Wśród najchętniej odwiedzanych platform sprzedażowych w Polsce znalazły się już aż trzy azjatyckie marketplace’y. Temu, AliExpress i Shein coraz bardziej się rozpychają, a polscy przedsiębiorcy odpowiadają propozycją zmian w prawie. Bo „nie ma równej konkurencji”. Co nas czeka?
Postęp technologiczny i naturalna zmiana pokoleniowa powodują, iż rynek e-commerce w Polsce rośnie i będzie rósł. W 2027 roku ma osiągnąć aż 187 mld zł (dane Strategy& Polska). Młodzi nie mają obaw związanych z zakupami w internecie (a o ile takie obawy się pojawiają, to są one dużo mniejsze niż wśród starszych osób). Coraz chętniej otwierają się też na azjatyckie rynki, co budzi wątpliwości rodzimych sprzedawców.
Shein, Temu, AliExpress – Polacy to lubią
W 2023 roku Allegro było najbardziej popularnym sklepem internetowym w Polsce. W czwartym kwartale GMV, czyli łączna wartość sprzedanych towarów, wyniosła 15,7 mld zł i była rekordowa (chociaż była w tym spora „zasługa” inflacji). Stale rośnie też liczba aktywnych kupujących (czyli osób, które w ciągu poprzednich 12 miesięcy dokonały zakupów w serwisie) – w czwartym kwartale 2023 r. było ich aż 14,6 mln. Serwis stabilnie utrzymuje się na pozycji lidera polskich zakupów internetowych.
Okazuje się jednak, iż Polacy coraz chętniej odwiedzają również azjatyckie (głównie chińskie) platformy sprzedażowe. W styczniu 2024 r. stronę internetową lub aplikację mobilną Allegro odwiedziło 18,67 mln użytkowników, ale na drugim miejscu znalazło chińskie Temu z wynikiem 14,92 mln internautów (badanie Mediapanel).
To zaskakujący wynik, bo Temu zadebiutowało w Polsce niecały rok wcześniej. Na liście dziesięciu najpopularniejszych sklepów internetowych w Polsce znalazły się też dwa inne marketplace’y z Chin: AliExpress (4. miejsce w zestawieniu, 8,69 mln użytkowników) oraz Shein (10. miejsce w zestawieniu, 6,05 mln użytkowników).
To pokazuje, iż Polacy ciągle wybierają polskie sklepy, ale intensywna konkurencja cenowa i coraz bardziej porównywalne warunki dostawy (do których zaraz przejdę) powoli przyciągają naszą uwagę. W rezultacie coraz częściej decydujemy się na zakupy w Azji.
Darmowa dostawa, polska obsługa, bezproblemowy zwrot
Zakupy w chińskich sklepach zwykle kojarzą nam się z niższą jakością wykonania, a choćby z podróbkami renomowanych, zachodnich produktów. Okazuje się jednak, iż jako społeczeństwo jesteśmy tego świadomi – bardzo niskie ceny rekompensują nam te problemy. Obawa przed podróbkami dotyczy zaledwie 7,1% kupujących w internecie (badanie UCE Research), a brak zaufania do zagranicznych sklepów internetowych wskazało 9,2% kupujących.
Zdecydowanie częściej boimy się problemów z dostawą (długi czas dostawy wskazało 29,4% badanych, wysoki koszt dostawy – 20,8%, obawa, iż paczka nie dotrze – 11,2%, obawa, iż paczka zaginie – 10,1%, utrudniony proces śledzenia paczki – 4,7%), zwrotem (obawy o ewentualny zwrot wskazało aż 36,7% badanych) i obsługą klienta (barierę językową wskazało 33,4% respondentów, a obsługę posprzedażową 18,4%).
To nie są dobre wiadomości dla polskich sprzedawców, bo to są problemy typowo technologiczne, które stosunkowo łatwo będzie zniwelować. Zresztą to dzieje się na naszych oczach. Wystarczy otworzyć stronę internetową Shein, Temu czy AliExpress, aby zobaczyć, na czym koncentrują się działania marketingowe tych firm.
Na poprawie warunków dostawy (coraz szybsza, często darmowa, wysyłka kurierem lub do punktu odbioru), zwrotów (bezproblemowe i darmowe zwroty, często dłużej niż w ciągu 14 dni), przystępności (strony internetowe i korespondencja tłumaczone są na język polski, polskie formy płatności – np. Blik) i obsługi klienta (programy ochrony zakupów, rekompensaty w przypadku opóźnień, szybkie rozpatrywanie reklamacji).
