Zaraz po wojnie wymyślił nową, lepszą przyszłość. I od razu przed nią ostrzegał

konto.spidersweb.pl 3 godzin temu

Urodzony w Pabianicach Roman Gajda krótko po II wojnie światowej napisał jedną z pierwszych polskich powojennych powieści science-fiction – „Ludzie ery atomowej”. Niedoceniona, zapomniana, ale choćby dziś zadająca ważne pytania.

10 marca 1928, Pabianice – odpowiada Jerzy Relski, gdy pytany jest o datę i miejsce urodzenia. To nie przypadek. W prawdziwym świecie, też w Pabianicach, ale 20 lat wcześniej, rodzi się Roman Gajda, autor „Ludzi ery atomowej”. Jego ojciec był tkaczem, a matka pracowała w przędzalni. Ukończył tylko szkołę podstawową. Wojna sprawiła, iż nie mógł opublikować autobiograficznej powieści rozgrywającej się właśnie w Pabianicach. Nie mógł nam pokazać swojego miasta, więc po II wojnie światowej zabrał wszystkich w XXI w., gdzie rzeczy niemożliwe załatwia się od ręki, a na cud trzeba poczekać. Ale co najwyżej kilka miesięcy.

Jerzy Relski, główny bohater „Ludzi ery atomowej”, człowiek XX w., gwałtownie się o tym przekonuje. Od dawna nie żyje, ale jego ciało w lodzie znajdują badacze. Inżynier z poprzedniej epoki zostaje przywrócony do życia i trafia do świata przyszłości, w którym ożywianie zmarłych to pestka. Celem naukowców jest zaś zbliżenie Ziemi do Słońca. Można zająć się tak ambitnymi przedsięwzięciami, bo wszelkie problemy są rozwiązane, a dobrobyt zapewniony każdemu.

„Wiek, w którym pan miał zaszczyt się urodzić i żyć, był wiekiem krwi, ale nie chwały. Pełen dynamiki, kontrastów, sprzeczności i tragicznych powikłań, skręcał się i wił w bolach. A imię jego – Chaos” – podsumowała dawną erę jedna z bohaterek „Ludzi ery atomowej”. I prawdę mówiąc, trudno nie przyznawać jej racji.

W erze atomowej człowiek modyfikuje klimat. Miasta znajdują się pod ziemią, żeby na powierzchni można było cieszyć się naturą. Dawnych miast już nie ma, bo były ciasne, ciemne, smutne. Zastąpiły je ogrody, parki, aleje. Ludzie pracują od 20 do 48 godzin miesięcznie, bo człowiek opanował „tajemnice natury i wyzwalał olbrzymie ilości energii w sposób dotąd nieznany” i „kosztem niewielkiego wysiłku mógł zaspokoić kilkukrotnie wyższe potrzeby”. Pojął czym jest sens bytu – nie gromadzenie bogactwa, a natura, sztuka, kształtowanie własnej osobowości. Istny raj, gdzie nie ma trosk i cierpień.

Kiedy człowiek czegoś potrzebuje, składa zapotrzebowanie na daną rzecz (albo wyjazd) i potem odpracowuje niewielkim kosztem, aby „zrównoważyć przewidziany przez siebie preliminarz wraz ze wszystkimi świadczeniami społecznymi”.

Nie istnieli bogaci ani biedni, bo nie było wyzysku, nikt nie gromadził dóbr, które budziłyby zazdrość innych

W pewnym momencie Relski ma małą pretensję do nowego świata, iż postępowa epoka odebrała morzu romantyczny urok, pozbawiając wybrzeża wielkich statków i portów, ale towarzysząca mu kobieta odpowiada, iż po prostu przeniesiono go w przestworza, tworząc romantyzm kosmiczny.

Inne zmiany dziwią go bardziej, jak choćby to, iż kobiety ani myślą o małżeństwie. Zakładanie rodziny w ogóle nie jest priorytetem. Nie wszystkie podzielają ten pogląd. Od jednej Relski słyszy, iż mężczyźni są egoistami, myślą wyłącznie o sobie, on, romantyk dawnej epoki, jest z kolei zupełnie inny i dlatego tak fascynujący. Kierowanie się sercem w epoce atomowej może jednak boleć, ale to żaden problem – niewygodne wspomnienia są po prostu kasowane w specjalnych laboratoriach. Choć i to ma swoje konsekwencje.

Ten idealny świat musi mieć rysy i jak łatwo się domyślić, Relski gwałtownie je odkrywa

Oprócz ludzi, którzy rodzą się w naturalny sposób, powstają też mieszkańcy przychodzący na świat sztucznie. Nie odnajdą się w tym świecie, bywają traktowani gorzej, a przede wszystkim nie widzą sensu życia.

„Nasza epoka nie fabrykuje już bohaterów” – mówi jeden z naukowców – „Wojen nie ma kto aranżować. Widocznie stały się już niemodne. Jedynie samobójcy podtrzymują mit o bohaterstwie, ale czynią to raczej z nudów”.

Owszem, momentami „Ludzie ery atomowej” trącą myszką, ale wykreowany przez pabianiczanina świat wciąga. A problemy dalej są aktualne. Do czego człowiek będzie w stanie się posunąć, jeżeli uwierzy, iż stać go na wszystko? Czy nauka może być nowym bożkiem i czy postępem da się wytłumaczyć każde działanie?

Przestrogi są ważne, ale mnie u Gajdy najbardziej zafascynowały opisy nowego, lepszego, utopijnego świata. Jasne, kryją się pułapki, ale dawne science-fiction imponuje próbą wyobrażenia sobie innej rzeczywistości. Gajda zachęca do marzeń, ostrzegając, żeby nie wykonać o jednego kroku za dużo, bo później powrotu nie ma. Co nie znaczy, iż należy się zatrzymać.

Zbyt śmiałe wizje

Gdyby wyszła zaraz po napisaniu, czyli pod koniec lat 50., mogłaby odegrać „istotną rolę w kształtowaniu oblicza gatunku – pisze w posłowiu wydania z 1986 r. Andrzej Wójcik.

Niestety. Śmiałość swych wizji i niekonwencjonalność przekazu przypłaciła przymusowym „odleżeniem na półce”. Opublikowana dopiero „na fali odnowy” w 1957 r., ukazała się w niewielkim nakładzie 8 tys. egzemplarzy. (…) Gdyby pozwolono jej funkcjonować w obiegu społecznym, tak jak w przypadku wczesnych utworów Lema, inaczej być może ocenialibyśmy dorobek gatunku w latach czterdziestych i pięćdziesiątych, inaczej też potoczyłby się losy wielu innych, wtórnie „odkrywanych książek”.

Zdaniem Wójcika mało jest podobnych książek w całej powojennej fantastyce naukowej. „Ludzie ery atomowej” są powieścią „pełną zadumy i gorzkiej refleksji nad zastosowaniem i zasięgiem poszczególnych odkryć, nad dojrzałością moralną, społeczną i intelektualną człowieka, jego nadążaniem za własnymi dziełami”.

To prawda. Z jednym się z Wójcikiem nie zgadzam – iż to książka pełna „istotnych braków literackich”. Po latach „Ludzie ery atomowej” to świetna rozrywka, zabawa gatunkami – momentami to przecież romans! – która urzeka swoim naturalnym urokiem, luzem, pomysłem. Jaka to szkoda, iż dziś tak trudno nam choćby próbować wyobrazić sobie lepszy świat, jak to czynił Gajda. Dziś od razu widzimy ponure konsekwencje.

Zdjęcia: fot. Shutterstock / Chayanit

Idź do oryginalnego materiału