
Wyznaczenie miejsc do parkowania się nie sprawdziło. Może i hulajnogi składowane są obok siebie, ale co z tego, skoro jest ich po prostu za dużo?
„Zablokowane chodniki, zastawione przejścia i porzucone hulajnogi, które utrudniają poruszanie się pieszym, osobom starszym i rodzicom z wózkami” – tak wygląda sytuacja w Kołobrzegu, popularnym polskim turystycznym mieście, o czym informuje portal miastokolobrzeg.pl.
Sytuacja jest zaskakująca, bo powinno wyjść inaczej
W Kołobrzegu, podobnie jak w coraz większej liczbie polskich miast, wyznaczono strefy, w których należy zostawiać hulajnogi. Owszem, pojazdy nie są już porozrzucane po całym mieście, ale to wcale nie uporządkowało chaosu.
Portal miastokolobrzeg.pl zauważa, iż „nikt nie kontroluje liczby urządzeń wprowadzanych do miasta przez operatorów na sezon letni”. Pojazdów jest po prostu za dużo, więc dalej są utrudnienia dla pieszych. Gorący kartofel, którym wszyscy się przerzucają, przez cały czas istnieje i parzy w ręce.
W rozmowie z serwisem komendant Straży Miejskiej w Kołobrzegu zapewnia, iż firmy dość gwałtownie reagują i zabierają urządzenia w inne miejsce. Marna to jednak pociecha, skoro choćby na udostępnionych zdjęciach widać, iż pojazdy lądują na ulicy, chodniku, drogach dla rowerów czy trawnikach.
Miasto wzięło się za problem rok temu
Od 1 czerwca miasto udostępniło miejsca do parkowania w dwóch strefach: uzdrowisko i centrum. Jak możemy się domyślać to najbardziej oblegane przez turystów i mieszkańców części miasta. Kołobrzeg zdawał sobie sprawę z problemu. Kiedy ogłaszano porozumienie z operatorami podkreślono, iż próbowano „mierzyć się z porzucanymi i źle zaparkowanymi hulajnogami elektrycznymi od kilku sezonów”, a liczba rozmów, spotkań, pism i interwencji Straży Miejskiej była „naprawdę znaczna”.
I co? I nic.
Niby miejsca do pozostawienia hulajnóg na wynajem są, ale co z tego, skoro operatorzy dalej nie przejmują się komfortem mieszkańców i zalali miasto pojazdami. Mogą się tłumaczyć, iż po prostu odpowiadają na zapotrzebowanie. Latem Kołobrzeg przyciąga turystów, więc jest odpowiedź na zwiększony popyt. Tylko jakim kosztem? Miasto ciągle ma problem, mimo ubiegłorocznego konsensusu.
To nie tak, iż jestem przeciwnikiem wyznaczania miejsc do parkowania. Wręcz przeciwnie, cieszę się, iż kolejne miasta idą tą drogą.
Przykład Kołobrzegu pokazuje, iż nie chodzi wyłącznie o wyznaczenie miejsc do parkowania
Ważna jest też liczba pojazdów, które wyjeżdżają na ulice miast. Czasami jest ich zwyczajnie za dużo. To nie interes operatora powinien być najważniejszy. Co więcej: często słyszymy, iż firmom zależy na dobrej współpracy z miastami i mieszkańcami. Miło, tylko potem i tak widzimy takie obrazki jak w Kołobrzegu.
Rodzi się kłopotliwe pytanie: jeżeli tyle sezonów potrzebnych było, by dojść do porozumienia ws. miejsc parkingowych, to czy nie czeka nas teraz kolejne długie przeciąganie liny, by ograniczyć liczbę pojazdów dopuszczonych do ruchu w mieście? Oby miasta były bardziej stanowcze i na rozwiązanie tej sytuacji nie trzeba będzie czekać kilku sezonów, jak w przypadku wyznaczenia miejsc do parkowania. Które, jak widać, i tak nie okazały się rozwiązaniem.
Miasta muszą dbać o interes mieszkańców i nie mogą pozwalać wchodzić sobie na głowę. Niestety przykład Kołobrzegu wystawia też złe świadectwo firmom, które ciągle trzeba pilnować i monitorować. To może skoro coraz bardziej przypomina to zmagania z małym i niesfornym dzieckiem, czas w końcu na realne kary i zakazy wjazdu dla hulajnóg? Najpierw do tych najbardziej popularnych części miast. A jak będzie poprawa to pomyślimy o mniej surowym werdykcie.