Test Huawei MatePad Pro 12,2 PaperMatte Edition – więcej niż tablet

1 miesiąc temu

Od pewnego czasu korzystam z najnowszego, topowego tabletu Huawei MatePad Pro 12,2 PaperMatte Edition. OK, crawlery Google’a zaspokojone. I więcej słowa „tablet” w niniejszej recenzji nie zobaczycie. Powód? Nazywanie tak tego sprzętu, to grube nieporozumienie.

Urządzenie otrzymałem w zestawie z rysikiem Huawei M-Pencil i klawiaturą Huawei Glide, pełniącą jednocześnie rolę sprytnego etui (za chwilę wyjaśnię, czemu „sprytnego”). W takiej kompletacji sprzęt jest po prostu bardzo ładnie wykonanym, zgrabnym, lekkim i użytecznym komputerem przenośnym. Nie będę silił się na frazy typu notebook, laptop, ultrabook. To tylko nomenklatura, a liczy się użyteczność. Huawei MatePad Pro 12,2 PaperMatte Edition to po prostu świetnie prezentujące się narzędzie do pracy. Czy również użyteczne? Moim celem było to właśnie ustalić.

Zacznę może od wspomnianego sprytu klawiatury Huawei Glide. Co miałem na myśli? Miejsce na rysik. Owszem, można go umieścić magnetycznie na ramce wyświetlacza, jak to jest np. w iPadzie Air czy wielu innych, podobnych urządzeniach. Jednak oprócz tego, w samej klawiaturze, która zawiera również gustowne, zamykane etui, zawiera się także sprytne miejsce na rysik, który po złożeniu całości jest niewidoczny, a co ważniejsze – na pewno go nie zgubisz (jak to ma miejsce w przypadku innych urządzeń z rysikiem tylko magnetycznie przymocowanym do ramki wyświetlacza. Prosty, a zarazem bardzo udany pomysł.

Z czym mamy tu do czynienia? Bez dwóch zdań, Huawei MatePad Pro 12,2 PaperMatte Edition to sprzęt z górnej półki. Znacznie droższy od typowych tabletów z segmentu 1000 zł z hakiem, ale też nieporównywalnie bardziej funkcjonalny. Kilka słów na temat specyfikacji testowanego sprzętu.

Najważniejszym elementem jest doskonały wyświetlacz. Mamy tu do czynienia z panelem Tandem OLED PaperMatte, czyli wersję z bardzo dobrą, matową warstwą, która – w przeciwieństwie do wielu matowych folii akcesoryjnych – absolutnie nie pogarsza jakości obrazu, a daje znacznie większą elastyczność i komfort pracy, niż w przypadku standardowego wyświetlacza błyszczącego (bo i taki możesz zamówić do opisywanego urządzenia). Po prostu nie musisz obawiać się odbić słońca na panelu.

Ekran ten ma przekątną 12,2″, a dzięki wysokiej rozdzielczości (2800 x 1840 pikseli, czyli 2,8 K) i typowych dla sprzętu Huawei proporcjach (bliżej 4:3 niż 16:9), faktyczna powierzchnia robocza dostępna dla użytkownika jest tu większa, niż w przypadku wielu laptopów z ekranami 16:9, rozdzielczości Full HD i przekątnej 13″. Ktoś powie, iż co za porównanie, przecież tu nie ma typowo „komputerowego” systemu. Owszem, tyle że, jak miałem okazję się przekonać, w moim przypadku (praca z tekstem, redagowanie, pisanie, publikowanie online, prosta obróbka grafiki) ten sprzęt okazał się aż nadto wystarczającym na moje potrzeby. prawdopodobnie i niejednej innej osoby.

Sam rozmiar, powłoka czy rozdzielczość, to nie wszystko. Zalety matryc OLED są powszechnie znane, nie będę ich tu ponownie wymieniał (wiecie, czerń, kontrast, doskonałe barwy pod każdym kątem etc.). Huawei deklaruje maksymalną luminancję w piku choćby 2000 nitów, panel odświeżany jest z częstotliwością 144 Hz i jest w stanie wyemitować ponad miliard odcieni (10-bitowy kolor). Jest też specjalny tryb do czytania e-booków. Niejeden pełnoprawny laptop tak nie potrafi.

