Segment ekonomicznych słuchawek dokanałowych jest poszerzany o kolejne funkcje charakterystyczne dla sprzętów z droższych przedziałów cenowych. Dobrym tego przykładem są pchełki Baseus Bowie WM05 z hybrydowym ANC i długim działaniem na jednym ładowaniu.
Długi czas działania na jednym ładowaniu. Hybrydowe ANC tłumiące/wzmacniające dźwięki otoczenia. Możliwość połączenia z dwoma urządzeniami jednocześnie. Nawigacja dotykowa ze wsparciem asystenta głosowego. Etui zasilające. Chip pozwalający zlokalizować słuchawki przez aplikację. Dzwonienie oraz odbieranie połączeń telefonicznych. Do tego specjalny tryb niskiego opóźnienia przez Bluetooth 5,1, idealnie spisujący się w grach mobilnych.
Ten szeroki pakiet rozwiązań wylądował w słuchawkach za około 200 złotych. Kusząca cena, dlatego postanowiłem sprawdzić, jak sprzęt radzi sobie podczas codziennego użytkowania, tymczasowo chowając AirPodsy Pro do szuflady.
Baseus Bowie WM05 to słuchawki dokanałowe za około 200 zł, które mają bogaty zestaw funkcji, w tym hybrydowe ANC.
Aktywna redukcja szumu to jedna z najważniejszych funkcji współczesnych pchełek. Możliwość odizolowania się od otoczenia podczas jazdy autobusem, pracy w biurze czy wizyty na siłowni jest absolutnie nieoceniona. Dlatego coraz więcej budżetowych słuchawek oferuje ANC, ale rzadko kiedy skuteczność tłumienia stoi w nich na odpowiednio wysokim poziomie.
W przypadku modelu Baseus Bowie WM05 funkcja ANC sprawdza się w domowych warunkach. Z założonymi słuchawkami pisałem teksty na Spider’s Web, gdy żona siedząca obok oglądała film na telewizorze. W takim przypadku do moich uszu dobiegały wyłącznie szczątkowe pogłosy wydobywane przez telewizyjne głośniki. WM05 skutecznie odseparowały mnie od otoczenia podczas spaceru, ale do momentu mijania placu budowy. Wiertarki, krzyki, młoty pneumatyczne – to przedziera się do ucha użytkownika.
Bowie WM05 to zdecydowanie nie są słuchawki, którymi zagłuszymy silny szum podczas lotu samolotem. jeżeli jednak chcemy wyciszyć stukot klawiatury kolegi z pracy siedzącego obok albo zrobić coś w skupieniu na home office, gdy pozostali domownicy grasują w pobliżu, słuchawki dadzą radę. To ANC na bardzo podstawowym poziomie, ale jeżeli sprzętu nie rzucamy na pożarcie suszarce albo sokowirówce, zrobi swoje.
Miłym dodatkiem jest alternatywny tryb transparentny, pozwalający lepiej słyszeć dźwięki otoczenia. Dzięki niemu rozmawiałem z ekspedientką Żabki bez wyjmowania słuchawek z uszu. Takie rozwiązanie sprawdza się np. u świeżo upieczonych rodziców, którzy chcą cicho pograć na tablecie, ale jednocześnie muszą wiedzieć, kiedy małe dziecko leżące nieopodal obudzi się i zacznie buszować w swoim łóżeczku.
Długie działanie na jednym ładowaniu i tryb niskiego opóźnienia to dwa solidne wyróżniki WM05.
Większość ekonomicznych słuchawek działa kilkanaście godzin, wliczając w to energię pożyczoną z etui ładującego. Tymczasem Baseus Bowie WM05 ma działać do 28 godzin na jednym, pełnym cyklu ładowania. W moim przypadku tych godzin było 25. Wciąż naprawdę solidny wynik. Z takim zapasem słuchawki można ładować raz na tydzień. Szkoda tylko, iż samego etui nie zasilimy bezprzewodowo. Musimy jednak pamiętać, iż mówimy o sprzęcie za około 200 złotych.
Z tej perspektywy miłym zaskoczeniem jest tryb niskiego opóźnienia audio. W nim słuchawki znacznie szybciej pożerają energię akumulatorów, ale za to znacząco obniżają tzw. laga. Ten jest niewyczuwalny, kiedy oglądacie wideo bądź słuchacie muzyki. Jednak podczas grania w mobilne produkcje opóźnienie staje się realne, prowadząc do nieprzyjemnego rozstroju audio/wideo. Im bardziej wymagający gracz, tym silniej to odczuwa. Low latency mode Baseusa polepsza sytuację, co ma znaczenie, kiedy bawimy się w takich grach jak Call of Duty Mobile czy PUBG Mobile, gdzie scena dźwiękowa może stanowić o wygranej lub przegranej.
