Garmin Instinct Crossover – wszystko, co musisz wiedzieć, ale nie chce ci się czytać długich recenzji

1 rok temu

Wyświetlacz czy może tradycyjne wskazówki? Garmin Instinct Crossover postanowił pobawić się w Gerlata i nie wybierać wcale.

Nie, to nie pozostało pełna, tradycyjna recenzja – tej Garmin Instinct Crossover doczeka się u nas nieco później. Ale iż większość zmian w tym modelu dotyczy jednego, konkretnego elementu – można się nim zająć tu i teraz.

Chodzi oczywiście o wskazówki. I ekran, bo Garmin Instinct Crossover ma jedno i drugie – jednocześnie.

Garmin Instinct Crossover – co tu się adekwatnie stało?

Stało się tyle, iż Garmin uznał, iż w i tak całkiem ciekawej linii Instinct przydałoby się coś jeszcze ciekawszego. Wyrzucono więc podwójny/dzielony wyświetlacz, który – dla przypomnienia – wyglądał tak:

Garmin Instinct 2 Solar

I na miejsce tej ciekawostki dano inną – fizyczne wskazówki:

Sam wyświetlacz pod wskazówkami jest przy tym adekwatnie identyczny, jak w przypadku zwykłych Instinctów – z wyjątkiem wspomnianego bonusowego „kółka”. Dalej jest czarno-biały, dalej nie powala rozdzielczością (176 x 176 pikseli), dalej nie wypełnia całej tarczy i dalej jest dość zabawnie poprzycinany po bokach.

Przy okazji też osłona wyświetlacza i wskazówek (Power Glass w modelach Solar, chemicznie wzmacniane szkło w modelach nie-Solar) zostało wysunięte odrobinę wyżej. Tak to wyglądało wcześniej:

A tak to wygląda teraz:

Możliwe, iż trochę nie widać tego na zdjęciu, ale szkło jest teraz tylko minimalnie zagłębione poniżej chromowanego pierścienia – głównym elementem wystającym są te wystające „zakładki”.

A skoro to mamy z głowy, można przejść do samych wskazówek.

Garmin Instinct Crossover – jak działają te wskazówki?

Od strony użytkownika to akurat proste i nie wymaga żadnej specjalnej aktywności czy uwagi z jego strony. Po ustaleniu godziny, wskazówki na ekranie głównym zegarka wskazują… cóż, godzinę:

Tak jak w każdym tradycyjnym zegarku. Oraz tak jak np. w Vivomove style albo hybrydowych zegarkach Withingsa. Cuda dzieją się jednak w momencie, kiedy zaczniemy cokolwiek klikać, korzystając oczywiście z fizycznych przycisków umieszczonych po bokach zegarka (brak ekranu dotykowego).

Przewijamy w dół listę opcji z ekranu głównego? Wskazówki ustawiają się tak, żeby niczemu nie przeszkadzać, czyli przeważnie – dążą do poziomu:

Całość odbywa się przy tym zaskakująco szybko, sprawnie i przy całkiem przyjemnym dla ucha mechanicznym szumie. Albo raczej bzyczeniu.

Wracamy do ekranu głównego? Wskazówki znowu pokazują godzinę. Przechodzimy do treningu? Proszę bardzo – wskazówki w trybie „nie przeszkadzamy”:

Ale to jeszcze nie koniec. Przewijamy menu w dół i…

… teraz wskazówki służą do prezentowania naszego tętna na skali, zamiast cyfrowej strzałki na ekranie.

Przeskakujemy na mapę (a adekwatnie nawigację bez mapy) i znowu wskazówki starają się nie przeszkadzać:

I tak jest też w wielu innych miejscach systemu. Generalnie wskazówki mają trzy tryby/funkcje:

  • nie przeszkadzać (przeważnie ustawienie w poziomie, ale czasem uciekają w inną część ekranu),
  • wskazywać godzinę,
  • wskazywać wartość dla danego „dużego” pola danych, np. tętna albo postępu w liczbie pokonanych kroków.

Na żywo wygląda to mniej więcej tak:

Ach, gdyby ktoś pytał, to tak – te wskazówki są fluorescencyjne i świecą się same z siebie – bez zużywania energii z akumulatora – także i w nocy. Nie na tyle mocno, żeby uniemożliwić sen, ale spokojnie da się sprawdzić godzinę „po staremu”.

I jak się z tego korzysta? Czy to ma sens?

Na pewno na początku jest… dziwnie. Dziwnie z co najmniej dwóch powodów.

Po pierwsze – jesteśmy raczej przyzwyczajeni, iż – choćby w 2023 r. – wskazówki pokazują godzinę. W tym przypadku czasem faktycznie zobaczymy dzięki tym wskazówkom godzinę, a czasem… nie. I tak przykładowo podczas aktywności (wcześniejsze zdjęcia) w sumie byłby spory sens w tym, żeby wskazówki pokazywały faktycznie godzinę i nie trzeba się było przełączać między ekranami danych. Tyle tylko, iż w takim układzie zasłaniałyby wskaźniki na wyświetlaczu, więc muszą leżeć pionowo i… nie pokazują nic. A czasem, kiedy mogłyby bez większych problemów pokazywać godzinę (np. na ekranie tętna), wskazują… tętno, zamiast godziny. Skomplikowane.

Drugą wadą jest to, iż niektóre rzeczy trzeba nagle czytać między wierszami, a raczej – między wskazówkami. Przykładowo jeżeli otrzymamy powiadomienie, to część treści będziemy mieć nad wskazówkami, a część pod. jeżeli zaczniemy przewijać np. dłuższy tekst, to część z „pod” przeskoczy nagle „nad” i nasz mózg – a przynajmniej mój – ma trochę problemów ze zorientowaniem się, o co chodzi.

Po jakimś czasie to wrażenie jednak mija i po kilku dniach taki podział zaczyna wydawać się „normalny”. Swoja drogą – przy takim ujednoliceniu większości zegarków, te wskazówki są po prostu fajne. choćby jeżeli traktować je głównie jako gadżet, który najzwyczajniej w świecie „jest”.

I to jest chyba największa siła Instincta w wersji Crossover.

Jest… fajny. Jest interesujący i inny, i zdecydowanie jest w nim coś, co przyciąga. Tak samo zresztą było z pierwszymi Instinctami – to nie są może najlepsze zegarki sportowe na rynku, choćby w gamie Garmina mają potężną konkurencję, ale są bezdyskusyjnie jakieś i ludzie prawdopodobnie jeszcze przed przeczytaniem jakiejkolwiek recenzji wiedzą, czy chcą je kupić, czy też nie.

Na tym tle fakt, iż Garmin Instinct Crossover dorzuca chociażby nowy moduł lokalizacyjny (ale bez dual band dla GPS) schodzi trochę na drugi plan. Jednocześnie pojawia się pytanie – czy warto dopłacić do zwykłego Instincta, szczególnie iż różnice poza wskazówkami są praktycznie zerowe?

Tylko tutaj znowu jest problem – zwykły Instinct jest fajny, ale zdecydowanie nie jest tak fajny jak Instinct Crossover. Trudno tu więc pisać o jakiejkolwiek opłacalności, szczególnie iż niespecjalnie da się te nowości z Crossovera wycenić.

Ale nad tym może pozastanawiamy się przy pełnej recenzji. Choć to, co najważniejsze – już i tak wiecie.

Idź do oryginalnego materiału