BAŁKAŃSKA ODYSEJA: BOŚNIA I HERCEGOWINA ORAZ CZARNOGÓRA

magazynbike.pl 2 miesięcy temu

Zapraszamy do kolejnej części serii „Bałkańskiej odysei!”. Podobała wam się eskapada Oli i Mateusza do Chorwacji? To oczywiście nie był koniec epickiej wyprawy, prezentujemy jej kolejny fragment i już zapowiadamy kolejne. Tradycyjnie polecamy zatrzymanie się na zdjęciach.

BOŚNIA I HERCEGOWINA

Eksplorację kolejnego kraju rozpoczęliśmy tuż przy stolicy, czyli w Sarajewie, gdzie jeździliśmy po opuszczonym torze bobslejowym, który w dużej mierze pokryty jest street artem. Było to doświadczenie jedyne w swoim rodzaju – na torze rozwija się naprawdę duże prędkości i trzeba być szczególnie uważnym.

Działający w latach 1983-1991, zbudowany na potrzeby Zimowych Igrzysk Olimpijskich w 1984 roku tor bobslejowy.

Choć z tych nieprzystosowanych do roweru, stromych band nie dało się wypaść, łatwo było ześlizgnąć się do ich środka. Prawdziwa gra w zaufanie!

Blisko toru znajduje się niezwykle kompletna linia, która była wspaniałym zaskoczeniem – miała wszystko co lubimy, czyli świeżą ściółkę, ficzery, dropy, gapy, korzenie i kamienie, a ponadto była utrzymana w świetnym stanie.

Linia w tym ciemnym, klimatycznym lesie wyróżniała się dużym flow i poprawnością budowy elementów. Naszym zdaniem jest to jedna z najlepszych linii jakie oferuje Bośnia.

W okolicy Kupres istnieje sieć dość ciekawych i urozmaiconych tras, ale niestety trafiliśmy na ich kiepski stan, co nie pozwoliło w pełni cieszyć się z jazdy. Niestety bike parki Bjelašnica i Jahorina uważamy za nieudane, posiadające wiele bolączek… wieku dziecięcego.

W Bjelašnicy z powodu przerwy technicznej w działaniu wyciągu długi czas wspinaliśmy się wąską jak na dużego busa kamienistą drogą wzdłuż przepaści aż dotarliśmy do usypanego fragmentu tej drogi, przez który na szczęście udało się finalnie przejechać. Szkoda tylko, iż to wszystko po to, by zaraz za następnym zakrętem podjąć decyzję o poddaniu się ze względu na nieprzejezdną już drogę, a zawrócenie też było nie lada wyzwaniem. Cały trud wynagrodziły piękne widoki na okoliczne górskie krajobrazy.

CZARNOGÓRA

Przemierzając Bałkany dalej, udajemy się do miejscowości Bar w kraju, w którym wille przeplatały się z ubóstwem. Aby wjechać na okoliczną miejscówkę najpierw musieliśmy przedostać się przez płot, aby z tarasu uroczego, opuszczonego podwórka działkowego ze starannie ułożonymi kamyczkami cieszyć się jazdą na zupełnie nowej dla nas linii.

Pomimo miłego startu linia nie była zbyt ciekawa, było na niej sporo luźnych kamieni, ale posiadała kilka drewnianych konstrukcji i jeden większy road gap. Przydrożne tętniące tam źródełko uznaliśmy za idealną okazję na prysznic w listopadowych promieniach słońca, takie uroki vanlife.

To i tak była jedna z lepszych dróg…

Następna miejscówka, w innej części Montenegro okazała się pozytywnym zaskoczeniem. Linia z sekcjami świeżego loamu, wieloma drewnianymi ficzerami, ciekawymi opcjami jazdy, była dość szybka i dobrze utrzymana. Trzeba było jednak uważać na road gapy przecinające drogę, mogące stwarzać niebezpieczne sytuacje z samochodami oraz wolno biegające krowy w lesie. Wszystko to położone jest w okolicy Žabljak, przy urokliwej wsi z malutkimi domkami i niedziałającego już oldschoolowego wyciągu narciarskiego.

Czarnogóra ugościła nas pięknymi widokami na góry i przejazdami przez długie, skalne tunele. Trzeba jednak mieć oko na spadające kamienie i nastawić się na naprawdę kręte drogi. Udało się nam również zasmakować tradycyjnej bałkańskiej kuchni oraz pysznego, domowego soku z rosnących w sąsiednim ogrodzie granatów.

CDN!

O autorach:

Aleksandra Hejduk – Instagram:

Freeriderka, była zawodniczka jeździectwa, fotograf i grafik komputerowy z Łodzi, w tej chwili mieszkająca w polskich górach.

Marcin Matuszny – Instagram:

Freerider, budowniczy tras, zawodnik downhillu, entuzjasta nauki z południa Polski.

Idź do oryginalnego materiału