Nie znam też laptopa, który miałby tak eleganckie wykończenie. Zewnętrzna strona MatePada Pro jest pokryta ciekawym wzorem, dla którego inspiracją podobno był jedwab. Mniejsza o inspiracje, ale wygląda to bardzo dobrze. Do tego pokryte matowym złotem ramki. Można nie lubić takiego koloru, ale kwestie gustu nie odbiorą temu urządzeniu prezencji godnej segmentu premium.

Rozpoczęcie pracy jest tu bardzo proste, co znacznie ułatwia NearLink, autorski protokół łączności bezprzewodowej opracowany przez Huawei, stanowiący interesującą alternatywę dla Bluetooth (bez obaw, BT 5.2 też tu jest obsługiwany). Wspomniany rysik i klawiatura stanowiąca zestaw z opisywanym urządzeniem łączą się z jednostką centralną właśnie via NearLink. Zaletą jest błyskawiczne i stabilne połączenie, a podczas korzystania z klawiatury czy rysika, opóźnienia są absolutnie nieodczuwalne, w efekcie mamy komfort pracy jak na komputerze z fizycznie podłączoną klawiaturą. Dodatkowo o ile korzystacie z laptopa Huawei, opisywany sprzęt może pełnić rolę dodatkowego, bezprzewodowego monitora i robi to naprawdę bardzo dobrze (wysoka płynność, szybkość działania itp.).

Dobrze, iż sprzęt jest wyposażony w czytnik linii papilarnych, działa też funkcja rozpoznawania twarzy, w efekcie logowanie się do samego urządzenia, jak i do wielu usług, z których korzystamy za jego pomocą jest znacznie uproszczone i po prostu wygodniejsze.

Za moc obliczeniową odpowiada tu chipset Kirin T91, który jest dość tajemniczym układem (sam producent nie wypowiada specjalnie obszernie na temat jego realnej wydajności), wspomagany przez 12 GB pamięci RAM i konkretną wartość 512 GB pamięci wewnętrznej (jest też wersja z pamięcią 256 GB z czarnym wykończeniem). Czy Kirin daje radę? Tak, choć od razu zaznaczam, iż możecie spotkać się w internecie z testami syntetycznymi, których wyniki mogą rozczarować. Uczulam jednak, iż przeprowadzanie testów np. GeekBenchem na tym sprzęcie ma równie wiele sensu, co porównywanie MacBooka z uruchomionym na nim benchmarku dla Windows, pracującym w trybie emulatora do laptopa z natywnym Windows na pokładzie.

Dlatego zamiast próbować syntetycznie ocenić wydajność, po prostu zacząłem tego sprzętu używać, zwracając uwagę na potencjalne niedomagania, które mogłyby wynikać z niedostatków wydajności. Jedyne na co się natknąłem, to z rzadka zawieszająca się witryna internetowa w przeglądarce, co jednak było raczej wynikiem niedopracowanego kodu samej witryny, bo w żadnym z takich przypadków problem nie był powtarzalny.

Jedyne, co mnie irytowało, to działanie domyślnie ustawionej klawiatury Celia. Chodzi o to, iż choćby jak korzystasz z fizycznej, bezprzewodowej klawiatury Huawei, to działa oprogramowanie klawiatury ekranowej i np. funkcje autokorekty. Gdy próbowałem pisać, w przypadku słów z polskimi znakami diakrytycznymi (np. słynne „zażółć gęślą jaźń”), Celia po wpisaniu znaku z ogonkiem, automatycznie ustawiała kursor przed tym znakiem, w efekcie wychodziły bzdury. To do poprawki, prawdopodobnie aktualizacja usunie problem. Ja sobie poradziłem w inny sposób, przestawiłem się z Celii na Microsoft SwiftKey, która to klawiatura działała już na tym sprzęcie normalnie i bezproblemowo, gwałtownie i bezwzrokowo mogłem pisać po polsku. Zresztą, niniejszy tekst powstaje właśnie na MatePadzie Pro.

