Czy gravel to nowe MTB?

magazynbike.pl 1 tydzień temu

I ludzie przesiadają się, szukając podobnych przeżyć? Nie, to nie prowokacja! Podobna myśl przyszła mi po tym, gdy po raz kolejny odwiedziliśmy kultową Riva del Garda, ale tym razem na gravelach. I jakby trochę się zmieniło! Ale po kolei.

Przejeżdżając promenadą w Rivie nad jeziorem, która podzielona jest na część pieszą i dla dwuśladów, usłyszeliśmy – a jakże – niezadowolone głosy Polaków, iż rowerów jest za dużo. Bo faktem jest, iż było ich bardzo wiele, w każdym możliwym gatunku. Pod jednym jednak warunkiem – w 90% były to elektryki. Duże, małe, te zawieszone i te obwieszone. Ale z silnikiem. My, na naszych gravelach, wyglądaliśmy jak rodzynki. Z zainteresowaniem patrzyliśmy też na nielicznych innych, którzy także przemieszczali się bez silnika. Wśród nich także pięknie utrzymane klasyki starej, siwej gwardii, oczywiście na kołach 26!

Jeszcze ciekawiej było na słynnej drodze Sentiero del Ponale – albo raczej Ponale Strasse – bo pod taką nazwą wryła się w pamięć pokoleń fanów MTB. Kultowa droga wykuta w skale przebiega wzdłuż stromej ściany z Rivy do Lago di Ledro i „od zawsze” stanowiła obowiązkowy punkt wycieczki nad jeziorem.

Tyle, iż teraz to deptak. No, może bez asfaltu, ale tak mniej więcej wygląda. Poruszają się nim piesze wycieczki oraz turyści na elektrykach, po których widać, iż na rowerze (!) siedzą może drugi raz w życiu. Pod górę wyjechali wspomagani silnikiem, w dół boją się każdego kamyka. Trasa została odpowiednio przygotowana – wzdłuż krawędzi zamontowano wysokie siatki, tam gdzie przedtem były tylko kamienne krawężniki. Co 100 metrów jest tabliczka z numerem alarmowym i symbolem lokalizacji.

Większość dociera tylko do końca Ponale i na skrzyżowaniu za restauracją Belvedere zawraca. Za nic ma znaki – oczywiście z kolarzem górskim – z napisem Lago di Ledro. Kultowy cel wycieczki zupełnie ich nie interesuje. Zobaczyli już wszystko. Tym bardziej nie interesuje ich przełęcz Tremalzo, przedmiot westchnień jeszcze 10 lat temu – położona kolejne 1400 metrów podjazdu dalej.

My, na gravelach, bez schodzenia z rowerów na ściankach, które kiedyś to prowokowały, zdobyliśmy jezioro, które jest kilkaset metrów wyżej niż Ponale. I odpoczywając nad jego brzegiem we włoskim słońcu miałem przebłysk objawiania, iż tak właśnie w tej chwili wygląda sytuacja MTB – gravele je zastąpiły. Bo przecież to, co kiedyś stanowiło odnośnik prawdziwego wyzwania na góralu, dziś sprawia przyjemność na węższych kołach. choćby rowery są podobne, bo sztywne, jak kiedyś. To trend, który ma siłę samospełniającej się przepowiedni. Może jeszcze nie w Polsce, która zwykle jest odrobinę przesunięta w czasie w porównaniu do Niemiec, ale na wielu innych rynkach.

Wnioski można podsumować w trzech zdaniach:

  1. Kto chce się zmęczyć, ten najczęściej wybiera gravele. Stąd i zastąpienie przez ultra na gravelach długich dystansów maratonów MTB.
  2. MTB = silnik. Po to by podjechać ze wspomaganiem, cieszyć się jazdą w dół.
  3. To powszechne wspomaganie powoduje, iż MTB dorobiło się statusu narciarstwa alpejskiego – tyle iż bez wyciągów. Z całą jego masowością i konsekwencjami.

Przekonajcie mnie, iż nie mam racji.

Zachhód słońca nad Dolomitami bez zmian najpiękniejszy!
Idź do oryginalnego materiału