
Bowers & Wilkins ma coś świetnego dla miłośników motoryzacji. Producent topowych sprzętów audio we współpracy z firmą McLaren przygotował kolekcjonerskie edycje swoich najlepszych bezprzewodowych słuchawek. Kolekcjonerskie wydawanie jest wyjątkowe nie tylko z powodu świetnego designu, ale także wspólnej historii stanowiącej arcyciekawe tło tej współpracy.
Bruce McLaren prawdopodobnie byłby przeszczęśliwy, gdyby w 1970 roku mógł korzystać ze słuchawek Bowers & Wilkins Pi8 McLaren Edition. Legendarny kierowca wyścigowy siedział bowiem za sterami maszyny, w której warkot silnika był porównywalny do hałasu głośnika na koncercie. Z tym, iż Bruce miał ten silnik zaraz przy uchu. Technologia ANC pozwalająca redukować szum otoczenia byłaby wtedy na wagę złota. Niestety, muszą minąć trzy dekady, nim ANC pojawi się w pierwszych słuchawkach. Wielkich, masywnych i na kablu.
Batmobil – bo tak mówiono na bolid McLaren M8D, z powodu charakterystycznego kształtu – był uciążliwą maszyną nie tylko z powodu głośnego silnika, wystającego ponad pomarańczową karoserię. Drugi znaczący mankament tej rakiety to kokpit. Kierowca M8D siedział bowiem na… baku paliwowym. Od łatwopalnej cieczy oddziałała go tylko metalowa ścianka, co raczej nie dodawało animuszu. Dobre słuchawki mogłyby koić zszargane nerwy kierowcy, bujając go brzmieniem brytyjskich kapel lat 70. The Who, Deep Purple, Led Zeppelin – pięknej klasyki z okresu nie brakuje.


Bruce McLaren zginął tragicznie w 1970 roku, podczas testowej jazdy Batmobilem. Środek sezonu, wyścigi CanAm – wtedy ważniejsze od F1 – trwały w najlepsze. Opinia publiczna była przekonana, iż to koniec zespołu McLaren. Bruce był bowiem jego absolutnym filarem. Kierowcą i szefem, ale również inżynierem oraz wynalazcą. Bez niego, to jak bez duszy. Członkowie drużyny dostawali pierwsze oferty od rywali, kilkudziesięcioosobowa firma miała być lada dzień zamykana.
Przyjaciele i pracownicy Bruce’a postanowili dokończyć sezon, w formie hołdu dla zmarłego McLarena. Jednak to, co miało być honorowym epilogiem, przerodziło się w legendę żywą po dziś dzień. Zespół wygrał 9 na 10 wyścigów, zdobywając złoto CanAm. Pomarańczowy McLaren wygrywał prestiżowe zawody pięć razy z rzędu, aż do pojawienia się na torach Porsche 917. Wspominam o tym nie tylko dlatego, iż to niezła historia, ale również z powodu niesamowitej spuścizny, jaką jeden człowiek, wsparty rodziną i przyjaciółmi, może po sobie zostawić.
McLaren nie jest po prostu motoryzacyjną marką. To popkulturowa perła brytyjskiej korony, jak Agent 007. Wyspiarze są z niej niezwykle dumni.
Piszę to z pełnym przekonaniem, gdyż miałem osobistą przyjemność odwiedzenia McLaren Technology Centre. W sennym miasteczku Woking pod Londynem kryje się kompleks tak nowoczesny i efektowny wizualnie, iż kręcili w nim sceny do fenomenalnego serialu Star Wars Andor oraz świetnego filmu F1 z Bradem Pittem. Sam zresztą stałem tam, gdzie wcześniej Brad, pożerając wzrokiem siedzibę McLarena od środka. Puchar po pucharze i bolid po bolidzie. Było co podziwiać.
To, co mnie wtedy uderzyło, to niezwykła duma, z jaką pracownicy McLarena rozmawiają o firmie. Nie mam tu na myśli żadnego przewodnika wycieczek, bo nikogo takiego ze mną nie było. Chodzi mi o prawdziwych profesjonalistów. Ludzi zmieniających opony w bolidach na moich oczach. Osoby z centrum decyzyjnego, podobnego z wyglądu do centrum lotów NASA. Siwowłosego seniora obsługującego drukarkę 3D wartą kilkaset tysięcy zł. Wszyscy byli autentycznie dumni ze swojej pracy. Z przynależności.


