
Widzisz babcię bardziej jako talerz czy dekoracyjny kamień? Startup z Kalifornii uważa, iż żałoba potrzebuje nowych form – i proponuje, by prochy bliskich przybrały kształt stołowej zastawy albo „pamiątkowych” kamyków.
Startupy lubią mówić, iż „zmieniają świat”. Rzadko kiedy mają jednak na myśli przemianę… w glazurę stołowej zastawy lub zestaw kamieni. Parting Stone, firma z San Francisco założona przez Justina Crowe, postanowiła zrewolucjonizować nie tylko rynek technologii funeralnych, ale i to, co dzieje się z ludzkimi prochami po kremacji.
Zamień urnę na cukiernicę – albo stos kamieni. Startup przełamuje tabu poprzez ceramiczne cuda z prochów
Crowe – ceramik z wykształcenia i przedsiębiorca z temperamentu – po raz pierwszy zetknął się z bólem utraty osoby bliskiej, gdy w 2014 roku zmarł jego dziadek. Jak opowiadał „Wall Street Journal„, nowoczesny pogrzeb poczuł się „zimny” i nienaturalnie oficjalny. To doświadczenie wzbudziło w nim pytania o to, dlaczego jednym z najważniejszych przedmiotów w życiu – prochy bliskiej osoby – najczęściej lądują w kartonowym pudełku w szafie – co jest dozwolone w USA, a nie w formie, która miałaby rzeczywistą wartość emocjonalną.
Zamiast poprzestać na filozoficznych rozważaniach, Crowe przeszedł do czynów. Mężczyzna przeszukał rynek legalnie sprzedawanych ludzkich kości (głównie z wycofanych z eksploatacji szkieletów medycznych) i zaczął eksperymentować. Jego pierwszym projektem był… kubek do kawy. Trzymając go po raz pierwszy, spodziewał się momentu pełnego „głębokiego” znaczenia. Zamiast tego poczuł coś, co później określił ważnym odkryciem: zwyczajność. „Śmierć jest normalna” – mówił. I najwyraźniej normalne jest również picie latte z glazury zawierającej ludzkie szczątki.
Ciocia Basia otrzyma paterę do ciasta, a dla cioci Jolanty zrobimy drenaż do doniczek
Pomysł gwałtownie przerodził się w serię naczyń – talerzy, misek, dzbanków – z glazurą wzbogaconą prochami. Wideo z kolacji, na której Crowe zaprezentował kolekcję, zrobiło furorę w mediach społecznościowych. Skrzynka mailowa zaczęła pęcznieć od pytań: czy można zrobić z prochów babci paterę? A z taty – zestaw do sake? Oczywiście, iż można.
Problem był tylko jeden: glazura wykorzystuje zaledwie ułamek wszystkich prochów wytworzonych w czasie kremacji. Większość rodziny wciąż musiała jakoś „zagospodarować” pozostałe 12 szklanek popiołu. Crowe zrozumiał, iż artystyczna ceramika to świetny projekt, ale kiepska ścieżka strategicznego rozwoju biznesu.
Dlatego w 2019 roku Crowe zrobił coś, czego po projekcie kolacji na talerzach z ludzkich kości można się było w sumie spodziewać: stworzył startup. Parting Stone skupiło się na „solidification service” – usłudze, która zamienia prochy w gładkie, białe kamienie przypominające nieco przerośnięte Mentosy. To już nie tylko glazura cukiernicy po dziadku, ale cały zestaw „kamiennych wspomnień”, które można trzymać w kieszeni, malować, przekazywać znajomym albo – jak twierdzą niektórzy klienci – spać z nimi pod poduszką.
Kamienie Parting StoneProces jest prosty: prochy trafiają do laboratorium, gdzie po usunięciu zanieczyszczeń i stopieniu ich w wysokiej temperaturze powstaje nowy materiał. Z jednego dorosłego ciała otrzymuje się przeciętnie od 40 do ponad 80 kamieni, zależnie od masy wyjściowej. Za usługę trzeba zapłacić 2495 dolarów – około 9 tys. zł. Psy i koty są tańsze: 1195 dolarów – ok. 4300 zł. Ryba – cóż, to tylko jeden lub dwa kamyczki.
Choć dziś firma zarabia głównie na produkcji tych nietypowych kamieni, to Crowe z dumą wspomina o ceramice jako początku swojej działalności. Jednocześnie glazura z prochami bliskich nie zniknęła całkowicie – podobne usługi świadczą australijskie Concious Clay, z kolei na amerykańskich grupach facebookowych poświęconych ceramice można znaleźć wpisy osób gotowych na wykonanie projektów typu zrób-to-sam.
Przełamywanie tabu poprzez ceramikę
Crowe twierdzi, iż jego projekt to nie makabra, ale próba ucywilizowania doświadczenia, które przez lata tkwiło w niekomfortowym półmroku szuflad i piwnic.
„Zastanawiałem się, dlaczego w kulturze, która celebruje personalizację i indywidualizm, wciąż korzystamy z rozwiązań pogrzebowych sprzed dekad”
– mówił.Startup jest więc, w jego własnych oczach, nie tyle firmą ceramiczną, co odpowiedzią na „niedopracowany user experience śmierci”.
Rzecz jasna, nie wszyscy podzielają ten entuzjazm. Są tacy, którzy widzą w tym estetyzację prochów i marketingową eksploatację emocji. Inni – i jest ich wielu – zamawiają kolejne zestawy kamieni, bo wreszcie mogą wziąć w ręce to, co wcześniej leżało gdzieś na strychu.
Czy glazurowana ceramika z prochów stanie się kolejnym trendem pokroju biodegradowalnych urn czy cyfrowych pomników? Nie wiadomo. Ale jedno jest pewne: jeżeli kiedyś podczas rodzinnego obiadu ktoś zapyta, skąd wzięła się ta piękna cukiernica, odpowiedź może brzmieć… bardziej dosłownie, niż wszyscy się spodziewają.
Może zainteresować cię także:














