Zapraszam do obszernego testu czytnika Kobo Libra Colour!
To bardzo interesujący model z kolorowym ekranem, klawiszami z boku, a także wbudowaną aplikacją notatnika. Ma on też polskie menu oraz… sklep z polskimi książkami.
Jest to mój drugi test czytników Kobo, które ukazały się w tym roku. jeżeli chcecie mieć pełny przegląd tego, jak Kobo działa, polecam przeczytanie testu Kobo Clara BW i Colour z sierpnia. O pewnych rzeczach, które wyglądają podobnie, będę tutaj tylko wspominał.
W porównaniu do Clary nowy czytnik ma oczywiście klawisze, ale też kilka nowych funkcji, jak powiązanie z Dropboxem czy akcelerometr.
Mój test Libra Colour podzielę na dwie części. W pierwszej omówię codzienne korzystanie z czytnika, w części drugiej skupię się na notowaniu przy użyciu opcjonalnego rysika.
Aktualizacja z 3 listopada: dodałem drobną wzmiankę o strefach dotyku (podziękowania dla Wiatraka z komentarzy). Jest już też druga część testu.
Czytniki Kobo można kupić też w sklepie producenta, w Amazonie, albo w innych sklepach. Wszędzie powinna być gwarancja producenta.
Artykuł powstaje we współpracy z Kobo, za pośrednictwem Czytio, który jest jednym z dystrybutorów czytników Kobo. W artykule są linki afiliacyjne. Wszystkie opinie są wyłącznie moje.
Co warto wiedzieć o Kobo Libra Colour?
Oto podstawowe informacje o czytniku:
- Ekran 7 cali w technologii E Ink Kaleido 3:
- w skali szarości: 1264 x 1680 (300 ppi).
- w kolorze: 632 x 840 (150 ppi)
- Oświetlenie z regulacją barwy (SMARTlight)
- Wodoodporność (IPX8)
- Obsługa dotykowa i przyciskami z boku ekranu, również rysikiem Kobo Stylus 2
- Procesor Dual 2,0 Ghz
- Pamięć RAM: 1 GB
- Pamięć na pliki: 32 GB; brak obsługi kart micro SD
- Łącza: WIFI dwuzakresowe (2,4 Ghz i 5 Ghz), Bluetooth
- Złącza zewnętrzne: USB-C + audio-adapter.
- Obsługa formatów: EPUB, EPUB3, FlePub, PDF, MOBI, JPEG, GIF, PNG, BMP, TIFF, TXT, HTML, RTF, CBZ, CBR
- Dźwięk: tak – przez słuchawki Bluetooth
- Bateria: 2050 mAh
- Wymiary: 144.6 × 161 × 8,3 mm
- Waga: 199,5 g
- Kolor: biały lub czarny
Kobo Libra Colour to kolejna generacja siedmiocalowych czytników z bocznymi przyciskami. Najpierw w 2019 wyszła Libra H2O. Potem, w 2021 – Libra 2, no i w połowie 2024 pojawiła się Libra Colour.
W przeciwieństwie do najmniejszych modeli Clara, producent zdecydował o tym, aby czytnik 7-calowy występował wyłącznie w wersji kolorowej.
Odpowiednikiem Kobo Libra Colour na rynku niemieckim jest Tolino Vision Color. Jego obsługa powinna być bardzo podobna, choć nie wiem czy jest tam język polski.
Wraz z czytnikiem dostajemy kabel USB, nie dostajemy zaś rysika, który można dokupić osobno, jeżeli oczywiście chcemy notować.
Wygląd i trzymanie Kobo Libra Colour
Pierwsza sprawa, na którą (poza ekranem) zwracamy uwagę widząc Libra Colour to jego asymetryczna obudowa. Z boku mamy dwa klawisze i szeroki, wygodny uchwyt.
Jest to trend, który zapoczątkował kiedyś Kindle z modelem Oasis, a następnie zainspirowali się nim inni producenci.
Dwa przyciski służą tylko do zmiany stron i są oddzielone od siebie, tak iż nie można ich pomylić. Bardzo to podobne do Kindle Oasis czy Onyx Boox Page, a lepsze niż w takim PB Era Color, gdzie są cztery klawisze i czasami ciężko wyczuć adekwatny.
