Ewelina Urbaniak, Velovers_her – pasjonatka kolarstwa, założycielka i prowadząca amatorską damską grupę GirlPower.cc. Od ponad 6 lat tworzy przestrzeń, która motywuje dziewczyny i kobiety w każdym wieku, aby poznały i pokochały kolarstwo. Prywatnie – żona, mama dwójki dzieci.
Joanna Wapniewska-Pietrus: Czy możesz nam powiedzieć, czym zajmujesz się na co dzień?
Ewelina Urbaniak: Wiele lat pracowałam w korporacji, zajmowałam się różnymi rzeczami, między innymi kierowaniem projektami, organizacją eventów w Europie konferencji, ogarnianiem budżetów, różnymi raportami. Teraz jednak zdecydowałam się całkowcie zmienić swoje życie i chcę się zająć bardziej artystycznymi projektami, m.in. wideo, marketingiem dla kontentu artystycznego.
Skąd potrzeba takiej zmiany? Wydawałoby się, iż mając już “na głowie” pracę, dwójkę dzieci, czyt. dużo obowiązków, człowiek nie ma już chęci na kolejne zmiany w życiu.
Poczułam, iż chcę wrócić trochę do moich dziecięco – nastoletnich korzeni. Uważam, iż każdy z nas szukając swoich prawdziwych talentów, szukając swojej pasji powinien wrócić do tego, co kochał robić w dzieciństwie. Ja od dziecka byłam osobą, którą chętnie przejmowała inicjatywę, udzielała się w różnych projektach lub coś organizowała i pod tym aspektem, moje doświadczenie zawodowe jest bardzo bogate. Jednak ta artystyczna warstwa gdzieś po drodze zaginęła, chyba zabrakło mi trochę wiary w moje umiejętności.
W zasadzie wybór studiów (filologia rosyjska i angielska) zdefiniował to, w jakim kierunku zaczęłam się rozwijać i tak to już poszło. Teraz jestem gotowa na to, by realizować to, co porzuciłam.
Trzymam mocno kciuki! A jak to się stało, iż rower pojawił się w Twoim życiu?
Podczas studiów zauważyłam, iż studiując dwie filologie praktycznie cały dzień siedziałam na uczelni. Było bardzo dużo nauki, dużo stresu i mam wrażenie iż to zaczęło się powoli odbijać na moim zdrowiu, m.in. pod kątem wagi. Zaczęłam chodzić na zajęcia spinningu, a moi koledzy ze studiów, którzy jeździli na rowerach trochę się ze mnie naśmiewali, dlaczego ja jeżdżę w miejscu na spinningu skoro mogłabym jeździć z nimi na rowerze. I tak, dzięki nim wkręciłam się w szosę. Kupiłam sobie na początku taką starą szosę vintage, ale bardzo gwałtownie kupiłam lepszy rower i to już poleciało. Wkręciłam się w rower tak bardzo, iż zrezygnowałam z imprez. Spędzałam na rowerze niemal każdą wolną minutę.
Czyli to dzięki chłopakom wkroczyłaś w świat kolarstwa? Dlaczego zdecydowałaś się zatem na promowanie kolarstwa wśród kobiet i jazdę tylko w kobiecym gronie?
Zainspirowało mnie wydarzenie, które organizowało Specialized w Poznaniu. To była jazda w terenie, typowo dla dziewczyn i już po pierwszej tej jeździe stwierdziłam, iż chciałabym chyba coś takiego sama poprowadzić. Dodatkową inspiracją stała się dla mnie Maria Kostacińska, która pracowała wtedy w marketingu w Specialized i zmotywowała mnie do zorganizowania własnej ustawki.
W Poznaniu jeszcze nie było żadnej kobiecej grupy rowerowej, więc praktycznie tydzień albo dwa tygodnie później miałam założony klub na Strawie, Facebooka i zaczęłam już działać. Jeżdżąc na szosie podczas jazdy na szosie sprawdzałam na Strav’ie na Flyby (to jest taka opcja gdzie możemy sprawdzić kogo mijaliśmy, kogo właśnie mijałam) jakie dziewczyny mijałam podczas swoich przejażdżek i pisałam do nich prywatne wiadomości z zapytaniem czy chciałaby dołączyć do mojej grupy.
Czyli uruchomiła się osobowość lidera i projekt ruszył?
Tak, założyłam swoją grupę zupełnie od zera i działa ona do dzisiaj. choćby w takich momentach, kiedy nie mogłam jeździć przez dłuższy czas, np. podczas ciąży, grupa funkcjonowała nadal, ponieważ dziewczyny same się organizowały i umawiały na ustawki. To pokazało mi jak z czasem buduje się w grupie wzajemne wsparcie i zrozumienie, to jest bezcenne w dzisiejszych czasach.