Sama klawiatura jest moim zdaniem znacznie lepsza od klawiatury JCPal, z której korzystam w iPadzie Air, skok klawisza jest wyraźniejszy, bardziej precyzyjny, wiesz, iż coś nacisnąłeś. o ile preferujecie korzystanie z rysika, to połączenie bardzo dobrej responsywności i wielopoziomowej czułości rysika M-Pencil z ekranem PaperMatte daje kapitalne odczucia pisania, czy rysowania jak po tradycyjnym papierze.

W moim przypadku MatePad Pro doskonale sprawdza się jako zastępczy, uniwersalny sprzęt do pracy, ze względu na swoją lekkość, także w terenie, poza biurem, na różnego typu wydarzeniach. Niemniej to, czy równie uniwersalny będzie to sprzęt dla was, zależy od waszych konkretnych potrzeb. Trzeba pamiętać, iż urządzenie funkcjonuje w oparciu o system operacyjny HarmonyOS, który formalnie nie obsługuje usług Google. Napisałem „formalnie”, bo w istocie doinstalowanie czy korzystanie z wielu różnych aplikacji, nawet, gdy danego kawałka kodu nie ma w AppGallery (autorski sklep z aplikacjami w ekosystemie Huawei). Dokumenty Google’a działają, Dysk Google’a też, WordPress, zero stresu. o ile zamiast przeglądarki Huawei preferujemy Chrome, czy np. Operę, również nie ma z tym problemu.

Sam system operacyjny jest przystosowany do wykorzystania większego ekranu, łatwe przełączanie pomiędzy aplikacjami, praca na dwóch aplikacjach jednocześnie na jednym ekranie, możliwość manipulowania oknami, to wszystko tu jest. Sprzęt Huawei doskonale sprawdzi się również w rozrywce. Oglądanie filmów na ekranie o takiej jakości to czysta przyjemność. Dodatkowo muszę zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię: zaskakująco dobre nagłośnienie. MatePad Pro jest wyposażony w aż cztery, naprawdę donośnie brzmiące głośniki a ich charakterystyka brzmieniowa dobrze pasuje np. do łatwiejszego słyszenia kwestii dialogowych w oglądanych filmach i serialach, czy słuchanych podcastach. Niemniej ja i tak używam słuchawek wokółusznych, ale to już bardziej wynika z moich preferencji, a nie ewentualnych niedomagań wbudowanego w testowane urządzenie nagłośnienia.

Co z baterią? Uspokajam, jest dobrze. Huawei wyposażył MatePada Pro 12,2 w akumulator o pojemności 10100 mAh. W typowym dla mnie scenariuszu użytkowania: przeglądarka, edytor, komunikator, czasem YouTube, generalnie codzienność pismaka, MatePad wytrzymuje grubo ponad 10 godzin. Ile dokładnie, nie wiem, bo sam padłem szybciej niż tablet. Ekran ustawiałem na 40, maks. 50 proc. jasności, bo więcej absolutnie nie trzeba było choćby w dzień, w nocy przy lampce biurowej jasność może być spokojnie jeszcze niższa. Ma to o tyle znaczenie, iż maksymalna jasność w istotny sposób wpływa na zużycie energii, ale choćby wtedy spokojnie obejrzycie „Napoleona” w całości. W dłuższej wersji reżyserskiej. Potem zostanie jeszcze tyle energii, iż będziecie mogli podzielić się z przyjaciółmi sążnistą recenzją obejrzanego dzieła. Zresztą nawet, gdy prądu w baterii jest już mało, to – o ile tylko dysponujecie mocną ładowarką (a przypomnę, iż MatePad może ładować się z mocą 100 W), czas jej napełnienia to zaledwie godzina. Rewelacyjny wynik.