Zapoznając się z historią Bruce’a i jego drużyny, łatwo zostać fanem McLarena. Jeszcze łatwiejsze jest to po odwiedzeniu McLaren Technology Centre, a także śledząc dokonania zespołu F1 oraz przeglądając katalog super-samochodów. Dlatego kompletnie mnie nie dziwi, iż wiele marek chętnie współpracuje z McLarenem. Od producentów gier po projektantów odzieży, rozmaite firmy ochoczo wykorzystują wizerunek jednego z najlepszych zespołów F1. Jest jednak pewna brytyjska marka, która do McLarena pasuje w sposób szczególny.
Nie trzeba być fanem motoryzacji ani F1, aby pożądać nowe Bowers & Wilkins Pi8 McLaren Edition. Spójrzcie, jak wyglądają te słuchawki.
Bowers & Wilkins Pi8 McLaren Edition to najnowsza wersja kolekcjonerska utytułowanych słuchawek TWS. Chociaż „utytułowane” to zbyt nijakie określenie. Dla mnie Pi8 to najlepsze dokanałowe budsy, jakie są na rynku. Koniec kropka. Kto raz miał kontakt z tym modelem, ten nie wróci do AirPodsów ani innych popularnych modeli. Bowers & Wilkins Pi8 są jednymi z tych niewielu słuchawek, po skorzystaniu z których nachodzi myśl: „dlaczego dopiero teraz?! Cały czas żyłem w nieświadomości”. Naturalne brzmienie oddziela Pi8 od innych budsów grubą kreską. Żadna marka premium – a trochę ich przetestowałem – nie jest na takim poziomie.
Kolekcjonerska wersja Bowers & Wilkins Pi8 McLaren Edition to te same rewelacyjne słuchawki, ale w nowym wydaniu. Wariant kolorystyczny Papaya Orange z metalicznym wykończeniem Galvanic Grey nawiązuje do charakterystycznej stylistyki maszyn McLarena, od wspomnianego Batmobila po nowoczesny bolid MCL38, za kółkiem którego siedzą Lando Norris oraz Oscar Piastri. Obaj kierowcy wyścigowi pozują zresztą w słuchawkach Pi8 McLaren Edition, wypadając niczym naturalni modele:


B&W to producent znany z dbałości o detale, dlatego etui w wersji McLaren Edition także doczekało się nowego projektu. Na metalicznej pokrywie w kolorze Galvanic Grey umieszczono loga McLarena oraz Bowers & Wilkins, ale najciekawiej robi się po podniesieniu wieczka. Wnętrze pokrywy oraz wnęk słuchawkowych w barwie Papaya Orange tworzy bardzo interesujący efekt wizualny. Widać, iż mamy do czynienia z produktem kolekcjonerskim, w oczywisty sposób kojarzącym się z McLarenem.
Od siebie dodam, iż projektowanie słuchawek TWS w edycji kolekcjonerskiej to bardzo niewdzięczne zadanie. Powierzchni jest mało, kształt nietypowy, trudny materiał do pracy. Dlatego wielu producentów zwykle nanosi po prostu kolekcjonerskie logo na etui i gotowe, po robocie. W przypadku Bowers & Wilkins Pi8 McLaren Edition na szczęście jest inaczej. Producent bawi się dwoma opatentowanymi barwami i eksperymentuje z wzornictwem, dzięki czemu malutkie słuchawki od razu budzą skojarzenia z McLarenem. Jestem wręcz zaskoczony, jak silna jest tu gra skojarzeń.
Bowers & Wilkins Pi8 McLaren Edition to także – a adekwatnie przede wszystkim – rewelacyjne słuchawki z naturalnym brzmieniem.
O modelu Pi8 pisaliśmy na Spider’s Web wielokrotnie. W mojej ocenie to NAJLEPSZE budsy na rynku. Lepiej się po prostu nie da, przynajmniej na ten moment. Słuchawki zachwycają za sprawą studyjnego brzmienia, stanowiącego solidny pień całej oferty brytyjskiego producenta. Bowers & Wilkins jest znany z naturalnego dźwięku, docenianego przez profesjonalistów i entuzjastów na całym świecie. Ze sprzętów B&W korzysta się podczas nagrywania utworów do filmów i gier oraz masterowania bestsellerowych albumów. Widziałem to na własne oczy, odwiedzając kultowe Abbey Road Studios w Londynie.




