Robimy za dużo zdjęć, więc stają się bezwartościowe. A co, jeżeli jest odwrotnie?

konto.spidersweb.pl 2 godzin temu

Powroty do starych aparatów i zdjęć, które można mieć w fizycznej formie, wystawiają nie najlepsze świadectwo nowym technologiom, ale czy ta ocena jest sprawiedliwa?

Nikt nie poznałby, iż stał tu dom. choćby ten, kto znałby okolicę, ale nie był w tych stronach od wielu lat. No tak, przyznałby, pamiętam jakiś drewniany dom, ale iż akurat tu? Był przecież spory, a tu jest ciasno, kilka miejsca. Teren nie zdążył zarosnąć, właściciele posadzili kilka kwiatków, a mimo to potrzeba naprawdę sporej wyobraźni – ewentualnie dobrej pamięci – aby wstawić niemałą przecież drewnianą budowlę. Wyjątkową jak na tę okolicę. Nie był to skromna chałupa, ze spadzistym dachem, jak w sąsiedniej wsi. Coś jak dworek, prawie dworek, piętrowy, tyle iż drewniany.

Jakieś moje zdjęcia się zachowały. Na pewno robiłem aparatem. Powinny być na karcie pamięci. Ale czy gdzieś jej nie zapodziałem? Czy zdążyłem skopiować pliki na dysk? Przechodziłem koło tego domu wielokrotnie, ale nie przyszło mi do głowy, aby wyciągnąć i zrobić zdjęcie. Właściciele mieszkający tuż obok choćby by tego nie zauważyli.

Albo ten ceglany dom, który już nie jest ceglany na pierwszy rzut oka. Jest przykryty grubą warstwą tynku. W tym przypadku akurat zdążyłem, choć zdjęcia zrobiłem dawno temu, w ubiegłym roku. Powinienem robić więcej, choćby wtedy, gdy na podwórku usypana była sterta gruzów, resztek, które tworzyły wcześniej dawne wnętrza.

A po co to fotografować?

A czemu nie?

Na Facebooku mignął mi post, iż kolejny opuszczony budynek został rozebrany

Ktoś wrzucił zdjęcie gruzowiska z koparką na pierwszym planie. Niektórzy klikali ikonki „przykro mi”, inni cieszyli się, iż ruina jest już historią. Nie wiadomo wprawdzie, co powstanie w jej miejscu, ale nowe lepsze niż stare, niszczejące. Wiadomo.

Dosłownie tydzień wcześniej zrobiłem zdjęcie, kiedy budynek jeszcze stał. Nie trzeba było mieć specjalnego nosa, żeby wyczuć pismo nosem. kilka zostało już z dachu, dawne czyjeś pokoje bądź pomieszczenia służbowe stały się teraz chwilowymi tarasami. W słoneczny dzień ruina prezentowała się… niezwykle. Jaskrawa farba, zielone okiennice i ten ucięty dach. Los budynku był już przesądzony, ale z drugiej strony takich powoli odchodzących budowli jest w mieście sporo. Tutaj ktoś się pospieszył i zaskakująco gwałtownie wziął się do roboty.

Nagle moja fotka stała się dla mnie wyjątkowa

Uwieczniła coś, co lada moment miało przestać istnieć. Zdążyłem w ostatniej chwili. Nie miałem żadnego związku z tym budynkiem. adekwatnie trudno mi sobie przypomnieć, jak wyglądał przed tym, jak został pozbawiony dachu, a pokoje jeszcze były pokojami, a nie słonecznymi tarasami, jak taką przestrzeń nazwaliby deweloperzy. Sprawdzam na Google Street View. Nic specjalnego. Niski, trzykolorowy budynek, nic dziwnego, iż nie rzucał się w oczy. Ktoś mógłby choćby powiedzieć, iż szpecił okolicę, szczególnie gdyby porównał go ze stojącym po drugiej stronie szpitalem. Mimo to cieszę się, iż zdążyłem ze zdjęciem.