Przyciski możemy zamienić ze sobą miejscami w ustawieniach czytania.
A jak już mówimy o konfiguracji przycisków – warto dodać, iż Kobo ma też kilka opcji ustawienia stref dotyku. Wybieramy, w którym miejscu dotknięcia ekranu ma nam się zmieniać strona, a w którym aktywować menu.
Libra Colour ma wbudowany akcelerometr, który pozwala przekręcać czytnik w dowolnym kierunku. Jednocześnie możemy sobie zablokować tylko obracanie w widoku pionowym o 180 stopni (przy zmianie ręki), co zapobiega przypadkowym zmianom orientacji np. przy czytaniu w łóżku.
W przeciwieństwie np. do Kindle Paperwhite czy PocketBook Era Color, ekran czytnika jest lekko osadzony wewnątrz ramki. Sama ramka pozostaje lekko matowa, co utrudnia zbieranie odcisków palców, choć czasami i tak są widoczne. Obudowa zbiera za to kurz, co na paru zdjęciach pewnie zauważycie.
Wielkim zaskoczeniem była dla mnie niska waga czytnika. Kobo Libra Colour waży 199,5 g, podczas gdy PB Era Color to 232 g (no, tam jest głośnik), a Kindle Colorsoft – 219 g.
Czytnik Libra Colour wydaje się leciutki jak piórko, choć przecież to ledwie o 10-15 g mniej niż Paperwhite. Może przyczynia się do tego „koszyczkowa” struktura materiału, z którego wykonano tylną obudowę.
Dość nietypowo w tym czytniku jest umieszczony przycisk wyłączania. Znajduje się z tyłu czytnika – ale po innej stronie niż klawisze – czyli jeżeli klawisze mamy po prawej (dla osoby praworęcznej), to przycisk jest po lewej.
Czytniki Kobo Clara miały ten przycisk po prawej stronie ekranu, więc gdy przesiadam się z Clary na Librę, to muszę się przestawić gdzie adekwatnie włącza się czytnik…
Ekran
Kobo Libra Colour jest kolejnym czytnikiem e-booków z ekranem w technologii Kaleido 3, gdzie mamy dwie warstwy pikseli – w odcieniach szarości o wysokiej rozdzielczości (300 ppi) i kolorowe – o rozdzielczości mniejszej (150 ppi).
Często wytykaną wadą ekranów Kaleido 3 jest to, iż są ciemne, co pogarsza widoczny kontrast. Ale w przypadku Libry wystarczy włączyć oświetlenie już na 30-50%, a kontrast jest zbliżony do czytników czarno-białych.
Tutaj szybkie porównanie z Paperwhite 6.
Jasność i kontrast obu ekranów, gdy czytamy w czerni i bieli, wydają się być podobne. Paperwhite 6 ma troszkę mocniej nasyconą czerń, porównajmy zresztą fragmenty wykresu z powyższego zdjęcia.
Gdy przyjrzymy się bliżej ekranowi Libra, zauważymy oczywiście ukośną siatkę kolorowych pikseli, natomiast nie rzuca się ona bardzo w oczy.
Kolory podświetlenia Kobo wydają mi się całkiem naturalne – nie są zbyt żółte, czy różowe. Suwak barwy prowadzi nas od delikatnie niebieskawego po lekko pomarańczowy – „blasku świec”, jak piszą w pomocy.
W ustawieniach światła mamy przełącznik „automatyczny”. Libra Colour nie ma czujnika światła, ustawienie to pozwala na zmianę barwy ku cieplejszej, im bliżej pory snu.
Tłumaczą to dość dokładnie w ustawieniach.
Ja tylko dodam, iż ten rzekomo zły wpływ niebieskiego światła na sen, w przypadku czytników nigdy nie został udowodniony – wszelkie publikowane badania dotyczyły tabletów z innym ekranem. Niemniej osobiście od kiedy mam czytniki z regulacją barwy, wolę ustawiać ją na cieplejszą, choć nie tylko w ciemności.
Na filmie krótka demonstracja poziomów barwnych w ciemności.
