Po trzech pucharowych dniach w Bielsku-Białej i Szczyrku pytanie pozostało adekwatnie tylko jedno – czy w przyszłym roku i kolejnych impreza do nas powróci? To było tak dobre, iż wypada powiedzieć wprost – szkoda iż was tam nie było (jeśli nie było), bo jest czego żałować! Nic nie zastąpi bycia na miejscu i kibicowania najlepszym zawodnikom na świecie, choćby jeżeli relacje TV – jak tu z DH – bywają na wysokim poziomie!
Kurz po oponach opadł, ale wrażenia ciągle świeże, a trzy dni na miejscu spędziliśmy bardzo intensywnie. Najpierw kibicowaliśmy cały dzień w piątek w Bielsku pucharowi świata w enduro, by następnie na sobotę i niedzielę przenieść się do Szczyrku, by najpierw obserwować kwalifikację, a następnie już same finały zawodów DH. Tym samym zamiast przekazów z drugiej ręki możemy podzielić się z wami wrażeniami, spotkaliśmy mnóstwo starych i nowych znajomych, a uwagi na temat tu i teraz wymienialiśmy i z miejscowymi, jak i gośćmi z zagranicy.
Wniosek jest jeden – nie da się dogodzić wszystkim, ale to, iż mieliśmy w Polsce imprezę tej rangi i na tym poziomie to coś fenomenalnego! I generalnie rzecz ujmując zakończyła się sukcesem – najważniejsze jest chyba to, iż poziom sportowy był najwyższy możliwy, a zawodnicy byli zachwyceni.
Wiadomo, do pogody trzeba mieć szczęście i tu ona sprzyjała, padało tylko przelotnie, co też sprawiło, iż wokół trasy DH były tłumy. Dotyczy to zarówno dni poprzedzających finały, jak i niedzieli. Jeszcze raz potwierdziło się, iż zjazd idealnie nadaje się do kibicowania, w skondensowanej postaci dostarczając emocji. Trasa zaś w Szczyrku, oceniana różnie przed zawodami (i pierwszymi przejazdami), okazała się „selektywna”, jak to mówią piłkarze, startujący mieli gdzie pokazać swoje umiejętności. Wielkie loty na początku i na końcu zgrabnie były poprzecinane sekcjami w lesie, całość podkręcały warunki pogodowe.
Oczywiście fajnie byłoby, żeby trasa została na stałe, bo rozgrywanie zawodów na trasie PŚ pozwalało by podnieść poprzeczkę naszych reprezentantów, ale szczerze mówiąc wielkość przeszkód sprawiała, iż dostępne byłaby dla naprawdę nielicznych. Starczyło posłuchać dobicia zawieszeń po pierwszym locie by się przekonać, iż choćby dla najlepszych na świecie stanowiła wyzwanie. Za to można z góry przewidzieć, iż pozostawienie wielu elementów spowoduje, iż kilka osób przedwcześnie zakończy wypad w góry.
Enduro z natury do kibicowania, jak i relacjonowania w TV nadaje się mniej. Odcinki specjalne są dłuższe, porozrzucane po okolicy, także kibice mogą mieć problem nie tylko z lokalizacją najlepszych, ale i z nadążeniem za stawką. Nic więc dziwnego, iż w piątek podczas zawodów z pozoru działo się mniej. Wystarczyło jednak wybrać się w okolice kultowego Dziabara i ścianki, by przekonać się, iż fani enduro są nie mniej głośni od tych DH, tak samo też są gotowi do poświęceń by „dotknąć” idoli. Atmosfera jest też bardziej domowa, a i trasy bliższe temu, co jeździmy na co dzień. Tempo, w którym pokonywała je światowa czołówka pokazała, iż rozegranie OS’ów na doskonale znanych szlakach, było niczym otwarcie oczu niedowiarkom. Zawodnicy w komentarzach cieszyli się, iż mają nowe trasy do pokonania i bynajmniej nie narzekali, iż było za łatwo! My oczywiście najbardziej kibicowaliśmy naszym, iż Sławkiem Łukasikiem na czele. Zabrakło mu do zwycięstwa 96 tysięcznych sekundy!!! Drugie miejsce poprawił w sobotę, wygrywając na elektryku.