Kiedy wyciąga się stare zdjęcia, robione tradycyjnymi aparatami, jest w nich jakaś magia. Sama świadomość, iż nie można było cykać fotek w nieskończoność sprawia, iż każda fotografia jest wyjątkowa. W zatrzymanej scenie musiało być coś specjalnego, skoro zdecydowano się poświęcić cenne miejsce. Zaglądając do albumów zdajemy sobie sprawę, iż wcale tak nie było i uwiecznione zostały też proste chwile, zwykłe. A może nie były aż tak niepozorne jak się wydaje? Może autor wiedział, iż warto?

Z lekką pogardą patrzy się później w stronę setek zdjęć robionych telefonem

Jakby ich winą było to, iż nie ma (prawie) żadnych ograniczeń, można cykać do woli, ile dusza zapragnie. Zaleta po latach stała się wadą. Im więcej, tym gorzej. Oczywiście uogólniam, ale przecież to nie przypadek, iż ludzie wracają do aparatów i wywoływania zdjęć. Coś chcą tym osiągnąć. Nadać wspomnieniom większą wartość. Te, które podsuwa telefon codziennie, proponując przypomnienie sobie zdarzeń sprzed dwóch, trzech czy pięciu lat, są mniej atrakcyjne. Nie tylko dlatego, iż kładzione pod nos – co może być wyjątkowego w zdjęciu, skoro robi się ich tak wiele, automatycznie, wręcz bezmyślnie?

Dodajmy do tego rozczarowanie platformami społecznościowymi i świadomością, iż zdjęcia, które tam trafiają, są naznaczone fałszem, nieszczerością. Spokojnie, znowu uogólniam, ale przecież ten stereotyp też nie wziął się znikąd. Media społecznościowe nie pokazują prawdy. Mają zaprezentować to, co chcielibyśmy pokazać, a nie samą rzeczywistość.

Sam niejednokrotnie dokonywałem takiego niesprawiedliwego podziału – stare fotki są lepsze, nowe trochę gorsze. Ale przecież w możliwości uwieczniania wszystkiego tkwi ich największa zaleta. Fakt, iż możemy upamiętniać niepozorne rzeczy i nie musimy martwić się, iż zaraz zabraknie pamięci. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby dzień w dzień fotografować podwórko, drzewo na ulicy, park albo ruinę. W końcu nie wiadomo, kiedy zostanie zrównana z ziemią.

Kiedy patrzę na stare fotografie, które teraz wrzucane są na facebookowe grupki, urzeka mnie w nich, iż przedstawiają zwykłą codzienność. Proszę bardzo, akurat takie zdjęcie mi się teraz wyświetliło. Jesień 2002, szaro za oknem, korek na gdańskim Wrzeszczu. Nic specjalnego, ale jednocześnie jest tu wszystko.

Sam się łapię na tym, iż czasami telefon zostaje w kieszeni. Coś mnie tknie, ale pokusa jest za słaba. A potem okazuje się, iż domu już nie ma. Ile to takich pięknych ceglanych ruin mijałem podczas swoich rowerowych wycieczek dookoła Łodzi. Kusiło, żeby się zatrzymać, ale stwierdzałem, iż wspomnienia są ważniejsze, co tam jakaś fotka. W końcu to czas, żeby oderwać się od telefonu, a nie ciągle po niego sięgać. Zresztą ile można ich robić i tak potem do nich się nie wraca. Domów rzecz jasna już nie ma, na ich miejscu powstają nowe. Szansa zmarnowana bezpowrotnie.

To były przecież tylko ruiny. Wspomnienia, nostalgia? Przecież tu nie mieszkałem. Nie znałem tych ludzi. Mogę udawać, iż coś mnie łączy z kamienicami czy ruinami fabryk, w końcu obok nich mieszkam, jest jakaś tworzona na siłę więź. Ale nie połączę siebie z ceglanym domem oddalonym o 15 km od Łodzi. Nie ma szans. Tylko czy musiało chodzić o mnie? Czy nie wystarczyło uchwycenie czegoś, czego zaraz nie będzie?

Nie chodzi choćby o to. Po prostu mam niezwykłą szansę zachować naszą rzeczywistość. Nie wiem dokładnie po co. Czy będę do tego w przyszłości wracał? Czy porównywał? Wrzucał w komentarze pokazując, jak kiedyś to wyglądało? Być może tak, być może nie, ale skoro mam tę możliwość, to czemu z niej nie skorzystać.

Idź do oryginalnego materiału