Dzień bez wieści o systemie Windows 11 to dzień stracony. Microsoft traktuje użytkowników trochę jak partnera w toksycznym małżeństwie – „kochanie, ja się zmienię”. Od miesięcy obiecuje „spójniejsze doświadczenie” i „lepszą wydajność”, ale każda kolejna aktualizacja zamiast uspokajać, wywołuje nowe fale irytacji. Najnowsze poprawki pokazują paradoks: system niby dojrzewa, nabiera nowoczesnych szlifów, a w praktyce częściej podsuwa błędy tak rażące, iż trudno uwierzyć, iż ktokolwiek dopuścił je do oficjalnej wersji.
Ach ten Eksplorator plików
Tryb ciemny miał być symbolem elegancji i spójności Windowsa 11. Wreszcie doczekał się rozszerzenia na okna dialogowe Eksploratora plików – kopiowanie, przenoszenie czy usuwanie plików miało wyglądać schludnie i nowocześnie. Problem w tym, iż aktualizacja KB5070311 przyniosła efekt uboczny, który trudno nazwać inaczej niż „flash bang”. Każde otwarcie Eksploratora w ciemnym trybie kończy się krótkim, ale bolesnym błyskiem białego ekranu. Dla osób pracujących nocą to prawdziwy granat hukowy rzucony prosto w monitor. Microsoft przyznał się do problemu i obiecuje poprawkę – ale czy nie brzmi to jak kolejne puste zapewnienia?
New Windows 11 feature via KB5070311 Preview Update:
With Dark Mode, you get File Explorer flash bang! pic.twitter.com/fwAtjWszfI
Eksplorator plików od początku był piętą achillesową Windowsa 11. Wolniejszy niż w Windows 10, z opóźnionym wyszukiwaniem i ospałymi menu kontekstowymi, stał się źródłem frustracji. Microsoft postanowił go „przyspieszyć” poprzez wstępne ładowanie do pamięci systemowej. Efekt? Zużycie RAM-u wzrosło niemal dwukrotnie – z 35 MB do 67 MB – a wydajność pozostała praktycznie bez zmian. Foldery przez cały czas otwierają się w żółwim tempie, a menu prawego przycisku myszy wlecze się jakby miało własny zegar biologiczny. To nie naprawa, to próba stworzenia Frankensteina.
Źródło problemu tkwi w nowoczesnych elementach interfejsu WinUI/XAML, które umożliwiły dodanie kart i nowych funkcji, ale kosztem płynności. Dla komputerów z 16 GB pamięci dodatkowe 32 MB to drobiazg, ale na budżetowych laptopach każdy megabajt ma znaczenie. Zamiast poprawy produktywności użytkownicy dostają narzędzie, które jest jednocześnie powolne i głodne zasobów.
Lista wstydu Microsoftu staje się coraz dłuższa
Windows 11 coraz bardziej przypomina laboratorium eksperymentalne, w którym poprawki psują, a rozwiązania komplikują. Microsoft goni za nowoczesnością, ale potyka się o własne błędy. Użytkownicy nie oczekują fajerwerków – chcą stabilnego systemu, który nie oślepia ich błyskami i nie marnuje zasobów. Tymczasem dostają po prostu niedorobiony produkt. Problem z funkcją „Aktualizuj i wyłącz”, absurdalne wpadki menedżera zadań czy teraz sprawa Eksploratora plików to tylko część katalogu ostatnich wtop przedsiębiorstwa. Trzeba jednak oddać gigantowi jedno – próbuje naprawiać swoje błędy. Szkoda tylko, iż tempo tych zmian pozostawia wiele do życzenia.
Źródło: The Verge, TechSpot / Zdj. otwierające: Unsplash (@sunriseking)

4 godzin temu
![Policja zatrzymała pociąg. Powód? Sieć Wi-Fi [AKTUALIZACJA]](https://www.instalki.pl/wp-content/uploads/webp/WIFI2.webp)