I tu uwaga na marginesie – na enduro w piątek było mniej ludzi, bo był to… piątek. Obrazki z soboty z tej samej dyscypliny, z miejsc takich jak Stary Zielony i „korzonki” pokazały, iż częściowo za mniejszą frekwencję odpowiada harmonogram zawodów. Oraz… słabsza pogoda pierwszego dnia.
Żeby nie było, iż tylko chwalimy, część uwag dotyczy zaś rzeczy które da się zmienić, inne dotyczą rzeczywistości, którą zmodyfikować trudniej. Szkoda mimo wszystko, iż enduro i DH realizowane są w różnych miejscach. Błonia w Bielsku w piątek były smutne i puste, dopiero wieczorem w Bike Barze zrobiło się tłoczno. Także biletowanie – w tym strefy Expo – nie ułatwiło sytuacji, bo szczerze mówiąc nie było za co płacić. Tu konieczne są zmiany, szersze otwarcie na kibiców i chętnych do zobaczenia atrakcji. Jednocześnie w Szczyrku można było się przekonać, jak atrakcyjne potrafi być zaplecze zawodów, cały ten kram teamowy, który był zdecydowanie ciekawszy niż wspomniane expo. Idea połączenia expo plus strefy teamowej wydaje się sensowna.
Zdecydowanie też należy poprawić obieg informacji z myślą o ewentualnych powtórkach. Harmonogramy, zarówno do zapisywania się na zawody, jak i startowe, także dla kibiców, powinny być dostępne o wiele wcześniej. Nie chodzi choćby o zawodowców i teamy, ale amatorów, którzy będą chcieli zmierzyć się w formule open w enduro. Tu, jeżeli ktoś jedzie z zagranicy, na pewno chciałby mieć wszystko zaplanowane na tygodnie a może choćby miesiące przed. Tak by dopasować plany startowe, jak i prozaiczne rzeczy typu nocleg i podróż. Mamy puchar świata, postarajmy się o organizację na odpowiednim poziomie – tu pozostaje trzymać kciuki za to, żeby kolejne ewentualne terminy zostały przyklepane dużo wcześniej i było więcej czasu w przygotowania. Przykład – co stoi na przeszkodzie, by zrobić dokładny gryplan dla kibiców enduro, gdzie najlepiej iść drzeć mordę gdy będzie przejeżdżać czołówka? Wiadomo, teraz też było to możliwe by całość wyliczyć, znając czasy startów OS’ów, ale to może być dyscyplina popularna bardziej, a nie tylko dla wtajemniczonych (którzy np. w dodatku znają skróty przez las na Dziabara a potem DH+).
Jednym zdaniem – zbiorowym wysiłkiem wyszło dobrze, a opinie gości z zagranicy i spoza regionu pokazują, iż pomysł ściągnięcia imprezy tej rangi do Polski był fantastyczny. Internet wprost kipiał od entuzjazmu i zachwytów nad naszymi trasami, trudno sobie wyobrazić lepszą promocję. Niedoróbki, które oczywiście były, wymagają przeanalizowania, typu jak przyspieszyć akcję ratunkową w razie potrzeby, by się nie powtórzyły. Nie zmienia to faktu, iż tą imprezą „otworzyliśmy oczy niedowiarkom”, iż w Polsce i Beskidach jest wiele fantastycznych miejsc do jazdy MTB, a Bielsko Biała nie bez przyczyny nazywana polską stolicą kolarstwa górskiego.
To co – kurz opadł, trzeba trochę posprzątać śmieci i już można myśleć o tym co za rok! Nas tam na pewno nie zabraknie, a ptaszki śpiewają, iż ten cały cyrk na dwóch kółkach do nas wróci. Czego sobie i Państwu życzę!
PS za gościnność dziękujemy szczyrkowski.pl i Shimano Polska, które zadbały o to byśmy nie umarli z głodu i… mieli dostęp do mety (widok z tarasu Shimano prawdziwie VIPowski).
Ekipie Enduro Trails gratulujemy zaś doprowadzenia całości do szczęśliwego finału!