Jeżeli poszukujecie komiksu wypełnionego po brzegi akcją, z przyjemną dla oka kreską i intrygą, której nie powstydziłby się sam Agent 007, “Zimowy Żołnierz” Eda Brubakera jest idealny dla Was.
Bucky Barnes walczył z nazistami, sfingował własną śmierć, siał postrach jako sowiecki zabójca, nosił tarczę Kapitana Ameryki i ponownie sfingował własną śmierć (tym razem za namową Nicka Fury’ego). choćby jak na realia komiksowe, nie można powiedzieć, iż facet ma nudne życie. Ale czy Bucky’emu uda się ocalić miłość swojego życia, Czarną Wdowę? Czy uda mu się powstrzymać agentów, których sam wyszkolił na bezwzględnych zabójców?
Czytaj też: Powrót do korzeni. Recenzja “Daredevil. Znowu w czerni”
“Zimowy Żołnierz” to mroczny i bardzo widowiskowy komiks, a zarazem ostatni akt sagi o Kapitanie Ameryce Eda Brubakera. Miłośnikom Marvela przedstawiać go nie trzeba, bo stworzył m.in. genialną serię “Daredevil: Nieustraszony”. Album, który właśnie ukazał się na polskim rynku dzięki wydawnictwu Egmont, zawiera materiały opublikowane w zeszytach “Winter Soldier” #1-14 i “Fear Itself” #7.1. 324 strony są nie tylko wypełnione po brzegi akcją, ale także występami gościnnymi znanych postaci – jest tu i Hawkeye, i Wolverine, i Daredevil.
“Zimowy Żołnierz” – recenzja komiksu
“Zimowy Żołnierz” to komiks wzorowy. Ma wszystko, czego w dobrej powieści graficznej nie powinno zabraknąć. Największą zaletą albumu jest świetny scenariusz Eda Brubakera, który stworzył historię pełną intryg, zwrotów akcji oraz trzymającą w napięciu do końca. To idealna lektura przed zbliżającą się wielkimi krokami nową odsłoną filmowego “Kapitana Ameryki”, która pojawi się już na początku 2025 r.
Nie chcę zdradzać żadnych smaczków fabularnych, ale Brubakerowi udało się znaleźć złoty środek między klasyczną historią szpiegowską a fantastycznym uniwersum Marvela. Mimo iż przedstawiona tu historia miłosna trąci nieco myszką, to jest na swój sposób urocza. Świadomy swojej przeszłości i profesji swojej dziewczyny, Bucky mógł spodziewać się, iż ich związek wywróci się w końcu do góry nogami, a za “stare grzechy” przyjdzie zapłacić. Mocną stroną jest tu wątek agentów podobnych do Bucky’ego, którzy teraz mają tylko jedno zadanie – zabić i Zimowego Żołnierza, i jego ukochaną. Może brzmieć sztampowo, ale jestem pewien, iż ta historia nie raz Was zaskoczy.
Za rysunki w “Zimowym Żołnierzu” odpowiada Butch Guice i Michal Lark, którzy nadali kresce realistycznego sznytu i wywiadowczej nieoczywistości. Bardzo przypadły mi one do gustu, bo są naturalistyczne i dobrze korespondują z tonem samej opowieści. Najlepiej można to poczuć w finałowej opowieści, w której pełno jest psychologicznych gierek, co ma przełożenie na rysunki. Trzeba też jasno powiedzieć, iż rysownicy dobrze “czują” rodzinę Marvela, bo żadna z gościnnie występujących tu “gwiazd” – Dr Doom, Hawkeye, Kapitan Ameryka, Wolverine czy Daredevil – nie straciła swojej autentyczności.
Czytaj też: Dla fanów Tarantino i komiksowej ekstrawagancji. Recenzja “Homar Johnson. Tom 1”
“Zimowy Żołnierz” to świetny komiks, który pochłania się bardzo gwałtownie – w sam raz na letni wieczór. Jest to też miła odmiana fabularna, stawiająca w centrum postać istotną dla całego Marvela, choć często traktowaną po macoszemu i postrzeganą jako “pomocnik Kapitana Ameryki”. W omawianym albumie Bucky Barnes ma swoje pięć minut i wykorzystuje je nienagannie, jakby kolejnych pięciu już miał nigdy nie dostać. Ale jestem pewien, iż o Zimowym Żołnierzu jeszcze usłyszymy nie raz…