Rosja mogła testować nową broń jądrową. USA podrywa „niuchacza”

konto.spidersweb.pl 4 godzin temu

Na niebie nad północną Norwegią i nad chłodnym Morzem Barentsa pojawił się wyjątkowy gość. To nie był zwykły patrol NATO, ani rutynowy lot badawczy. Amerykański samolot WC-135 Constant Phoenix, zwany potocznie „snifferem”, to powietrzne laboratorium przeznaczone do jednego konkretnego celu: wykrywania promieniowania i śladów wybuchów jądrowych. Gdy ta maszyna wyrusza w misję, wiadomo, iż dzieje się coś, co przyciągnęło uwagę amerykańskich służb strategicznych.

Obecność WC-135 nad Skandynawią jako pierwszy zauważył Hans Kristensen z Federacji Amerykańskich Naukowców. Specjalista od monitorowania światowych arsenałów nuklearnych śledzi ruchy lotnicze m.in. dzięki serwisu Flightradar24. To właśnie tam wypatrzył charakterystyczny profil lotu amerykańskiego samolotu zwiadowczego.

Choć Siły Powietrzne USA nie komentują otwarcie misji WC-135, jego trasa przebiegająca w pobliżu rosyjskiego archipelagu Nowa Ziemia, nie pozostawia wiele miejsca na spekulacje. To właśnie tam, w latach zimnej wojny, ZSRR przeprowadzał próby jądrowe, i to tam dziś prowadzone są badania nad nowymi rodzajami broni strategicznej.

Rosja przeprowadziła najprawdopodobniej test pocisku 9M730 Buriewiestnik z napędem atomowym – podał w serwisie X Decker Eveleth, analityk ds. broni nuklearnej z Reed College.

Possible Burevestnik test. The launch site at Pankovo is active – you can see the launch cover moving back and forth. https://t.co/Y2ENQBuotb

— Decker Eveleth (@dex_eve) August 5, 2025

Póki co wiadomo kilka więcej i musimy poczekać na kolejne informacje.

Pocisk 9M730 Buriewiestnik

Pocisk 9M730 Buriewiestnik to jedno z najbardziej kontrowersyjnych i owianych tajemnicą narzędzi w arsenale rosyjskich sił zbrojnych. Zaprezentowany publicznie po raz pierwszy przez Władimira Putina w 2018 r., został opisany jako „nuklearny pocisk manewrujący o nieograniczonym zasięgu”.

Kluczowym elementem jego działania ma być miniaturowy reaktor jądrowy, który zastępuje klasyczny napęd chemiczny. W teorii pozwalałoby to Buriewiestnikowi lecieć przez wiele dni, omijając systemy obrony przeciwrakietowej i uderzyć w niemal dowolny punkt na Ziemi.

Techniczne i logistyczne aspekty budzą więcej pytań niż odpowiedzi. Zasilany reaktorem jądrowym pocisk byłby narażony na poważne ryzyko, zarówno dla załóg naziemnych, jak i środowiska naturalnego. W 2019 r. w okolicach Archangielska doszło do tajemniczego wybuchu, który według niezależnych analiz mógł być związany z nieudaną próbą Buriewiestnika.

Więcej na Spider’s Web:

Zginęło kilku rosyjskich naukowców, a poziom promieniowania w regionie podniósł się na krótko po incydencie. Kreml długo unikał jednoznacznych komentarzy, co tylko podsyciło spekulacje na temat realnego stanu programu.

Dla Rosji Buriewiestnik ma być odpowiedzią na rozwój amerykańskich systemów przeciwrakietowych i symbolem technologicznej przewagi. Jednak wielu ekspertów uważa, iż broń tego typu, choć groźnie brzmi w teorii, może być trudna do wdrożenia operacyjnie.

Problemy z niezawodnością, kosztami i ogromne ryzyko środowiskowe sprawiają, iż Buriewiestnik może pozostać bardziej elementem propagandy niż realnym zagrożeniem. Ale sam fakt, iż taka broń jest rozwijana, pokazuje, w jak niebezpieczną fazę może wejść globalny wyścig zbrojeń.

WC-135 Constant Phoenix

Jeśli gdziekolwiek na świecie dojdzie do wybuchu jądrowego, choćby w głębi pustyni lub na odległym oceanie, jest spora szansa, iż jednym z pierwszych świadków zdarzenia będzie samolot WC-135 Constant Phoenix.

