
Przy okazji końcoworocznego remanentu zdecydowałem się na zmianę aplikacji do zarządzania zadaniami. Po ośmiu długich latach przygody z Nozbe przeszedłem w całości na systemowe Przypomnienia od Apple. Szczegółowo opowiadam o tym w 368. odcinku mojego podcastu, a w tym wydaniu dopadła mnie szersza refleksja na temat aktualnego stanu i możliwości platform systemowych Apple. A przynajmniej naszej świadomości i wiedzy o nich.
Ten artykuł pochodzi z archiwalnego iMagazine 2/2025
Zmęczenie materiału
Kiedy w dyskusjach podejmowanych w ramach dobrze nam znanej technologicznej bańki pojawia się wątek korzystania z domyślnych, systemowych aplikacji, można go tłumaczyć na trzy sposoby:
- kryzysem wieku średniego,
- oszczędzaniem na subskrypcjach,
- albo zmęczeniem materiału, czyli refleksją, która prędzej czy później dopada każdego, kto technologie kocha i brzmi: A może nie potrzebuję jednak traktora, tylko zwykłe grabki?
Najczęściej słyszę historie, które swój początek mają zdecydowanie w tym trzecim aspekcie. Moja także miała, choć dojrzewanie do tego wniosku trwało jakieś trzy lata i absolutnie tej przebytej drogi i ewolucji samego siebie nie żałuję.
Ci z was, którzy czytają mnie od dłuższego czasu (dziękuję za to!) z pewnością mogą teraz przecierać oczy ze zdziwienia, iż takie zdania pisze ten sam gość, który kilka lat temu testował, wdrażał i próbował uczynić sposobem na życie chyba wszystkie możliwe systemy produktywności i zarządzania czasem. To ja. Dzień dobry! A przynajmniej ja z przeszłości, która pozwoliła mi dojść do momentu, w którym zupełnie inaczej patrzę nie tylko na Apple, ale w ogóle na narzędzia, które używam każdego dnia.
To zmęczenie materiału wzięło się głównie z tego, iż w pewnym momencie, zamiast zarządzać sobą i swoimi zadaniami w czasie – zarządzałem zarządzeniem zadaniami. Tak, brzmi jak masło maślane i to właśnie przypominało. Dodatkowo płaciłem za rozmaite narzędzia dość wysokie ceny subskrypcji i bardzo rzadko sprawdzałem, czy to konkretne narzędzie, za które je płacę, przez cały czas spełnia moje wymagania. Mówiąc wprost – czy jest mi potrzebne.
Jednocześnie, ponieważ za stan aktualny przyjmowałem deklarację złożoną samemu sobie lata temu, nie sprawdzałem, co w tej kwestii aktualnie oferują systemy, z których korzystam na co dzień. Czyli cały ekosystem Apple.
Przyszedł taki dzień, w którym sprawdziłem.
Mądry rozwój kontra wodotryski
Apple w ostatnich latach niesamowicie skutecznie i mądrze nadrobiło dług technologiczny, który miało w wielu systemowych aplikacjach. Już kilka lat temu porzuciłem kombajny do trzymania notatek na rzecz systemowych Notes i przez cały czas jestem z nich zadowolony. W ostatnich trzech latach rozwinęły się dodatkowo niesamowicie, a i tak z połowy nowych funkcji, które Apple wprowadziło, nie korzystam.
Nie inaczej było w przypadku aplikacji do tworzenia map myśli (ang. mind mapping), które porzuciłem na rzecz zaprezentowanej, podczas konferencji WWDC w czerwcu 2022 roku, przez Apple aplikacji Freeform. Ta prosta, biała przestrzeń, na którą możemy nanosić prawie wszystko, co chcemy, robi dokładnie jedną rzecz. Pozwala wyrzucić to wszystko z głowy, a potem na tych myślach pracować. Nic więcej nie potrzebuję i de facto nigdy nie potrzebowałem. Dopiero po latach (oglądając choćby stare mapy myśli) dostrzegam, iż wszelkie połączenia, zagnieżdżenia czy inne wodotryski tylko komplikowały proces twórczy. Tak często bywa z rozbudowanymi aplikacjami, które, gdy zaczynamy je poznawać, kuszą nas mnogością funkcji i możliwości. jeżeli w porę nie zadamy sobie pytania: No dobra, ale których faktycznie potrzebuję i które pomogą mi w tym konkretnym zastosowaniu (moim zastosowaniu)? Może skończyć się tak, iż zaczniemy używać tej czy innej aplikacji po nic. Dosłownie. Sztuka dla sztuki. Używanie dla używania.
Rozwój wspomnianych, systemowych Przypomnień i ich ostatnia integracja z Kalendarzem, jak się okazało, zaspokoił 95% moich potrzeb w stosunku do aplikacji GTD. Te 5% jest na tyle nieistotne, iż biorąc pod uwagę skalę oszczędności (także tych mentalnych), tak naprawdę przejście na systemowe rozwiązane traktuję całkowicie świadomie jako spory zysk. Przypuszczam, iż takich momentów w przyszłości będę miał jeszcze całkiem sporo.
Z czego one wynikają?
Osobista narzędziownia
Przez lata zmienia się nie tylko nasz sposób interakcji z komputerami, ale także to, czym się w życiu zajmujemy. choćby jeżeli przez cały czas z grubsza robimy to samo, to i tak sposób, w jaki do tej pracy podchodzimy, z pewnością ewoluuje. I dlatego właśnie tak bardzo zachęcam, aby raz na jakiś czas robić sobie moment, w którym przed samymi sobą mówimy: Sprawdzam!
Jeśli, tak jak ja, przy okazji lubisz markę Apple, będzie to tym bardziej rozwijające i cenne ćwiczenie, iż dowiesz się więcej o narzędziach, z których korzystasz i które, jak zakładam, świadomie zostały wybrane. Bez oglądania skomplikowanych szkoleń, ale właśnie szukając samodzielnie odpowiedzi na pytania:
- Co jeszcze mogę usprawnić, upraszczając to?
- A może da się to zrobić z użyciem Skrótów?
- Co wiem o (i gdzie stosuję) osobistych automatyzacjach w systemach Apple?
Mamy co prawda dopiero wiosnę, ale już dzisiaj zachęcam także do obejrzenia większości materiałów po konferencji WWDC 2025, czyli nie tylko Apple Event ją otwierającego, ale także wybranych sesji! Te, choć są kierowane głównie do developerów, od lat nagrywane są i prowadzone prostym językiem, który zrozumie w mojej ocenie także zwykły użytkownik nadgryzionych sprzętów. Taki jak ja. Nie oglądam wszystkich, ale sporo tak, ponieważ choćby wtedy, gdy nie rozumiem fragmentów kodu wyświetlanego i kierowanego do programistów, wiedza o całej wizji wykorzystania danej nowości czy rozwiązania w ekosystemie daje mi szerszą perspektywę.
Tak na samo Apple, jak i na każde z moich urządzeń. Może dlatego, dostrzegając z roku na rok większe możliwości tego, co dostaję po wyjęciu ich z opakowania lub zainstalowaniu jesienią nowych systemów – stają się dla mnie coraz tańsze.
Polecam!
Jeśli artykuł Stan domyślny nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.