Odkąd pamiętam byłem bardziej fanem słuchawek dokanałowych niż tych wokółusznych. Nie tylko z uwagi na gabaryty, ale i sposób odbioru muzyki. Nauszne modele wolę jednak podczas grania i przy oglądaniu filmów. Moje ostatnie większe muszle są już mocno wysłużone (bardziej pod kątem stanu, aniżeli elektronicznie), więc możliwość sprawdzenia aktualniejszego modelu jest okazją do testów nowszych technologii. W moje ręce wpadły najnowsze Nothing Headphone (1), które od lipca są dostępne również w Polsce. Na naszym rynku można je nabyć już od 1100 zł. To całkiem atrakcyjna cena, szczególnie biorąc pod uwagę specyfikacje konkurujące z odpowiednikami od Sony, Apple, czy Bose.
Czas ze słuchawkami spędzam we współpracy z dwoma telefonami: z Androidem Nothing Phone (3) (z w pełni natywną współpracą) oraz z iPhonem 14 Pro (jako modelem z iOS i bez natywnego połączenia). Chciałem w ten sposób pełniej ocenić ogólne możliwości flagowych specyfikacji.
Nothing Headphone (1) – pierwsze wokółuszne tej marki
Markę Nothing dobrze znam. Śledziłem jej losy od debiutu pierwszych urządzeń. Były nimi właśnie słuchawki, choć z innego segmentu („pchełek” True Wireless Stereo). Przez cały dotychczasowy okres producent proponował kolejne ich generacje, dzięki czemu zebrał w temacie spore doświadczenie. Po kilku latach firma doszła do wniosku, iż będzie w stanie dostarczyć równie (a choćby bardziej) jakościowe modele w większym formacie. Headphone (1) to pierwsze wokółuszne słuchawki od Nothing, których specyfikacje, ale i sam design, przyciągają uwagę.
Bardzo lubię pierwsze wyroby nowych marek (a Nothing cały czas do takich zaliczam), ponieważ producenci się starają i dbają wiele aspektów, które przez konkurencje z dłuższym stażem są zwykle pomijane. Liczę, iż w przypadku Headphone (1) będzie tak, jak sobie wyobrażam. Atrakcyjnie cenowo, ale bez większych kompromisów z uwagę na chęć zainteresowania rynku nowym modelem. Przez najbliższe tygodnie będę je sprawdzał we wszelkich możliwych warunkach. Jak zwykle analizy będę przeprowadzał etapowo, dzięki czemu w tym samym czasie na blogu mogę dzielić się wrażeniami z testów kilku różnych urządzeń.
Nothing Headphone (1) – najciekawsze specyfikacje (i plan testów)
Przedstawienie produktu połączę z rozpiską działań na kolejne tygodnie. Wszystkie najważniejsze elementy chciałbym porządnie ocenić. Plan to też przy okazji większa mobilizacja dla regularnych aktualizacji materiału Już pierwszy rzut oka na Nothing Headphone (1) potwierdza, iż jest co sprawdzać. Z brzmieniem zapoznaję się codziennie, natomiast z poszczególnymi funkcjonalnościami etapowo.
Co zamierzam sprawdzić w Nothing Headphone (1)?
- jakość wykończenia i komfort użytkowania (i przy okazji estetykę)
- głębszą integrację słuchawek ze telefonami Nothing (przez apkę Nothing X)
- fizyczne przełączniki/sterowanie (roller i paddle) we współpracy z Nothing Essential z AI)
- brzmienie (są kodeki LDAC i certyfikacja Hi-Res Audio oraz aptX Adaptive)
- tryb multi-point z uwzględnieniem dwóch telefonów (i szybkie przełączanie między aplikacjami z Channel Hop)
- low-latency, czyli niższe opóźnienie (w trybie gier dla lepszej synchronizacji)
- rozwiązania przestrzennego Spatial Audio z rozpoznawaniem ruchów głowy
- współpraca słuchawek ze telefonem w opcji przewodowej (przez kabelek USB-C dołączony do zestawu)
Nothing Headphone (1) – design, wykończenie i estetyka
Konkurencja w segmencie słuchawek nausznych jest spora, więc wyróżnienie stylistyczne na tle pozostałych modeli to sprawa równie ważna do samej jakości dźwięku (najważniejszego z parametrów). Nothing ma własną filozofię w projektowaniu mobilnych urządzeń, co widać po kilku dousznych Ear i serii telefonów Phone. Wszystkie one bazują na półprzezroczystym designie i nietypowym wzornictwie. Nie inaczej jest w przypadku Headphone (1), których premiera miała miejsce w okolicach debiutów telefonów w odmianach Phone (3) i (3a). To właśnie z tymi urządzeniami da się dostrzec największy związek. Marka zastosowała spójną wizję w podejściu do stylu. Obudowa ma transparentne elementy i podobne detale. Słuchawki zaoferowano choćby w tych samych dwóch kolorach, co najnowsze telefony – jasnym i ciemnym.
