Sama myśl o Antarktydzie pozbawionej lodu przerażają nas. Wiążemy to bowiem z wizją świata, który będzie istniał o ile nie zahamujemy ocieplenia klimatu na Ziemi i doprowadzimy do na tyle wysokiego wzrostu temperatur, iż choćby z biegunów Ziemi lód zniknie. Warto jednak wiedzieć, iż dla samej Ziemi nie byłoby to nic nowego.
Obecna nasza sytuacja jest nieco inna niż w odległej przeszłości Ziemi. Nikt bowiem nie twierdzi, iż na Ziemi nigdy wcześniej nie było cieplej. Problem w tym, iż teraz do zmian naturalnych swój wkład dostarczają także ludzi i zbudowany przez nich w ostatnich stuleciach przemysł. Topnienie lodu na biegunach, czy też na Grenlandii obserwowane w ostatnich kilku dziesięcioleciach napawa niepokojem. Im więcej bowiem lodu z Antarktydy skończy w oceanie, tym bardziej podniesie się poziom mórz i oceanów na całej Ziemi zalewając liczne archipelagi i podtapiając obecne wybrzeża kontynentów, na których przecież żyją setki milionów ludzi.
Naukowcy badający zmiany klimatyczne, ale także historię lodu na biegunach dokonali ostatnio odwiertów w celu pobrania unikalnych próbek geologicznych. Pozyskane w ten sposób informacje wprowadzone do modeli klimatycznych pozwoliły badaczom ustalić historię lodu przykrywającego Antarktydę.
Okazuje się, iż nie tylko lodu kiedyś w ogóle nie było na Antarktydzie, ale także, iż zachodnia i wschodnia część kontynentu rozwijały się zupełnie inaczej. Wszystko bowiem wskazuje, iż zlodowacenie Antarktydy rozpoczęło się około 34 milionów lat temu, czyli niemal 30 milionów lat po wyginięciu dinozaurów. Co jednak ciekawe, w zachodniej części kontynentu zmiany zachodziły nieco wolniej niż na wschodzie. Na zachodzie bowiem stały lód pojawił się dopiero siedem milionów lat później. O ile już od siedmiu milionów lat na wschodzie lód utrzymywał się przez cały rok, stopniowo przyrastając, o tyle na zachodzie znikał co roku w okresie letnim.
Takie zróżnicowanie Antarktydy znacząco musiało wpływać z kolei na cyrkulację powietrza oraz prądy oceaniczne
Dane do powyższego badania pozyskane z odwiertów przeprowadzonych dzięki platformy wiertniczej MARM-Mebo 70 znajdującej się u wybrzeży lodowców Pine Island oraz Thwaites (Lodowiec Zagłady) na Morzu Amundsena oblewającym wybrzeże Antarktydy Zachodniej. W próbkach geologicznych z tego miejsca nie widać żadnej obecności lodu w czasach początków zlodowacenia Antarktydy. Zamiast tego obszar ten pokryty był wtedy lasami liściastymi strefy umiarkowanej, w którym panował względnie umiarkowany klimat.
Badacze wskazują, iż w momencie, w którym stały lód zaczął pojawiać się w Antarktydzie Zachodniej, duża część tego terenu znajdowała się poniżej poziomu morza, co utrudniało znacząco formowanie się tam lodowca. To z kolei oznacza, iż znacznie łatwiej lód w tym regionie będzie znikał teraz w porównaniu do Antarktydy Wschodniej.
Nie jest to dla nas zbyt optymistyczna informacja. Jakby nie patrzeć, już teraz naukowcy zastanawiają się jak uchronić Lodowiec Zagłady przed zawaleniem się do morza, choćby chcąc go odgrodzić od ciepłych wód obmywających Antarktydę z każdej strony. Gdy jednak do tego w końcu dojdzie, nic już nie będzie stało na drodze do zawalenia się lodu z całej Antarktydy Zachodniej do morza. Współczesne wybrzeża innych kontynentów ulegną zmianom spychając ludzi w głąb lądu.