Oczywiście, prowadzenie własnej grupy rowerowej to super sprawa, ale nie jest to łatwe przedsięwzięcie. Przede wszystkim trzeba pamiętać o bezpieczeństwie podczas przejażdżek. Jadąc na szosie musimy zachować większą ostrożność, niż np. podczas jazdy w terenie lub w lesie. Prowadząc grupę, która liczy nieraz 15 uczestniczek, trzeba zachować maksymalną koncentrację i uwagę, kontrolować co się dzieje na grupie na początku peletonu i na końcu.
Czy dziewczyny przyjeżdżające na ustawkę muszą mieć jakieś doświadczenie w jeździe na szosie? Czy robicie jakiś podział na grupy czy jeździcie razem?
Na początku istnienia grupy jeździłyśmy razem, ale kiedy zaczęło przyjeżdżać więcej dziewczyn, zrobiłyśmy podział na grupę początkującą oraz bardziej zaawansowaną. Kiedy wróciłam do prowadzenia grupy po drugiej ciąży, “zarządziłam” wspólne jazdy, aby się trochę zsocjalizować, pojeździć dla towarzystwa i tu super zadziałało na rozkręcenie nogi na początku sezonu. w okresie uruchomiłyśmy już szybszą jazdę 1 raz w miesiącu, 2 razy w miesiącu były treningi dla dziewczyn początkujących.
A jak wyglądała Wasza działalność podczas pandemii? To był bardzo trudny czas dla takich grupowych inicjatyw.
Umawiałyśmy na wspólne treningi on-line, jeżdżąc na trenażerach. Założyłyśmy też grupę dyskusyjną na messangerze, gdzie gadamy o rowerach, ale też wymieniamy się różnymi polecajkami. To świetna siatka kontaktów.
To jest siła takich inicjatyw. Nie zawsze przecież chodzi tylko o jazdę, czy sportowy aspekt, ale też o tworzenie społeczności, która się wspiera. Chciałabym Cię zapytać o Twoje doświadczenia związane z ciążą i łączeniu tego okresu z aktywnością sportową. To trudny moment, dla wielu aktywnych fizycznie kobiet, bo często obawiamy się tego, iż stan zdrowia nie pozwoli na bycie aktywną również podczas ciąży.
Sporo dziewczyn, które planują ciążę zadają mi właśnie pytania, jak to było u mnie. U mnie szczyt pierwszej ciąży przypadł na środek lata, więc nie jeździłam dużo właśnie z racji upałów. Na początku ciąży (zimą) jeździłam na MTB, gravelu, później jeździłam na ustawki z moimi dziewczynami, ale trzymałam się z tyłu grupy. Często towarzyszył mi też mąż lub kolega. Ta jazda z dziewczynami w grupie była dla mnie super wsparciem mentalnym podczas ciąży. Trochę nie umiałam sobie wyobrażać tak długiej przerwy od roweru.
Kiedy myślałam o zajściu w ciążę, miałam ogromny dylemat, co będzie kiedy będę musiała porzucić moją grupę, ustawki lub rower w ogóle. Dzisiaj takie rozważania wydają mi się trochę śmieszne, ale wtedy czułam w sobie taki niepokój.
Miałam podobne obawy. W zasadzie, wizja posiadania dziecka była dla mnie super, ale ten okres ciąży wydawał mi się wówczas jakiś odrealniony. Chyba bałam się tego, iż hormony “zabiorą mi całkiem mózg” i skupię się tylko na wiciu gniazda, szukania akcesoriów dla dziecka, itd. Ale na szczęście hormony okazały się kulturalne, forma podczas ciąży nie wymagała oszczędzania się, pracowałam w zasadzie do ostatniego tygodnia ciąży, byłam cały czas aktywna fizycznie. Dzisiaj, z perspektywy posiadania 3-letniego dziecka mogę już też powiedzieć, iż ciąża i macierzyństwo to czas uczenia się otwartości na rzeczy niezaplanowane, nauka pokory i odpuszczanie sobie i swoim planom.
Zgadzam się, czasami stawiamy sobie jakieś cele, które przysłaniają na otwartość na zupełnie nowe, niezaplanowane rzeczy, a to nie zawsze działa na naszą korzyść. Wydaje mi się, iż często widzimy to tak, iż kiedy będziemy w ciąży lub już jesteśmy mamą, to tracimy swoją tożsamość, atrakcyjność. Pamiętam, iż kiedy wrzuciłam na instagram swoje pierwsze zdjęcie w ciąży, wiele obserwujących mnie osób nagle zniknęło z mojego konta. Niby nic poważnego, ale zaczęłam się wtedy zastanawiać, kto i po co obserwuje moje konto. Z czasem jednak pojawiły się nowe osoby, w tym wiele młodych mam, z którymi zaczęłam rozmawiać i ta luka wypełniła się samoistnie.