Nie jestem zwolennikiem robienia zdjęć tak dużym urządzeniem jak MatePad, ale o ile ktoś ma taki kaprys, to informuję, iż MatePad generuje znacznie ciekawsze ujęcia niż te, które w internecie zasługiwały by na opinię „nagrywane pralką”. Dla mnie ważniejsze jest to, iż sprzęt doskonale sprawdzi się również podczas wideorozmów. Producent wyposażył to urządzenie w 12 megapikselowy moduł główny i 8 MP szeroki kąt.

Na koniec muszę zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz: aplikację GoPaint. Znajdziecie ją tylko na urządzeniach Huawei, jest to aplikacja graficzno-malarska (nie mylić z edytorem zdjęć). W połączeniu z ekranem PaperMatte i wspomnianym rysikiem pozwoli się wam artystycznie wyżyć. To absolutnie nie jest Paint z Windows, czy inne równie prymitywne narzędzie. Funkcjonalnością GoPaint jest bliżej legendarnego Corel Paintera. o ile lubicie rysować, jestem absolutnie pewien, iż pokochacie MatePada z aplikacją GoPaint.

Czy to urządzenie bez wad? To zależy, co uznamy za wadę. Wiele rzeczy wynika z naszych przyzwyczajeń. Na przykład pracując z tekstem przyzwyczajony jestem do zaznaczania tekstu skrótem [Shift]+kursor w kierunku zaznaczenia. Tutaj z tym bywa różnie. Szkoda też, iż świetnie działająca fizyczna klawiatura oferowana zawsze w zestawie z MatePadem, nie ma podświetlenia.

Dla niektórych prawdopodobnie ograniczeniem będzie brak wersji MatePada z łącznością via sieci komórkowe (niezależnie czy 4G czy 5G). Dla mnie to nie problem, bo w razie wyjazdów i tak mam przenośny router LTE, ale fakt, iż MatePad ma tylko WiFi, dla niektórych może mieć znaczenie. o ile jesteście bardzo związani z ekosystemem Google’a, to jego brak (mimo możliwości korzystania z wybranych usług) również może być dla kogoś ograniczeniem. Jednak pod względem jakości ekranu, klawiatury, rysika, czasu pracy, ogólnego look&feel, to bardzo udany sprzęt, do którego na pewno warto się przymierzyć, o ile szukacie lekkiego, funkcjonalnego narzędzia do pracy twórczej tam, gdzie akurat jesteście.

Jeżeli bylibyście zainteresowani opisywanym sprzętem, to mam dla was jeszcze jeden argument: do 10 listopada Huawei przygotowało ofertę promocyjną, w ramach której Huawei MatePad Pro 12,2, niezależnie od tego, czy z ekranem błyszczącem, czy w wydaniu takim jak testowany (PaperMatte Edition) sprzęt kupicie o 500 zł, a dodatkowo w zestawie otrzymujecie klawiaturę i świetny rysik M-Pencil 3. generacji. Te akcesoria kupowane oddzielnie kosztowałyby 899 zł. A tak, nie dość, iż sam MatePad Pro jest taniej, to jeszcze sprzęt, który czyni go de facto udanym zamiennikiem przenośnego komputera otrzymujemy w pakiecie. Egzemplarz w biało złotej stylizacji, który widzicie na moich zdjęciach ma zawsze 512 GB na dane i kosztuje 3699 zł, natomiast jest też wersja czarna z 256 GB przestrzeni na dane, kosztuje 3299 zł. Uwaga, w zestawie nie ma ładowarki, tablet możemy ładować w zasadzie dowolną ładowarką USB-C z PD (Power Delivery), ale o ile życzylibyście sobie 100-watową ładowarkę Huawei SuperCharge, to wymaga ona dopłaty 149 zł.

Jeśli artykuł Test Huawei MatePad Pro 12,2 PaperMatte Edition – więcej niż tablet nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.

Idź do oryginalnego materiału