Pozostając przy grach, bardzo miłym dodatkiem jest możliwość połączenia słuchawek z dwoma urządzeniami jednocześnie. Dzięki temu mogłem grać na Switchu w Monster Hunter Rise, jednocześnie rozmawiając z graczami w drużynie znajomych przez Discord na telefonie. W podobny sposób łączę słuchawki z telewizorem i telefonem jednocześnie, podczas biegania na bieżni. Słucham programu, a w jego środku dzwonię do ojca na rutynową pogawędkę.
W terenie słuchawki oferują ten sam poziom kontroli co pierwsze AirPodsy Pro.
Oznacza to, iż przy pomocy dotykowych paneli obudowy możemy aktywować szereg funkcji: przełączać i zatrzymywać utwory, zmieniać tryby ANC oraz aktywować asystenta głosowego. Za jego pośrednictwem wykonamy połączenie telefoniczne, a słuchawki mogą ponadto odbierać oraz kończyć przychodzące telefony. Podobnie jak pierwsze AirPodsy Pro, również WM05 nie pozwalają na szybką zmianę głośności przy pomocy paneli dotykowych. Aby zmienić natężenie dźwięku, musimy sięgać po telefon albo poprosić o to asystenta głosowego.
AirPodsy wygrywają za to w kwestii sprężenia zwrotnego. Słuchawki Apple odwzajemniają się minimalnym klikiem, gdy wywołujemy funkcje na obudowie. Tymczasem Baseus Bowie WM05 nie oferuje żadnego feedbacku, nie licząc komunikatów dźwiękowych. Co za tym idzie, przez pierwsze kilkadziesiąt minut podczas spaceru będziecie uczyć się tych słuchawek, poznając ich ułożenie w uchu, strefy dotykowe oraz niezbędną siłę nacisku do aktywacji. Na szczęście bardzo małą.
Najwyższy czas porozmawiać o dźwięku. Tutaj cudów nie ma, ale jest nieźle.
Przeglądając opinie w sieci – zwłaszcza na YouTube – natknąłem się na głosy podkreślające, iż WM05 gra bardzo dobrze. W cenie około 200 złotych faktycznie słuchawki spisują się poprawnie, a choćby poprawnie+. Musimy jednak brać pod uwagę, iż to sprzęt o potężnie wzmocnionych dołach. Basy pożerają średnicę i jest to wyczuwalne podczas odsłuchu rocka oraz muzyki klasycznej. Cierpi przede wszystkim wokal: bardziej płaski oraz mniej wyrazisty niż na bardziej naturalnie brzmiących słuchawkach.
Kiedy jednak zostajemy przy rapie, popie oraz muzyce tanecznej, faktycznie jest nieźle. Baseus Bowie WM05 to słuchawki, które spodobają się masom. Mają klubowe uderzenie, potężnie podkręcając niskie tony. Pchełki dudnią znacznie mocniej niż się tego spodziewałem. Dlatego jeżeli ktoś chce, żeby nim miotało na refrenie Move Your Body od Ownbossa i Seveka, dostanie czego chce. o ile jednak jesteś użytkownikiem z wyrobionym uchem, który lubi szeroką scenę, WM05 mogą nie wystarczyć. Problem polega na tym, iż nie wystarczą też inne słuchawki za 200 złotych. W tym pułapie cenowym cudów nie ma.
Solidne wykonanie, atrakcyjna cena, pakiet funkcji dodatkowych – Baseus Bowie WM05 to niezły wybór na tutaj i teraz.
Jeśli nasze ulubione pchełki wyzionęły ducha i potrzebujecie nowych słuchawek na tutaj i teraz, Baseus Bowie WM05 jest wart rozważenia. To sprzęt wychodzący poza ekonomiczne minimum w swojej kategorii cenowej, oferując bogaty zestaw dodatkowych funkcji. Dzięki nim ze słuchawek można korzystać przez długie miesiące, doceniając solidny czas na jednym ładowaniu oraz hybrydowe ANC. To niezłe słuchawki awaryjne albo takie, które prezentujemy młodszym członkom rodziny. Zwłaszcza, iż WM05 występują w aż czterech wariantach kolorystycznych, co podoba się młodszym użytkownikom. Poza klasyczną czernią jest także biel, fiolet oraz błękit.
Chociaż wróciłem do AirPodsów Pro ze względu na lepszą średnicę i bardziej naturalne brzmienie, WM05 wylądowały na domowej bieżni w salonie. Dzięki świetnym akumulatorom muszę je ładować sporadycznie, a pchełki zawsze są w gotowości, kiedy robię swoje poranne 30 minut tortur. Wtedy ANC spisuje się naprawdę dobrze, tłumiąc moje sapanie dźwiękami pobudzającej muzyki elektronicznej.
W okolicach 200 złotych za pudełko, stosunek ceny do możliwości słuchawek Baseus Bowie WM05 wypada korzystnie. Może nie grają jak z nut, ale żaden sprzęt w tej cenie tego nie robi. Za to oferują wiele dodatkowych możliwości, których brakuje choćby nieco droższej konkurencji.
Sprzęt do testów dostarczył dystrybutor INNPRO