Jest dużo takich przekonań, iż macierzyństwo odciąga Cię od pasji, iż “dziecko zabierze Ci wszystko”. I czasem tak też jest na początku. Ty pokazujesz na swoim profilu, iż choćby te trudne momenty nie zniechęcają do pasji, iż można do nich też zaprosić partnera/męża, a życiu.
Oczywiście, rower przez cały czas jest dla mnie bardzo ważny, ale zajmuje już trochę inne miejsce w moim życiu. Myślę, iż choć na moim profilu nie ma widoków z Hiszpanii (na razie :)), to dla wielu osób posiadających lub planujących dzieci może być bardzo inspirujące. Posiadanie rodziny wymaga trochę przeorganizowanie priorytetów, ale nie oznacza, iż trzeba rezygnować z siebie. Choróbska, nieprzespane noce na pewno wpływają na ilość energii i siły do jazdy, czy trenowania. Zapytałam kiedyś obserwujących na swoim stories, “czy zawsze da się zrobić trening?” i w odpowiedziach znalazłam wiadomość od mojego trenera, który napisał: “ da się, ale nie zawsze warto”. Myślę, iż to jest super motto, które mogą sobie do serca wziąć nie tylko rodzice, ale także ludzie którzy mają na sobie mnóstwo innych zobowiązań.
Wydaje mi się też, iż młode mamy często skupiają się na tym kresie ‘tu i teraz”, kiedy dzieci są malutkie i wymagają tak dużego zaangażowania. Na moje ustawki przyjeżdżają kobiety, których dzieci są już dorosłe i te mamy doskonale wypełniają swój czas hobby, dbają o siebie. To wszystko się zmienia, potrzeba tylko trochę cierpliwości
Jakim doświadczeniem był dla Ciebie poród?
Ja do porodu podchodzę bardzo duchowo. Przygotowując się do porodu, bardzo dużo czytałam, uczyłam się, podczas drugiej ciąży robiłam choćby kurs hipnozy z moim mężem. Wiadomo, iż poród to bardzo dynamiczny proces i ciężko go zaplanować, ale warto się do niego przygotować świadomie, by było to doświadczenie pozytywne.
Pierwszy poród był nieco trudnym przeżyciem, bo moja córka urodziła się z zapaleniem płuc. Miałam z nią bardzo krótki kontakt po porodzie, tydzień czasu spędziła na oddziale neonatologicznym. To było dla mnie bardzo trudne doświadczenie, które mocno wpłynęło na początek mojego macierzyństwa. Kiedy wróciłam z córką do domu, byłam totalnie skupiona na tym małym człowieku i to był cały mój świat.
Bardzo zależało mi, aby doświadczenie drugiego porodu było takie, jak sobie wymarzyłam. To był poród domowy, w spokojnej i przyjaznej atmosferze. Cały czas był ze mną mąż oraz dwie położne. Poród domowy jest w ogóle super opcją, jeżeli ciąża przebiega prawidłowo.
Nie lubię tego określenia, ale chyba nie da się inaczej zapytać – jak wyglądał Twój powrót do formy?
Po drugim porodzie, nabrałam jakiejś niesamowitej mocy. W zasadzie wszystko udało się zorganizować tak jak chciałam, maluch był zdrowy, ja nie miałam żadnych komplikacji po porodzie. To bardzo dobrze wpłynęło na moją kondycję psychiczną i szybkość regeneracji. Na rower wsiadłam chyba po miesiącu, ale to były bardzo spokojne przejażdżki. Możliwość powrotu do swoich pasji daje dodatkowego kopa, aby zadbać o siebie jeszcze lepiej.
Patrząc na Twoje wpisy i relacje wydaje mi się, iż Twój mąż niesamowicie wspiera Cię w pasji i opiece nad maluchami. To jest niesamowita wartość!
Tak, od początku działamy w systemie 50:50, choć wiadomo, iż czasem jedna osoba mnie mniej siły lub energii i pojawia się dysproporcja, ale całościowo to i tak się wyrównuje. Dużym plusem jest, iż mój mąż pracuje z domu. Teraz przy dwójce zakładamy, iż każdy zajmuje się jednym maluchem i to trochę ułatwia organizację.
Ale wymieniacie się maluchami, czy każdy ma swojego “ulubionego rodzica”?
ETak, ale moje dzieci mają “tatozę”, więc paradoksalnie to jego wyjście z domu czy na trening wzbudza większą rozpacz u dzieciaków. Ale znam też historie, gdzie jest odwrotnie, więc jak zwykle – każde dziecko jest inne, każda sytuacja rodzinna jest inna i nie wolno się porównywać. Trzeba próbować współpracować, aby żadna ze stron nie czuła się nadmiernie przytłoczona opieką.