No bo zastanówmy się – o ile co piąty z nas boi się wysokich kosztów dostawy z Chin, a w Temu dostawa jest darmowa, to tak naprawdę nie ma się czego bać. o ile co trzeci z nas ma obawy o ewentualny zwrot nietrafionego zakupu, a w Temu zwrot… w ciągu 90 dni jest darmowy, to przecież możemy kupować bez stresu. I tak dalej. Shein i ALiExpress też starają się ułatwiać zakupy.
Nie przegap najważniejszych trendów w technologiach!
Zarejestruj się, by otrzymywać nasz newsletter!
Niższe ceny wynikiem nierównej walki
Właściciele polskich sklepów internetowych są więc pełni obaw. Zwracają uwagę, iż konkurencja z chińskimi marketplace’ami często nie jest równa. Po pierwsze chińscy sprzedawcy bywają po prostu wspierani przez państwo. Po drugie w Chinach zdecydowanie luźniej podchodzi się do różnego rodzaju procedur (szczególnie tych, które ustalili np. Europejczycy).
W rezultacie polscy przedsiębiorcy są słusznie obwarowani różnymi zakazami i nakazami, a ich azjatyccy konkurenci niekoniecznie przestrzegają tych samych przepisów. Przykładowo jeszcze niedawno większość przesyłek była sprowadzana z Chin bez opłacania VAT-u i cła, co pozwalało na ustalenie dużo niższej ceny.
Poprosiłem o komentarz w tej sprawie Patrycję Sass-Staniszewską, Prezes Izby Gospodarki Elektronicznej. Dowiedziałem się, że: „Obecnie podmioty, które nie mają siedziby w Unii Europejskiej, korzystają z luk w systemie egzekwowania polskiego i unijnego prawa, co stawia je w sposób nieuzasadniony w uprzywilejowanej pozycji wobec polskich przedsiębiorców, a jednocześnie osłabia ochronę polskich konsumentów”.
Wielokrotne zwracanie uwagi na nie całkiem uczciwą konkurencję przyniosło już pewne skutki. W życie weszły chociażby pakiet VAT dla e-commerce’u czy Akt o usługach cyfrowych. W obu uregulowano wiele istotnych zagadnień, ale oczekiwania rodzimych sprzedawców są dużo większe.
„Przyjęcie proponowanych przez Izbę Gospodarki Elektronicznej w pakiecie „Polska cyfrowa. Pakiet zmian” przepisów umożliwi polskim przedsiębiorcom konkurowanie na równych zasadach z podmiotami, które nie mają siedziby w Unii Europejskiej, świadczącymi usługi handlu elektronicznego kierowane do polskich użytkowników” – dodaje Patrycja Sass-Staniszewska i przypomina, iż Izba Gospodarki Elektronicznej opracowała pakiet ustawy w tej sprawie.
I tak naprawdę nie ma co się dziwić, iż europejskie sklepy podnoszą ten problem, bo trudno respektować rygorystyczne prawo, o ile konkurent często tego nie robi (mniej lub bardziej legalnie).
Personalizacja uczyni cuda?
A czasu w zmiany jest coraz mniej, bo Shein, Temu, AliExpress i inne azjatyckie marektplace’y są w stanie gwałtownie się dostosować do zmieniającego się otoczenia. o ile uda im się poprawić jakość dostarczanych produktów, a jednocześnie przez cały czas będą w stanie wykorzystywać luki w europejskim prawie, to zyskają sporą przewagę konkurencyjną.
Jednym z trendów w e-commersie jest w tej chwili personalizacja i dostosowanie oferty do indywidualnych oczekiwań klientów (samodzielnie będziemy w stanie zaprojektować chociażby rozmiar, kolor czy nadruk). A skoro produkcja w Chinach jest znacznie szybsza, to będzie można tam wydajniej wykorzystać personalizację i szybciej reagować na zmiany potrzeb konsumentów.
Z kolei polskie sklepy na razie mają przewagę w kolejnym trendzie e-commerce’u, który się zbliża. Mam na myśli wielokanałowość (omnichannel), której brakuje w azjatyckich marketplace’ach. Czym jest wielokanałowość? To łącznie różnych kanałów sprzedaży w jedną, zintegrowaną całość. W rezultacie możemy np. obejrzeć interesujący nas produkt na żywo, a następnie zamówić go w aplikacji mobilnej lub kupić coś przez internet i zwrócić w sklepie stacjonarnym.
To się jednak może niedługo zmienić, bo niedawno kolejny chiński sklep internetowy (Ochama) ogłosił wejście do Polski (i innych europejskich krajów). Na razie zamówienia będą wysyłane z Holandii, ale przecież nie jest wykluczone otwarcie sklepów stacjonarnych w naszym kraju.
Zdjęcie główne: snowing /Freepik