Japońska firma Rapidus, za którą stoi m.in. Sony, Toyota czy Kioxia, intensyfikuje działania na drodze do ugruntowania swojej pozycji na rynku producentów półprzewodników.
Gdy niemal cała produkcja półprzewodników znajduje się w jednym miejscu, a w dodatku tak politycznie gorącym jak Tajwan, nie powinno dziwić iż różne kraje chcą zapewnić miejsce producentom u siebie. Niestety, wymaga to gigantycznych inwestycji, a choćby wtedy sukces nie jest gwarantowany. Świetnie pokazują to przykłady borykającego się z problemami Intela i litografii 18A, a także Samsunga i ich procesu produkcyjnego 1,4 nm.
Prototypowe chipy Rapidusa mają ujrzeć światło dzienne w maju

Czy Rapidusowi uda się przełamać złą passę? Trudno powiedzieć, chociaż trzeba zaznaczyć, iż Japończycy obrali ambitny cel. Ich chipy mają być produkowane w litografii 2 nm, a więc jednej z najbardziej zaawansowanych na rynku. Na ten moment największymi problemami wyspiarzy jest niski uzysk oraz obsługa sprzętu EUV dostarczonego przez ASML. I o ile drugi z nich prawdopodobnie gwałtownie zostanie rozwiązany, to poradzenie sobie z pierwszym będzie jednym z najtrudniejszych i najważniejszych wyzwań, mogących zaważyć o całym przedsięwzięciu.
Należy też nadmienić, iż chociaż Rapidus jest sporo w tyle w stosunku do TSMC (około dwa lata), to niekoniecznie jest to tak złą informacja, jak można by się spodziewać. Podążanie szlakiem wyznaczonym przez pioniera z pewnością pozwoli na zastosowanie użytych przez niego rozwiązań we własnej produkcji, co w rezultacie może skutkować sporymi oszczędnościami. Z drugiej strony, Japończycy i tak radzą sobie bardzo dobrze i sami stosują innowacyjne rozwiązania, m.in technologie jak BSPDN czy GAA.
Pierwsze prototypy mają wyjść z położonej na Hokkaido fabryki już w maju, natomiast jeżeli chodzi o masową produkcję układów, to ta ma nastąpić w 2027 roku. Są to bardzo obiecujące założenia, a więc nie powinno dziwić, iż Rapidusem zaczyna się interesować coraz więcej potencjalnych klientów. Znaleźli się wśród nich tacy giganci jak Apple oraz Google, co tylko podkreśla jak wielkie nadzieje w pracy Japończyków pokłada rynek.