Mam bardzo złe wieści dla użytkowników YouTube Premium. YouTube ogłosiło kolejną podwyżkę cen swojej subskrypcji, i to w przypadku każdego jej wariantu. Subskrybenci już otrzymują powiadomienia w tym temacie i mogą podjąć tylko jedną z dwóch decyzji – przystać na wzrost ceny, albo porzucić płatną usługę.
Nowy cennik YouTube Premium – co się zmienia?
Za YouTube Premium trzeba będzie płacić więcej już od 7 maja bieżącego roku. Ba, w zasadzie trzeba będzie płacić znacznie więcej. W odniesieniu do planu studenckiego oraz rodzinnego podwyżka cen wynosi bowiem blisko 30 procent. Tak dokładnie prezentują się nowe ceny, w porównaniu z tymi dotychczasowymi:
- Plan indywidualny: 29,99 zł miesięcznie (wzrost z 25,99 zł)
- Plan studencki: 18,99 zł miesięcznie (wzrost z 14,99 zł)
- Plan rodzinny: 59,99 zł miesięcznie (wzrost z 46,99 zł)
Oczywiście, omawiana usługa daje znaczące korzyści. Dzięki niej użytkownicy platformy z materiałami wideo nie muszą oglądać reklam, a poza tym otrzymują dostęp do YouTube Music Premium, funkcji odtwarzania w tle na urządzeniach mobilnych, możliwości pobierania filmów do oglądania offline i nie tylko. Pytanie brzmi natomiast, czy tak wysokie ceny za te korzyści są uzasadnione.

Co ważne, każdy użytkownik, który chce przez cały czas korzystać z YouTube Premium, musi zaakceptować nowe warunki subskrypcji do 5 maja 2025 roku. W przeciwnym razie subskrypcja zostanie automatycznie anulowana.
Skąd podwyżka?
Google tłumaczy wzrost cen koniecznością dalszego rozwoju usługi i wsparciem dla twórców treści. Jednak wielu użytkowników ma wrażenie, iż to kolejny sposób na zwiększenie przychodów bez widocznej poprawy jakości oferowanych usług. W mediach społecznościowych pojawia się coraz więcej głosów zniesmaczenia i zapowiedzi rezygnacji z subskrypcji.
Niektórzy liczą natomiast, iż gigant z Mountain View wprowadzi do Polski plan YouTube Premium Lite. Taki wariant jest już testowany w wybranych krajach i oferuje brak reklam, ale bez dostępu do funkcji pobierania treści czy ich odtwarzania w tle. Na razie nie wiadomo jednak, kiedy i czy w ogóle pojawi się on u nas.
Źródło: własne, fot. tyt. własne