Po zmniejszeniu barwy do minimum zauważycie pewnie, iż automatyka aparatu zaczyna po chwili to kompensować (powinienem był wybrać stałą temperaturę nagrania), ale nie zrobiłem tego z takiego powodu – iż nasze oko też dokonuje kompensacji. Gdy akurat potrzebujemy chłodnego czy ciepłego oświetlenia, może być tak, iż nie będzie ono się rzucać w oczy.
Jeśli chodzi o równomierność podświetlenia, nie mogę mieć żadnych uwag.
Jak wypadają kolory? Postanowiłem porównać ekran z testowanym wcześniej PocketBook Era Color.Użyłem w tym celu demonstracyjnych plików PDF, udostępnionych przez PB.
Najpierw dwa zdjęcia – PB po lewej, Kobo po prawej. Tu w świetle dziennym.
Tu w ciemnym pokoju, z wykorzystaniem światełka.
No i to samo na filmie.
Na pierwszy rzut oka jest dość podobnie. Libra Colour 2 ma jednak wyraźnie mocniejsze oświetlenie. Również nasycenie kolorów i czerni wydaje się być na Kobo lepsze. Widać więcej szczegółów w cieniach. Z kolei Era Color ma bardziej zauważalny ghosting, czyli „przebijanie” poprzednich stron.
Kobo Libra Colour ma tryb ciemny, w którym czytamy jasny tekst na ciemnym tle. Włączamy go inaczej niż np. w PocketBooku czy Kindle – nie w menu głównym, a podczas czytania, co możecie sprawdzić na filmie.
Jak widać, ten tryb został schowany dość głęboko w ustawieniach i w przeciwieństwie do np. Amazonu, producent niespecjalnie się nim chwali.
Warto jeszcze dodać, iż poziomem jasności możemy sterować gestem przesunięcia wzdłuż krawędzi ekranu. Barwą sterujemy wyłącznie z menu.
Wgrywanie plików i synchronizacja z chmurą
Gdy testowałem sześciocalowe czytniki Kobo Clara BW i Colour, zwracałem uwagę na ograniczone możliwości wgrywania własnych książek. Jedynym sposobem było podłączenie czytnika do komputera i przerzucenie ich kabelkiem. Kobo jest widoczny jako dysk, tutaj nie dotarła jeszcze nowa moda, żeby czytnik „udawał” telefon.
Libra Colour (oraz inne duże czytniki Kobo, takie jak Sage czy Elipsa) ma możliwość synchronizacji z chmurą. Nie własną, ale z Dropboxem oraz Google Drive.
Sam proces połączenia z serwisem chmurowym przebiega bardzo sprawnie. Nie trzeba logować się na czytniku i wpisywać hasła. Dostajemy następujące polecenie: wejdź na stronękobo.com/dropbox albo kobo.com/googledrive i wpisz podany kod.
Wpisuję, zatwierdzam na stronie Dropboxa lub Google i załatwione.
Bardzo mi się ten system podoba i żałuję, iż inni producenci czytników (np. Onyx Boox) na to nie wpadli. Po połączeniu na czytniku widzimy folder i… jeden plik z instrukcją.
Podobnie jak w przypadku czytników PocketBook, nie dostajemy dostępu do zawartości całego konta Dropbox czy Google Drive. W obu usługach synchronizowana będzie zawartość tylko jednego folderu „Rakuten Kobo”. Musimy więc przerzucać tam nasze pliki.
Pobieranie plików z folderu wygląda następująco.
Od razu po pobraniu mogę te pliki otworzyć. Jest też opcja pobrania wszystkiego, choć nie jest to automatyczne.
Co, jeślibyśmy chcieli aby np. nowe wydania gazet z Publio czy Nexto wysyłane były na Kobo? Chyba dałoby się zrobić jakąś regułę w takich serwisach jak Zapier czy IFTTT, aby pliki wpadały do odpowiedniego folderu w chmurze.
Korzystanie z chmury ułatwia więc przesyłanie plików na Kobo, ale nie załatwia wszystkich potrzeb, jakie możemy mieć jako użytkownicy. Na anglojęzycznych forach, takich jak Reddit czy MobileRead od lat ludzie dopraszają się o usługę „Send To Kobo”, która by była analogiczna do oferowanych przez Amazon czy PocketBooka.
