Do mojej wielkiej rodziny Sonos dołącza właśnie najmniejszy z całej stawki: Sonos Roam 2, a oto garść pierwszych wrażeń.
Wielokrotnie podkreślałem przy okazji testów produktów (bo za sprawą słuchawek, to już nie tylko głośniki) marki Sonos, iż jestem wielkim, oddanym fanem. To jeden z moich ulubionych brandów ze względu na doskonałe połączenie jakości w każdym względzie: wykonania, designu czy jakości dźwięku. Ostatnio niestety marka przechodziła gorsze czasy, za sprawą wprowadzenia niesprawnej aplikacji mobilnej przez co swoje stanowisko stracił ówczesny CEO Patrick Spence. Zostawmy jednak sprawy organizacyjne marki, przejdźmy jednak do tego, co wyszło za to bardzo dobrze, a tak się składa, iż jestem przekonany, iż Sonos Roam 2, który właśnie trafił w moje ręce.
Sonos Roam 2 to kolejna generacja tego głośnika, a pierwszą generacje miałem okazje testować wraz bardzo ładną ładowarką indukcyjną. Byłem wówczas zachwycony tym, jak doskonale może brzmieć niewielki głośnik, a przy tym mieć wszystkie benefity wynikające z ekosystemu Sonos, tj. Multiroom. I na pierwszy rzut oka, wydaje się, iż nie ma większych różnić między tymi głośnikami, ale diabeł tkwi w szczegółach. Zacznijmy jednak od tego, co w opakowaniu.Sonos Roam 2 - unboxing
Sonos potrafi w package experience, czyli doświadczenie z rozpakowywania ich produktów. To prawdziwa uczta dla osób, które cenią sobie jakość, bo choćby otwarcie zwykłego kartonika to czysta frajda, szczególnie w Sonosie. Tutaj nie jest inaczej, zaczynam od pociągnięcia dwóch papierowych tasiemek, które uwalniają całą kartonową pokrywę. Po jej zdjęciu mamy pięknie zapakowany, w delikatny materiał głośnik, ale by do niego się dostać najpierw trzeba odkleić naklejkę z brandingiem.![](https://images4.polskie.ai/images/2407/27306394/13be2b326b3848a93bdad2d093128ff6.jpg)