Konstrukcja słuchawek jest solidna i w miarę elastyczna. Muszle są obrotowe, dzięki czemu wygodniej nosić je zdjęte na szyi. Poduszeczki też przyjemne w kontakcie, choć być może nie na wszystkie uszy. Moje w pełni się chowają, ale większe mogą się nie pomieścić (testowo sprawdziłem ewentualny ucisk, ale go nie uświadczyłem). Pod względem wygody model oceniam całościowo bardzo poprawnie. Nothingowi udało się połączyć interesujący wygląd z odpowiednimi regulacjami. Przyciski sterowania też wydają się rozmieszczone w sposób komfortowy. O nich jednak nieco więcej w późniejszej części artykułu.
Podoba mi się „ofilcowane” etui do transportu słuchawek. Nothing zaoferowało je w płaskim wydaniu, które wygodnie nosi się w plecaku lub torebce. W środku są kieszonki na ewentualne przewody (w zestawie są dwa: USB-C i jack 3.5 mm). Headphone (1) przygotowano do pracy bezprzewodowej, ale tryb przewodowy to wygodny dodatek. W tym segmencie jest lubiany. Pudełko jest smukłe i mieści muszle w trybie obróconym. Gabarytowo idealnie do moich szufladek. To detal, ale u mnie przyjemnie związany z ergonomią przechowywania.
Nothing Headphone (1) – testowane w wysokiej jakości dźwięku
Zanim wypowiem się na temat jakości samego dźwięku, zaznaczę, z czym w ogóle testuję słuchawki Nothing. Skoro producent zapewnia ofertę kodeków LDAC, LHDC V5 oraz aptX Adaptive w swoim telefonie Phone (3), to audio trzeba sprawdzać w odpowiednich serwisach. Jak już na wstępie zaznaczałem, Headphone (1) analizuję w tandemie z telefonem Nothing, ale i iPhonem. Aktualnie użytkowane TWS służą mi z bezpłatnym Spotify i YouTube Music (w Premium), ale ani pierwszy, ani ten drugi nie gwarantuje odpowiedniej jakości. Pierwszy ma już niby jakość loseless w ramach Premium, ale nie do końca jestem pewien, czy będzie to działało z LDAC. Z kolei w YouTube Premium, z którym słyszę drobną różnicę nad Spotify (darmowym) też nie na razie nie oferuje rzeczywistego Hi-Fi (maksymalnie do 256 kbps).
ChatGPT zasugerował mi skorzystanie z kilku serwisów streamingowych z opcjami lepszego dźwięku:
- TIDAL HiFi Plus (z prawdziwym Hi-Res w najdroższym pakiecie)
- Amazon Music Unlimited (tryb Ultra HD w płatnym pakiecie)
- Deezer HiFi (płatne premium)
- Apple Music (utwory w Losless/Hi-Res Losless w cenie ogólnej)
Zdecydowałem się na testy z Apple Music, bo z serwisu można korzystać zarówno na iOS, jak i Androidach. Zresztą, kilka dni po podłączeniu Headphone (1) do iPhone’a, system zaproponował mi miesiąc Apple Music za darmo. Zbieg okoliczności? Polityka marki? Nie wiem, ale jeżeli w nausznych słuchawkach usłyszę wzrost jakości, to pewnie przeniosę się do platformy Apple.
[materiał w trakcie realizacji – co wtorek z krótkimi przypomnieniami w ramach serii wearables tygodnia]

4 tygodni temu