Naturalne brzmienie to nie pusty marketingowy frazes. Nie w tym przypadku. Zapewniam z ręką na sercu – kiedy odsłuchacie ulubiony album w bezstratnej jakości na Bowers & Wilkins Pi8 albo Px8, korzystając z kodeka AptX Lossless, będziecie chcieli wyrzucić inne słuchawki do kosza. Zdacie sobie bowiem sprawę, jak bardzo naturalnie brzmienie – a więc takie, jak tworzą je sami muzycy – różni się od wyrobu albumo-podobnego, dostarczanego przez większość słuchawek. Także tych z wyższej półki cenowej.
W parze ze świetnym dźwiękiem idzie technologia, dzięki której Bowers & Wilkins Pi8 w zasadzie nie ma słabych punktów. Etui wspiera szybkie ładowanie, za pomocą którego 15 minut zasilania przekłada się na aż 2 godziny odsłuchu. Z kolei łączny czas działania słuchawek Bowers & Wilkins Pi8 to ok. 20 godzin. Unikalnym rozwiązaniem zastosowanym w etui jest retransmisja dźwięku, pozwalająca na odsłuch bezprzewodowy z urządzeń, które domyślnie nie wspierają dźwięku Bluetooth, jak klasyczny zestaw stereo. Bardzo praktyczna wisienka na torcie.
Dla mnie jednym z większych atutów Pi8 jest solidne ANC, oczywiście jak na tak małe słuchawki dokanałowe. Aktywna redukcja szumu to obszar, na którym wykłada się wielu producentów luksusowych słuchawek, oddając pole przedstawicielom średniej półki. Jednak nie Bowers & Wilkins. W Pi8 ANC jest na przyzwoitym poziomie. Nie najlepsze, ale także nie rozczarowujące. Komfort podczas lotu samolotem z tymi słuchawkami jest odczuwalnie wyższy.

Z kolei dzięki obsłudze kodeków aptX Lossless, aptX Adaptive, aptX Classic, AAC oraz SBC choćby najbardziej wymagający użytkownicy będą zadowoleni. Dysponując odpowiednim telefonem, aptX Lossless umożliwia cieszenie się bezstratną jakością dźwięku w trybie bezprzewodowym. To coś, co kilka lat temu wydawało się niemożliwe do osiągnięcia. Z Pi8 odsłuch przez Bluetooth nie musi już oznaczać gorszego brzmienia. Koniec z kompromisami.
Z kolei Bowers & Wilkins Px8 McLaren Edition to oferta dla tych miłośników motoryzacji, którzy szukają świetnych słuchawek nausznych.
Bezprzewodowe słuchawki nauszne Bowers & Wilkins Px8 to punkt odniesienia dla wszystkich producenta słuchawek premium. Gdyby zebrać wszystkie nagrody i wyróżnienia, jakie zdobył model Px8 na przestrzeni kilu lat, kolekcja byłaby równie imponująca co zestaw pucharów w brytyjskiej siedzibie McLarena. Sam także korzystam z Bowers & Wilkins Px8, to moje słuchawki do jakościowego bezstratnego odsłuchu w salonie. Piąteczek wieczór, relaks i Daft Punk z FLAC-a. Rewelacja.


