Apple Pencil USB-C – „tani” ołówek od Apple

5 miesięcy temu

W 2018 roku zadebiutował 11-calowy iPad Pro. Wraz z nim Apple Pencil drugiej generacji. Miałem go od dnia premiery. Pech chciał, iż miesiąc temu, po prawie sześciu latach, zgubiłem go. Co zrobić? Pejotem nie jestem, nie potrzebuję wszystkich funkcji pro, zatem wystarczy mi „podstawowy” ołówek. Wybór padł na najnowszy produkt od Apple – Apple Pencil USB-C.


Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 2/2024


Budowa

Najnowszy ołówek od Apple przychodzi bez żadnych dodatków. Nie znajdziemy w opakowaniu ani dodatkowej końcówki, ani kabla, którym musimy go ładować i… sparować z naszym iPadem.

Apple Pencil USB-C jest oczywiście świetnie wykonany. Dobrej jakości plastik, spasowanie itd. Jest krótszy od swojego starszego brata, przez co wydaje się dużo mniejszy, choć grubość, kształt przekroju i końcówki są identyczne jak w poprzedniku.

USB-C

Świetnie rozwiązane jest złącze USB-C, schowane za przesuwaną skuwką. Jeszcze raz podkreślę – wykonanie jest idealne.

Niższa cena została osiągnięta przez zastosowanie pewnych ograniczeń. Po pierwsze, nie mamy ładowania indukcyjnego z iPada. Dlaczego? Dlaczego Apple to zrobiłeś? To była najważniejsza cecha w Apple Pencil.

Ładowanie

Nowy Apple Pencil USB-C wprawdzie przyczepia się magnetycznie do iPada, ale nie ładuje się. Ładujemy po kablu – albo z naszego iPada, albo z ładowarki. Pierwsze sparowanie z naszym iPadem też wymaga podłączenia go właśnie kablem USB-C. I teraz niestety przechodzimy do jego największej wady z tym związanej.

Wprawdzie ładuje się dość gwałtownie (trudno mi określić, ile realnie, bo miałem go podłączonego przez jakieś 20–30 minut do ładowarki 60 W, a gdy sobie przypomniałem i go odłączyłem, to miał 100%), to niestety jest permanentnie włączony, przez co, mam wrażenie, bateria znika w oczach. Bez specjalnego używania, dosłownie kilka notatek i ogólne bawienie się nowością po około czterech dniach było kompletne zero baterii. W sytuacji, gdy przyczepiałem magnetycznie poprzedni pencil do iPada, byłem pewien, iż jest cały czas naładowany i nie zabraknie mi w najbardziej niespodziewanym momencie baterii. Tutaj jest to loteria. Niestety, akurat gdy potrzebowałem coś zapisać, ołówek był rozładowany – złośliwość przedmiotów martwych. Poza tym, kto z was sprawdza na bieżąco baterię? Ja w każdym razie nie. Muszę ewidentnie zmienić przyzwyczajenia albo zmienić ołówek.

Pozostałe różnice względem Apple Pencil 2

Poza ładowaniem indukcyjnym, nowy Apple Pencil USB-C nie ma funkcji podwójnego tapnięcia, zmieniającej funkcję podczas pisania.

Ostatnia różnica, która jest najistotniejsza dla twórców kreatywnych, to brak rozróżnienia siły nacisku podczas pisania lub rysowania. Pencil rozróżnia kąt nachylenia, ale nie nacisku. Nie muszę mówić, jak to jest istotne dla wszystkich zajmujących się rysowaniem.

Jak to wygląda na tle konkurencji?

No i tu przechodzimy do sedna. Apple, wprowadzając model USB-C, ewidentnie zorientowało się, iż zmiany cen, jakie nastąpiły przez 6 lat od wprowadzenia poprzednika, są znaczące. Gdy kupowałem Apple Pencil 2, to płaciłem za niego 599 PLN. To było w 2018 roku. w tej chwili ten sam AP2 kosztuje już 699 PLN, to ponad 15% więcej.

Konkurencja nie śpi. Oferuje dokładnie te same funkcje w kontekście wygody z pisania, jednocześnie nie rozpoznając siły nacisku, bo tej funkcji Apple nie udostępniło firmom trzecim. Konkurencja ma za to podstawową zaletę – tak, ładuje się indukcyjnie z naszego iPada.

Jeśli mowa o konkurencji, to miałem okazję w ostatnim czasie przetestować jeszcze ołówki JCPAL AccuPen Smart Magnetic Stylus oraz ZAGG Pro Stylus2. Ten pierwszy jest praktycznie nie do odróżnienia od AP2, poza malutką niebieską diodą, choćby końcówki ma wymienne z Apple Pencil. Drugi zaś występuje w pięciu fajnych kolorach.

I teraz najważniejsze – ołówek JCPAL kosztuje… 249 PLN, a ZAGG – 399 PLN. Apple Pencil USB-C to wydatek 429 PLN.

Co wybieracie?

Idź do oryginalnego materiału