minut z małym haczykiem. 36 minut od startu ładowania
  • od 95 do 100 proc. – 4 minuty.

W rezultacie w 40 minut udało się naładować telefon od poziomu „nie no, nie wyjdę z tym z domu” do „ok, to teraz mogę nie wracać do domu przez cały dzień albo dwa”. Zapytałem z ciekawości żonę, ile zajmuje jej wyjście z domu do pracy i powiedziała, iż godzinę – czyli zdążyłaby naładować choćby w pełni rozładowany telefon i… nie musiałaby go podłączać do ładowarki choćby od razu po wstaniu z łóżka.

Producent jest przy tym zdecydowanie przekonany o tym, iż szybkie ładowanie nie szkodzi akumulatorowi aż tak bardzo. Nie chodzi choćby o fakt, iż Reno11 F 5G jest przygotowane na ładowanie w temperaturze do -20 stopni Celsjusza, ale o to, iż razem ze startem sprzedaży tego modelu startuje promocja 4 lata ochrony baterii, dzięki której – o ile zakupimy telefon u wybranych sprzedawców – dostajemy dodatkowe 2 lata gwarancji (ponad standardowe 2), w trakcie których, jeżeli pojemność akumulatora spadnie poniżej 80 proc., możemy bezpłatnie zlecić wymianę ogniwa na nowe (jeden raz).

Czyli tak – wszystko póki co wskazuje na to, iż Reno11 F 5G będzie nie tylko atrakcyjnym cenowo telefonem, ale też faktycznie nam się opłaci. W końcu co z tego, iż kupimy tanio telefon, jak za chwilę albo będziemy musieli kupić kolejny, albo za kilkaset złotych wymieniać akumulator.

OPPO Reno11 F 5G – wnioski po pierwszych dniach

Biorąc pod uwagę świetną promocyjną cenę startową, 4-letnią ochronę baterii, bardzo dobry wygląd, interesujący tył, przyjemny wyświetlacz, ponad-wystarczającą wydajność, super szybkie ładowanie i dodatkowe ułatwienia w oprogramowaniu – będę zdziwiony, jeżeli Reno11 F 5G nie będzie się świetnie sprzedawać. Owszem, nie ma tutaj jakiejś szalonej, rzucającej się w oczy – i niekoniecznie przydatnej na dłuższą metę innowacji – ale jest adekwatnie wszystko, czego człowiek potrzebuje, do tego w ładnym opakowaniu i po prostu działające jak trzeba.

Czy te wrażenia utrzymają się przez kolejne tygodnie testów – zobaczymy. Na razie nic nie sugeruje, iż może być inaczej.

A ja tym czasem idę się zastanowić, czy naprawdę potrzebowałem telefonu za ponad 7000 zł, skoro „telefon na dłużej” może być… prawie pięciokrotnie tańszy.

Idź do oryginalnego materiału