Czytanie EPUB
Na czytniku z ekranem o tej wielkości będziemy prawdopodobnie czytali „zwykłe” e-booki w formacie EPUB.
Każdy czytnik Kobo ma sporo ustawień tekstu. Nie tylko wielkość i odstępy między wierszami, ale też opcje zaawansowane, w których możemy wybrać grubość.
Na poniższym filmie zmieniam strony, rozdziały i dodaję podkreślenia. Sprawdzam też różne ustawienia tekstu.
Można zauważyć pewne opóźnienie w reakcji na suwaczki, ale ogólnie działa to sprawnie.
W plikach EPUB działa natomiast słabo zmiana rozmiarów przy pomocy gestu szczypnięcia. Przynajmniej mi jest ciężko trafić we adekwatny rozmiar.
Na drugim z filmów przeglądam książkę i sprawdzam definicję w Wikipedii.
Zauważyć możemy działanie trybu oszczędzania energii. Gdy czytamy, nie potrzebujemy dostępu do Internetu, więc czytnik się rozłącza z siecią WIFI. Troszkę „zaskoczony” wywołaniem wyszukiwania w Wikipedii musi się połączyć z siecią, co zajmuje mu parę sekund.
Na końcu filmu zobaczycie, iż próbuję powiększyć ilustrację. Jednak w plikach EPUB nie możemy powiększać obrazków podwójnym kliknięciem – jest to możliwe wyłącznie w formacie KEPUB.
Zauważyłem też pojedyncze problemy z wydajnością np. przy zmianie rozdziałów w bardziej skomplikowanych epubach. Oczekiwanie na zmianę wielkości tekstu też jest nieco dłuższe w EPUB niż KEPUB.
W swoim teście Kobo Clara zwracałem uwagę, iż dla Kobo natywnym formatem jest KEPUB, czyli EPUB „wzbogacony” przez producenta. Takie pliki możemy przygotować np. przy pomocy Calibre. Ponieważ większość osób tego nie będzie robić – testowałem głównie EPUB.
Jak pokazałem też na przykładzie Biblii w przekładzie dosłownym, Kobo może mieć problemy z wyświetlaniem słów w wielu alfabetach obok siebie (np. grecki i hebrajski), choć niby to jest wszystko w UTF-8. Przyznaję, iż to było dla mnie zaskoczenie, bo takich problemów w innych czytnikach nie spotkałem od wielu lat.
Sprawdziłem jeszcze książkę „Rosyjski dla bystrzaków” i słownik ukraińsko-polski – niestety tak samo – alfabety rosyjski i ukraiński (czyli grażdanka) nie są wyświetlane.
W komentarzu do tamtego artykułu jeden z użytkowników zaproponował rozwiązanie – dodać fonty, przekonwertować do KEPUB i będzie działać. Ale to nie jest rozwiązanie dla wszystkich użytkownika.
Jeśli jednak czytamy książki np. polskojęzyczne czy anglojęzyczne bez wstawek w innych alfabetach – problemu raczej nie będzie.
I jeszcze słowo na temat słowników – o ile słowa z książek możemy sprawdzić w polskiej Wikipedii, to na Kobo na razie nie ma słownika angielsko-polskiego czy polsko-polskiego. Istnieje nieoficjalny sposób wgrania słowników, o którym pisał Cyfranek.
Aha, w niektórych zrzutach ekranowych widzicie podziały wyrazów. Kobo (podobnie jak np. Kindle) nie ma opcji wyświetlania tych podziałów. Muszą być one zawarte w pliku w postaci tzw. łączników opcjonalnych. Opisywałem kiedyś w jaki sposób zawrzeć te łączniki w plikach dla Kindle, ja zwykle korzystam z wtyczki Hyphenate This! dla Calibre, której konfigurację omawiałem w 2020.
Czytanie PDF
Siedmiocalowy ekran to wciąż nie jest wystarczająco dużo, aby czytać wszystkie pliki PDF, ale możemy spróbować, do czego zachęca wysoka rozdzielczość i kolorowy ekran.