Próbujecie “zarazić dzieci” pasją do roweru?
Pamiętam, iż jak byłam w pierwszej ciąży, rodzina chciała nam sprezentować przyczepkę rowerową lub rowerek dla młodej. Nie do końca miałam przekonanie, czy to jest taki dobry pomysł, bo to, co cieszy mnie, niekoniecznie musi sprawić euforia mojemu dziecku.
Czasem pojawia się taka presja na “kolarskich rodziców”, iż będą tak bardzo aktywni rowerowo z dzieckiem, a dziecko/dzieci nie zawsze współpracują. Później pojawia się tak wewnętrzna frustracja, iż nie potrafią pogodzić swojej pasji z czasem spędzonym z rodziną.
Ja bardzo cieszyłam się na myśl o przyczepce, ale pierwsze doświadczenie było okropne. Pierwszy raz użyliśmy jej, jak T miała 1,5 roku, pojechaliśmy nad morze i wymarzyliśmy sobie codzienne podróże rowerem z przyczepką na plażę. Finalnie skończyło się na tym, iż jeździliśmy codziennie autem, bo darła się w tej przyczepce w niebogłosy… chwilę odczekaliśmy i kilka miesięcy później mieliśmy żółciutkiego Thule’a, którym jeździłam z nią po mieście na place zabaw, na ciastka, krótkie przejażdżki i to już było dla niej ok.
No właśnie, a czasem jest tak, iż dzieci nie dadzą się przekonać do przyczepki i koniec.
Moje dzieci zaczęły jeździć w przyczepce dość szybko, nie mieliśmy problemu z zabraniem ich na przejażdżkę. Ale teraz są trochę większe i są dużo bardziej interesujące świata, więc trzeba robić, np. godzinną przerwę w lesie, żeby się pobawiły. Latem robimy tak, iż bierzemy ze sobą jakieś jedzenie i robimy sobie taki mini piknik. Teraz młoda zaczyna jeździć już sama, ma za sobą udział w dwóch wyścigach i chyba się jej to podoba.
O, już się ściga?
Tak, wzięła udział w takich zawodach rowerkowych dla dzieci w Zalasewie, zajęła wówczas pierwsze miejsce. Zawody były świetnie zorganizowane, dzieciaki miały niesamowitą frajdę. Na co dzień zaczyna już coraz więcej jeździć na rowerku z pedałami i zasuwa z nami, jadąc obok. To niestety ma swoje konsekwencje, jak np średnia 5 km/h, ale potrafi samodzielnie przejechać 8 km!
Wróćmy jeszcze na chwilę do tematu współdzielenia pasji już bez dzieci. Jak sobie z tym radzicie? To ważne, by pokazać dziecku, iż rodzice lubią coś robić razem i zaprosić je do tego, ale znalezienie czasu tylko dla siebie jest niesamowicie ważne.
W zeszłym roku poświęciliśmy dużo czasu w wspólne treningi, aby się nawzajem motywować. Zaczęliśmy razem chodzić na siłownię, pilnować diety. Chyba obydwoje potrzebowaliśmy takiego bodźca. Dużo korzystaliśmy wtedy z pomocy dziadków. W tym roku już jest trochę inaczej, bo mamy więcej innych spraw na głowie, więc ta intensywność się zmieniła, ale przez cały czas wyjście na trening uważam za najlepszy lek na gorsze samopoczucie. Zdecydowaliśmy, iż chcemy więcej czasu spędzać popołudniu z dzieciakami, więc na trening idziemy osobno, dopiero jak zasną. Czas, który możemy spędzić razem przeznaczamy najczęściej na wspólne wyjście do kina, wyjście do restauracji.
Bardzo ważne jest też to, by szukać wokół siebie ludzi, którzy kochają to co Ty. Dlatego ja mam moje ustawki. Kiedy co tydzień masz okazję spotkać się grupą ludzi o tym samym życiowym flow, wygadać się, pośmiać, wówczas dostajesz taki wiatr w żagle, zrzucasz z siebie całe życiowe napięcie. Myślę, iż tworzenie takich społeczności to przyszłość. Zachęcam do tego, aby szukać w swoim mieście takich inicjatyw, bo choćby w chwilach zwątpienie w swoje możliwości, siły, cokolwiek! można znaleźć fajne wsparcie i motywację.
Bardzo dziękuję Ci za tą rozmowę! jeżeli któraś z dziewczyn, czytających ten wywiad jest z okolic Poznania, koniecznie szukajcie grupy GirlPowerl.cc (
)