Słuchawki Bowers & Wilkins Px8 w wersji kolekcjonerskiej McLaren Edition także od razu budzą skojarzenia z brytyjskim producentem super-samochodów. O ile jednak dokanałowe budsy Pi8 wydają mi się bliższe bolidowi MCL38, tak nauszne Px8 przywołują na myśl super-samochody McLarena, jak 750S Spider czy Senna. interesujące na ile to moja wyobraźnia, a na ile celowy zabieg projektantów z Bowers & Wilkins. To specjaliści z masą prestiżowych nagród iF Design Awards na koncie, także raczej niczego nie zostawiają przypadkowi.
Poza brzmieniem klasy studyjnej, Bowers & Wilkins Px8 McLaren Edition imponują od strony technicznej. Bezprzewodowe słuchawki działają aż 30 godzin na jednym ładowaniu, z kolei zaledwie 15 minut zasilania przekłada się na solidne 7 godzin nieustannego odsłuchu. Dzięki wbudowanemu czujnikowi noszenia wyłączającemu słuchawki, gdy nie mamy ich na głowie, nie trzeba z kolei obawiać się o niepotrzebny drenaż akumulatora.
Do tego w modelu Bowers & Wilkins Px8 po mistrzowsku rozwiązano kwestię ANC. Sześć wbudowanych mikrofonów wspartych wydajnym procesorem nie tylko przekłada się na skuteczną redukcję szumów, ale również zachowanie wysokiej jakości dźwięku. Często pomija się fakt, iż ANC negatywnie oddziałuje na brzmienie, zniekształcając je niczym niepożądana nakładka EQ. Opatentowany algorytm firmy Bowers & Wilkins niweluje negatywny efekt, dzięki czemu mamy i rybki, i akwarium – silne ANC połączone z naturalnym brzmieniem.


Nie ma przypadku w tym, iż Lando i Piastri pozują w Pi8. Bowers & Wilkins jest taką samą brytyjską dumą jak Mclaren. Dlatego kooperacja między tymi firmami trwa już ponad dekadę.
Gdy rozmawiałem z artystami i inżynierami dźwięku w Abbey Road Studios – w tym z kompozytorem muzyki do filmowego Jamesa Bonda – dla nich produkty B&W były czymś więcej niż tylko solidnymi studyjnymi sprzętami. Dało się wyczuć wyspiarską dumę. Brytyjskie studio nagraniowe. Brytyjski sprzęt audio. Film na brytyjskiej licencji. Mając świadomość tego technologiczno-kulturowego patriotyzmu, nie dziwi, iż McLaren i Bowers & Wilkins naturalnie do siebie pasują.
Obie firmy współpracują ze sobą już od 2015 roku. To właśnie systemy audio od B&W znajdziemy w drogich, pożądanych super-samochodach McLarena. Głośniki tego producenta współpracujące w ramach systemu Surround Sound rozbrzmiewają w modelach Artura, Senna, Artura Spider, 750S, GT oraz 765LT. Głośniki Bowers & Wilkins znajdują się także w obłędnie wyglądającym McLarenie Speedtail, za co zresztą producent systemu audio otrzymał prestiżową nagrodę iF Design Awards.

Zajrzyjmy więc do środka takiego luksusowego pojazdu. We wnętrzu Speedtaila znajduje się 12 głośników i 14-kanałowy wzmacniacz, o łącznej mocy 1400W. Wszystko oparte o membrany oferujące dźwięk jakości studyjnej, takie jak Nautilus czy Continuum. Prawdziwa orkiestra. Niestety, przejazd pojazdem pokroju Speedtaila to atrakcja, na którą może sobie pozwolić mała część wszystkich miłośników motoryzacji. Co dopiero mówić o posiadaniu takiej maszyny na własność.
Z tej perspektywy kolekcjonerskie edycje słuchawek Bowers & Wilkins uważam za naprawdę trafiony pomysł. Dzięki takim inicjatywom fani motoryzacji mogą nie tylko wyrazić wsparcie dla ulubionego zespołu F1, ale także na własnej skórze przekonać się, czym jest naturalne brzmienie dostępne w super-samochodach McLarena. Bo chociaż nie ma co porównywać słuchawek do topowych samochodowych zestawów audio, w obu przypadkach filozofia B&W jest taka sama – chodzi o topowy dźwięk jakości studyjnej, wsparty najlepszymi, nowoczesnymi technologiami.
Poza tym, zupełnie na boku i przy okazji – te zestawy kolekcjonerskie od Bowers & Wilkins po prostu cholernie dobrze wyglądają.