Przypomnę, iż obsługa PDF na Kobo jest wciąż dość podstawowa w porównaniu z innymi markami czytników. Brak np. trybu kolumnowego, nie mówiąc o reflow (czyli przetworzeniu do formy tekstowej).
W przypadku PDF za to bardzo sprawnie działa obracanie czytnika do trybu pionowego – możemy więc coraz więcej tekstów czytać wygodnie po obróceniu.
Spróbowałem na Libra Colour poczytać ostatni numer magazynu Press.
Czemu za pierwszym razem nie udało się przekręcić? Bo zablokowałem to sobie w ustawieniach czytania, aby akcelerometr przypadkowo nie zmieniał mi orientacji. Wspominam o tym wyżej w dziale o ekranie.
Próbuję też tekst powiększać i przesuwać, ale to nie działa według mnie dostatecznie płynnie. jeżeli więc tekst choćby po przekręceniu wymaga powiększenia, czytanie na Librze może być trudne.
Czytanie komiksów
Zobaczmy, jak wyglądają komiksy, które na Kobo możemy czytać np. w formatach PDF albo CBZ.
Tu jeden z komiksów wiedźmińskich, który kiedyś nabyłem w pakiecie Humble Bundle.
Po przekręceniu jest bardzo czytelnie. Szczególne wrażenie robi przejrzystość dymków.
Podobnie jak przy innych kolorowych czytnikach, niezwykle „realistyczne” wyglądają skany starych komiksów z czasów PRL.
Wyblakłe kolory i ciemniejszy papier – no tak one w oryginale przecież wyglądały. Dziś już Kapitan Żbik czy Kloss mają „odświeżone” wznowienia, które warto kupić, ale klimat przeszłości pozostał po trochu w takich skanach.
No i jeszcze wróćmy do porównania z PocketBook Era Color (po lewej).
Komiksowy Wiedźmin (tym razem polski PDF, dodawany jako bonus do jednej z gier) na obu czytnikach prezentuje się przyzwoicie, ale na Libra Colour bardziej czytelne są napisy – w zasadzie nie muszę przekręcać ekranu, aby je odczytać.
Co ciekawe, akurat w tym komiksie kolory na Librze wydają się być bardziej przygaszone. Szkoda, iż nie mamy chyba możliwości ich „podkręcenia”.
W tym porównaniu da się zauważyć, iż Era Color zmienia strony nieco szybciej. Demonem szybkości Libra Colour nie jest i widać to szczególnie przy nieco bardziej skomplikowanych PDF.
Discover czyli sklep z e-bookami
Testując ponad dwa miesiące temu Kobo Clara narzekałem trochę na sklep. Jest on wprawdzie po polsku i ma polskie książki, ale poza Sagą Egmont prawie nic tam nie było
No i… powoli coś się zaczyna dziać, bo jak widzę, pojawiają się książki z Dolnośląskiego, Rebisu, a choćby trochę z Helionu.
Wygląda na to, iż Kobo podpięło się wreszcie pod jakiegoś dystrybutora, a może to jest pokłosie afery Legimi, iż polscy wydawcy chcą być obecni również na czytnikach w ten sposób?
Są też polskie wydania paru książek Rowling z Pottermore.
Ciężko się niestety w tym wszystkim połapać – wpisuję „harry potter” i widzę Harry’ego Harrisona, albo Harry’ego Hole’a. Część książek jest zresztą słabo oznaczone np. „Krwawy księżyc” został podpisany jako „Harry Hole”. Formatem książek jest „KOBO EPUB”, nie wiem czy mają DRM.
Zobaczmy jak działa sklep na krótkim filmie.
Na filmie zobaczyć możecie, jak zaglądam do kategorii sklepu, gdzie nagle robi się tylko anglojęzycznie. Czy literatury faktu nie ma po polsku? Na końcu filmu zaglądam też na chwilę do działu z audiobookami, ale w tym momencie kilka tam jest.
Ceny w sklepie nie zachwycają, nie wygląda na to, aby na polskie książki Kobo Store miał robić promocje, ale dla wielu osób możliwość zakupu książki bezpośrednio na czytniku może być ważniejsza niż jakaś tam wysoka cena. Dlatego pozostaje mieć nadzieję, iż będzie on rozwijany.