Ten potężny latający detektyw to jeden z najbardziej niezwykłych samolotów wojskowych na świecie. Przez wielu nazywany jest po prostu „snifferem” (wąchaczem) lub „weather bird” (ptak od pogody), ale jego zadania sięgają daleko poza standardowe badania meteorologiczne. WC-135 to oczko w głowie Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych, a jego misje nie raz zmieniały bieg geopolitycznych wydarzeń.

Na pierwszej linii światowych kryzysów

Bazą dla powstania WC-135 był dobrze znany amerykański Boeing C-135 Stratolifter, transportowiec powietrzny opracowany w latach 50. XX wieku. Choć wygląda jak kuzyn cywilnego Boeinga 707, to jego wnętrze skrywa zaawansowaną aparaturę naukową, zdolną wykrywać najmniejsze ślady radioaktywnych izotopów w atmosferze.

WC-135R Constant Phoenix

WC-135 nie jest maszyną bojową, nie przenosi rakiet, nie strzela i nie przechwytuje. Zamiast tego bada powietrze, analizując skład atmosfery w poszukiwaniu anomalii, które mogą świadczyć o przeprowadzonym teście nuklearnym, awarii reaktora lub innym incydencie radiacyjnym.

Constant Phoenix to powietrzne laboratorium. Podczas lotu zasysa powietrze z atmosfery i przepuszcza je przez szereg filtrów oraz spektrometrów masowych. jeżeli w którymkolwiek z analizowanych próbek znajdą się charakterystyczne dla wybuchu nuklearnego izotopy – takie jak ksenon-133, krypton-85 czy stront-90 – załoga WC-135 wie, iż coś poważnego się wydarzyło.

Co ważne, nie chodzi tylko o eksplozje. Samolot potrafi wykryć choćby bardzo subtelne ślady radioaktywnego gazu, które mogą pochodzić np. z podziemnych prób jądrowych, których dźwięk czy fale sejsmiczne są zbyt słabe, by zostały wykryte tradycyjnymi metodami.

WC-135R Constant Phoenix

WC-135 był aktywny między innymi po katastrofie w Czarnobylu w 1986 r., po awarii elektrowni Fukushima w 2011 r., a także w 2017 r., kiedy podejrzewano, iż Korea Północna przeprowadziła test nuklearny. Zawsze, gdy na świecie dzieje się coś, co pachnie promieniowaniem, „Sniffer” jest gotowy do startu.

Technologia i możliwości WC-135

Na pierwszy rzut oka WC-135 nie różni się znacząco od innych maszyn transportowych. Ale wewnątrz to technologiczna bestia. Samolot jest wyposażony w dwa główne systemy poboru powietrza, jeden do analizy aerozoli, drugi do zbierania cząstek gazowych.

Powietrze wciągane przez specjalne wloty jest filtrowane i natychmiast badane przez naukowców na pokładzie. Wszystko dzieje się w czasie rzeczywistym, a dane przekazywane są do dowództwa Strategic Command USAF.

WC-135R Constant Phoenix

Na pokładzie znajduje się zwykle kilkunastu członków załogi, w tym piloci, inżynierowie systemów, chemicy i specjaliści ds. radiologii. Samolot może operować na pułapie około 12 km i przelecieć choćby 6–7 tys. kilometrów bez tankowania, co pozwala mu prowadzić misje niemal w dowolnym miejscu na globie.

Obecnie w służbie są dwie maszyny tego typu: WC-135W i nowszy WC-135R, który wszedł do użytku w 2023 r. Nowa wersja oparta jest na kadłubie KC-135R i charakteryzuje się nowocześniejszymi silnikami CFM International F108-CF-100 oraz bardziej zaawansowanymi systemami analizy powietrza.

Modernizacja była konieczna, ponieważ wcześniejsze modele służyły od lat 60. i były już poważnie wyeksploatowane.

W dobie satelitów może się wydawać, iż analiza atmosfery to przestarzała metoda. Nic bardziej mylnego. To właśnie powietrze bywa najcenniejszym świadkiem zdarzeń, których nikt nie chciałby ujawnić. I to właśnie WC-135, ten latający „nos” amerykańskich sił powietrznych, potrafi wyłapać z niego najdrobniejsze sygnały.

Idź do oryginalnego materiału