
Silny rozbłysk klasy X1.1 wywołał nagłe zaniki łączności radiowej nad Australią i południowo-wschodnią Azją. To część wyjątkowo aktywnego tygodnia na Słońcu.
Wczesnym rankiem Słońce znów przypomniało Ziemi o swojej sile. Krótki, ale wyjątkowo intensywny rozbłysk klasy X1.1 przetoczył się dziś rano przez oświetloną półkulę i niemal natychmiast odciął fale radiowe w Australii oraz południowo-wschodniej Azji. To kolejny epizod wyjątkowo burzliwego tygodnia w pogodzie kosmicznej, który może przynieść także burze geomagnetyczne w nadchodzących godzinach.
Minutowy impuls, który uciszył fale radiowe
Za erupcję odpowiada grupa plam oznaczona numerem AR4298. Ten magnetycznie aktywny region zbliża się do zachodniej krawędzi tarczy słonecznej i w ciągu kilku dni całkowicie zniknie z pola widzenia ziemskich obserwatorów. Zanim jednak się schowa, zdążył dostarczyć kolejny dowód na to, jak duży wpływ może mieć pogoda kosmiczna na systemy komunikacji na Ziemi.
Rozbłysk X1.1 był wystarczająco silny, by wywołać tzw. radiowy blackout na oświetlonej półkuli. Mechanizm jest dobrze znany służbom monitorującym pogodę kosmiczną. W normalnych warunkach fale radiowe w paśmie wysokiej częstotliwości odbijają się od wyższych, rzadszych warstw jonosfery i dzięki temu mogą pokonywać ogromne odległości. Gdy dociera do nas silny impuls promieniowania z rozbłysku, gwałtownie jonizowane stają się niższe, znacznie gęstsze partie jonosfery.
W takiej sytuacji fale HF, zamiast odbijać się i wracać ku powierzchni planety, coraz częściej zderzają się z elektronami w gęstym ośrodku, tracą energię i zanikają. Dla użytkowników systemów komunikacji oznacza to nagłe przytłumienie lub całkowite wyciszenie sygnału. Według skali stosowanej przez NOAA rozbłyski tej mocy wiążą się z poziomem zakłóceń określanym jako R3, czyli silny blackout na częstotliwościach wykorzystywanych m.in. przez lotnictwo, żeglugę i łączność dalekiego zasięgu.
CME mijają Ziemię, ale burze geomagnetyczne i tak są możliwe
Rozbłysk X1.1 nie był jedynym zjawiskiem towarzyszącym tej erupcji. Wraz z emisją promieniowania doszło także do koronalnego wyrzutu masy, czyli uwolnienia w przestrzeń kosmiczną chmury plazmy wraz z zamkniętymi w niej liniami pola magnetycznego. Wstępna analiza obrazów z koronografów sugeruje jednak, iż ten konkretny wyrzut nie jest skierowany w stronę Ziemi, a więc nie powinien wywołać poważnej burzy geomagnetycznej po dotarciu do orbity naszej planety.
Nie oznacza to, iż kolejne dni będą spokojne. W stronę Ziemi zmierzają już bowiem chmury plazmy związane z wcześniejszymi rozbłyskami. Prognozy służb zajmujących się pogodą kosmiczną przewidują uderzenia między 8 a 9 grudnia oraz szansę na burze geomagnetyczne klasy G2 lub G3. Tego typu zjawiska mogą przynieść zorzę polarną widoczną nie tylko w okolicach okołobiegunowych, ale także na średnich szerokościach geograficznych, a przy okazji wpływać na pracę satelitów i sieci energetycznych.
Słońce wchodzi w niespokojny etap cyklu
Seria ostatnich erupcji pokazuje, iż Słońce znajduje się w wyjątkowo aktywnej fazie 11-letniego cyklu. Na jego powierzchni pojawiają się kolejne grupy plam, a w koronę wciąż ładowane są nowe porcje energii magnetycznej. Region AR4298, odpowiedzialny za opisywany rozbłysk, jest jednym z najbardziej dynamicznych obszarów, ale z pewnością nie jedynym, na który patrzą dziś naukowcy.
Dla obserwatorów z Ziemi oznacza to, iż najbliższe tygodnie i miesiące mogą przynieść więcej rozbłysków klasy M i X, kolejne koronalne wyrzuty masy oraz okresowe zakłócenia łączności radiowej. Z punktu widzenia nauki to szansa na zebranie bezcennych danych o tym, jak dokładnie wygląda mechanizm powstawania takich erupcji. Dla operatorów systemów komunikacyjnych i energetycznych czas wzmożonej czujności.
*Grafika wprowadzająca wygenerowana przez AI