To, jak kupujemy książki, pokazywałem w teście Kobo Clara. Płacimy kartą – jeżeli jej zaś nie mamy podpiętej pod konto Kobo – możemy to zrobić na komputerze, kończąc pierwsze zamówienie.
Aplikacja Pocket
Kobo Libra Colour to kolejny czytnik tej firmy, na którym znajdziemy aplikację Pocket, do której możemy zapisywać interesujące artykuły z sieci, których nie chcemy czytać od razu na telefonie czy komputerze. Sięgamy sobie później po czytnik, który przecież do tego najbardziej się nadaje.
Artykuły z Pocketa znajdziemy w sekcji „Moje artykuły” w menu. A tak wygląda otwieranie kilku z nich.
Czytanie tekstów z Pocketa przypomina korzystanie z plików EPUB, zmieniamy tak samo strony, możemy też formatować tekst.
Jak pokazywałem w teście Clary, do Pocketa logujemy się podobnie jak do Dropboxa czy Dysku Google – na stronie usługi musimy podać kod wyświetlany na czytniku. Jest to szybkie i eleganckie.
Bateria
Czy niska waga czytnika nie wpływa na pojemność baterii? Akumulator Libra Colour ma pojemność 2050 mAh, co wiemy ze specyfikacji, ale też z oficjalnego sklepu z zamiennikami. Dla porównania PB Era Color ma baterię 2500 mAh.
Producent nie deklaruje, na jak długo ma wystarczyć bateria, wspominając tylko o „tygodniach”.
Jeden z użytkowników forum Reddit przeprowadził dokładny test, w którym wyszło mu, iż przy oświetleniu na 30% i wyłączonych sieciach, bateria trzyma około 40 godzin, co wystarczyło na przeczytanie około 7 krótkich książek. Osobiście uważam, iż im więcej będziemy korzystali z kolorowych treści, tym mocniejszego światłą możemy potrzebować. Choć z drugiej strony przy czytaniu w ciemności wystarczy parę procent.
Oczywiście na czas działania podczas baterii mają też wpływ czasy do uśpienia i wyłączenia czytnika.
Zwracam tutaj uwagę na możliwość włączenia kodu PIN, który będzie zabezpieczał dostęp do czytnika.
Podsumowanie
Coraz więcej czytelników szuka dzisiaj czytnika, który jest większy niż standardowe sześć cali – no i który pozwala na więcej. Kobo Libra Colour jako kolorowy, siedmiocalowy czytnik z klawiszami jest urządzeniem, które wydaje się bardzo interesujące.
Jednocześnie ma on w tym momencie na polskim rynku coraz więcej konkurentów. Dlatego podczas testu, poza ewidentnymi zaletami czytnika (wspólnymi dla całego systemu) zwracałem też uwagę na różne niedogodności, jak choćby wydajność, której czasami trochę brakuje.
Sam ekran wydaje się być bardzo dobry, przynajmniej jeżeli chodzi o obecny stan „kolorowego e-papieru”. Nasycenie kolorów i kontrast wydają się choćby lepsze niż na porównywalnym PocketBook Era Color. Zwraca uwagę czytelność napisów w komiksach i ogólnie czytelność tekstu.
Producent Kobo zagrał tutaj trochę va banque, proponując nową wersję Libry tylko w opcji z kolorem. Ekran jest oczywiście ciemniejszy niż w przypadku czytników czarno-białych, ale całkowicie akceptowalny, choć oznacza to konieczność korzystania z podświetlenia.
Podobnie jak przy teście obu wersji Clary uderzało mnie nieraz to, jak przemyślany został interfejs. Różne ustawienia czy kontrolki nie robią tu wrażenia przypadkowości, a procesy takie jak konfiguracja zewnętrznych usług (Pocket, Dropbox) jest szybka i zrozumiała. Dlatego Libra Colour jest kolejnym modelem Kobo, z którego korzystało mi się z przyjemnością.
W drugiej (krótszej) części testu przyjrzę się funkcjom notowania i aplikacji notatnika. jeżeli macie jakieś pytania lub własne wrażenia z używania Libra Colour, która z tego co wiem stała się całkiem popularna – zapraszam do komentarzy.