Łódź chce tropikalnej dżungli. „To poważne zagrożenie”

konto.spidersweb.pl 2 godzin temu

Milionowa inwestycja o nazwie Dżungla 360 ma być atrakcją nie tylko na skalę kraju, ale i całej Europy.

O planowanym przedsięwzięciu pisze łódzka „Wyborcza”. W rozmowie z serwisem Łukasz Goss, prezes Holdingu Łódź, mówi, iż celem jest „duży, całoroczny obiekt, w którym pod dachem powstanie tropikalny las”.

Inwestycja miałaby powstać na terenie łódzkiego ogrodu botanicznego. Według założeń zajmie 15-20 tys. m2, osiągając przy tym wysokość 30 metrów. Inspiracje stanowią m.in. ogromna singapurska palmiarnia, mająca powierzchnię przeszło 100 hektarów, czy znajdujący się w Lipsku zadaszony las deszczowy o powierzchni ok. 1,7 ha.

Widziałem taki projekt w ZOO w Lipsku. To jest fantastyczna atrakcja i wierzę głęboko, iż rzeczywiście wykorzystanie choćby 2 hektarów w 67-hektarowym Ogrodzie Botanicznym to będzie niesamowity magnes dla kolejnych setek tysięcy turystów z Łodzi, z Polski i z Europy. To będzie pierwsza taka inwestycja w naszym kraju – powiedział Radiu Łódź radny Marcin Masłowski z Koalicji Obywatelskiej.

Tylko w pierwszym roku atrakcję z lasem tropikalnym pod dachem miałoby odwiedzić 660 tys. gości. W kolejnych latach spodziewanych jest 500 tys. gości. Bilet wstępu oszacowano na ok. 100 zł.

Goss, prezes Holdingu Łódź, wskazuje na demografię. Ogrody zoologiczne odwiedzają rodziny z dziećmi. A tych przecież rodzi się coraz mniej. Trzeba przyciągnąć starszego klienta.

– Przeciętna europejska rodzina wydaje w ciągu jednego dnia podróży 50 euro. Tymczasem podróżni z kategorii silver, którzy mają już odchowane dzieci, wydają średnio 350 euro. Dlatego powinniśmy inwestować w taką atrakcję, jakiej nikt nie ma, przeznaczoną dla segmentu „silver tourism”, który w kolejnych latach będzie rosnąć – argumentuje w rozmowie z łódzką „Wyborczą”.

Rodziny z dziećmi też będą mogły przyjechać, ale tropikalny las przyciągać ma wszystkich. W odróżnieniu od np. modnych parków rozrywki.

W czym problem? Dżungla 360 powstać miałaby na terenie ogrodu botanicznego. W rozmowie z łódzką „Wyborczą” Marek Kubacki, dendrolog i Towarzystwa Przyjaciół Ogrodu Botanicznego, zwraca uwagę, iż „każda ingerencja tego typu w ogród botaniczny zmienia jego funkcję na zwykły park miejski z atrakcją rozrywkową”. Chociaż nie wiadomo jeszcze, gdzie i jak las tropikalny pod dachem miałby być ulokowany, istnieje zagrożenie, iż wpłynie na istniejące już rośliny. Choćby poprzez zasłonięcie dostępu do światła. Kubacki obawia się również, iż „gdy raz zacznie się kawałkować ogród, dalej pójdzie jak po maśle”.

W prace nad projektem zaangażowane są łódzkie uczelnie – Uniwersytet Łódzki oraz Politechnika Łódzka – oraz Instytut Łukasiewicza. Prof. Tomasz Jurczak, prodziekan Wydziału Biologii i Ochrony Środowiska UŁ, zauważa, iż miejsce dla wielu osób byłoby jedyną szansą, aby „poczuć klimat lasów tropikalnych, obcować z przyrodą, która na co dzień nie jest nam bliska”.

Z takim postawieniem sprawy zdecydowanie nie zgadzają się społecznicy stojący za inicjatywą Mapa Drzew Łodzi.

Oburza nas narracja, iż budowa szklanego kolosa w sercu Ogrodu dyktowana jest potrzebą zapewnienia mieszkańcom „obcowania z klimatem tropikalnym”. jeżeli w Polsce obywatele czegoś potrzebują, to przede wszystkim kontaktu z rodzimą naturą. „Zespół deficytu natury” i narastająca „biofobia” nie są abstrakcyjnymi teoriami, ale bolesnym doświadczeniem młodych i już dorosłych Polaków. Tymczasem zamiast wspierać lokalną przyrodę i dbać o zabytkowe parki, serwujemy im sztuczny Disneyland. Prawdziwy „zespół deficytu natury” leczy się w lesie i parku, a nie w klimatyzowanej hali, która pożre gigantyczne środki na utrzymanie, podczas gdy łódzkie szkoły i programy edukacji przyrodniczej ledwo przędą.

Na problem narastającej biofobii zwracali ostatnio uwagę szwedzcy naukowcy z Uniwersytetu w Lund. Lęk czy wręcz niechęć do przyrody w zurbanizowanych społeczeństwach będzie narastać, przestrzegali badacze. Im mniej kontaktu ze środowiskiem, tym łatwiej uwierzyć, iż kryje się w nim coś potencjalnie groźnego.

Ogród Botaniczny potrzebuje troskliwej modernizacji i pielęgnacji, a nie gigantycznej rewolucji budowlanej. Łódź nie będzie „Singapurem”, dopóki władze nie zrozumieją, iż w nowoczesnym mieście przyroda nie jest przeszkodą w inwestycji, ale jej najważniejszym celem. Przestańmy marzyć o łódzkiej dżungli za 380 milionów złotych, zacznijmy dbać o łódzką przyrodę – czytamy w stanowisku Mapy Drzew Łodzi.

https://www.facebook.com/mapadrzewlodzi/posts/pfbid02c2SgeKkESpPHFWnann1VXKY4bz86qZebNsaPW8vT1C9tvT9VCBWuhxsFDV1R7PRTl

Niestety istniejąca przyroda bardzo często schodzi na dalszy plan, a liczy się efekciarstwo, sztuczny Disneyland, jak ujęli to społecznicy z Mapy Drzew Łodzi.

Wystarczy spojrzeć na wyrastające jak grzyby po deszczu platformy widokowe

Ulokowane i tak na dużej wysokości obiecują jeszcze bardziej spektakularne widoki – jakby panorama obserwowana ze szczytu góry nie wystarczyła. Wraz z tym dochodzi cała dodatkowa i niepotrzebna infrastruktura.

Włodarze decydujący się na takie inwestycje rozkładają ręce: czymś trzeba turystów przyciągnąć. Tylko iż to krótkowzroczna strategia. Co, o ile sąsiednia gmina wybuduje jeszcze większą wieżę i nici ze wzrostu turystów?

Największą wartością jest to, co mamy – i o co powinniśmy zadbać. A tymczasem stare porzekadło ma się dobrze: cudze chwalimy, swego nie znamy. A co gorsza, lekką ręką możemy zaprzepaścić.

Idź do oryginalnego materiału