W trakcie Forum Dostępności 2024 miałam przyjemność przetestować iBOT-a. To wózek inwalidzki, który niczym prawdziwy Transformers, przeobraża się z sześciokołowego pojazdu w dwukołowy. I dzięki zaawansowanej technologii i żyroskopu dosłownie staje dęba. Czy to przyszłość wózków inwalidzkich, czy tylko ciekawostka? I jak się czułam, balansując na wysokościach? Dziś opowiem Wam o innowacji, która ma już przeszło dwadzieścia lat. Niemożliwe?
Wózek inwalidzki iBot to produkt marki Mobius Mobility dostępny w Polsce po raz pierwszy dzięki Centrum Wózków Inwalidzkich (CWI) w Lublinie. Zafascynowana możliwościami tego sprzętu zdecydowałam się na wyjazd na Forum Dostępności, by móc zobaczyć iBot-a z bliska. Jak się sprawdził?
Innowacyjny elektryczny wózek inwalidzki
Temat nowoczesnych wózków inwalidzkich jest mi bardzo bliski, ponieważ ze względu na chorobę genetyczną sama na co dzień korzystam z wózka elektrycznego. Jest to sprzęt, który umożliwia mi życie – przy moich słabych mięśniach to właśnie wózek sterowany dżojstikiem umożliwia mi nie tylko wyjście z domu, ale choćby przejście z pokoju do pokoju.
Czytaj też: Wózek inwalidzki sterowany gestem! Innowacyjne wózki inwalidzkie
Niestety, współczesne wózki, choć posiadają naprawdę wiele możliwości, wciąż są niedoskonałe. Typowe wózki elektryczne z napędem na tył (na takim się poruszam) nie mają możliwości terenowych – nie radzą sobie np. na plaży. Z drugiej strony, wózki z napędem 4×4 często są zbyt duże, by można było poruszać się na nich po mieszkaniu. Dochodzi jeszcze problematyka stopni i schodów – typowy wózek ma zdolność pokonywania krawężnika o wysokości kilku, kilkunastu centymetrów. Schody, dla maszyny ważącej grubo ponad sto kilogramów, są tematem nie do przeskoczenia. Wózek iBot te wszystkie trudności niweluje – jego idea jest świętym Graalem wózków inwalidzkich. Czy jednak sprawdza się na żywo?
Wózek inwalidzki, który staje na dwóch kołach – iBOT
Prezentowany przez CWI iBOT to wózek, który posiada trzy tryby jazdy i dodatkowo tryb pokonywania schodów. Pokojowy tryb na czterech kołach, bardzo zwrotny, idealny do jazdy w pomieszczeniach. Tryb jazdy terenowej z napędem 4×4, umożliwiający poruszanie się po piasku, śniegu, krawężnikach i w innym trudnym terenie.
Ostatni, najciekawszy tryb, to tryb jazdy na dwóch kołach, pionowo – wózek unosi się do góry, staje na dwóch kołach, a osoba siedząca na fotelu nagle znajduje się na wysokości twarzy stojącego rozmówcy. W innych wózkach elektrycznych uniesienie osoby siedzącej często jest rozwiązywane dzięki tzw. windy czyli po prostu siłownika unoszącego fotel na pewną wysokość. Oczywiście jest to opcja dodatkowo płatna.
Jak iBOT trzyma się w pionie? Tak jak Segway – dzięki żyroskopowi. Żyroskop stanowi zresztą serce tej konstrukcji – to on sprawia, iż iBOT jest wózkiem, który wyróżnia się na tle konkurencji. Dzięki żyroskopowi można jeździć na dwóch kołach. Korzysta z niego też tryb jazdy terenowej – fotel użytkownika niezależnie od nachylenia terenu cały czas jest poziomowany. Warto podkreślić, iż iBOT nie jest jedynym wózkiem z żyroskopem – istnieje trend na tworzenie wózków inwalidzkich korzystających z tego rozwiązanie. Większość z nich to dwukołowe konstrukcje, które sprawdzają się przy niektórych typach niepełnosprawności. Z ciekawszych, dostępnych na rynku, jest na przykład SCEWO, którego w Polsce wciąż nie da się kupić.
Nie oszukujmy się jednak – większość wózków korzystających z żyroskopu wygląda po prostu jak Segway z siedziskiem. Na ich tle iBOT to coś zupełnie nowatorskie.
Krótka historia
Wbrew pozorom, iBOT to nie jest nowa konstrukcja – pierwszy działający prototyp powstał w 1992 roku w DEKA Research&Development w Machesterze! Potrzeba było jednak 11 lat i wsparcia Johnson & Johnson, by projekt ujrzał światło dzienne. Pierwszy iBOT 3000 ukazał się w 2003 roku. Kolejny model, iBOT 4000 ukazał się w 2005 roku. Niestety, żaden z nich nie okazał się hitem – zbyt wysoka klasyfikacja medyczna sprawiała, iż wózka nie można było dostosowywać do użytkowników. Podobno drugi model sprzedano w ilości 500 sztuk i w 2009 roku firma Johnson & Johnson zaprzestała produkcji. To miał być koniec projektu, ale w 2014 roku iBOT zyskał nowe życie. Obniżenie klasyfikacji medycznej umożliwiło pracę nad nowym produktem. W 2019 roku ukazał się iBOT PDM – model nowej generacji, który walczy teraz o polski rynek.
Pierwszy iBOT w Polsce
W Polsce iBOT pojawił się w ostatnich miesiącach dzięki firmie CWI z Lublina. Dlaczego tak podkreślam jego dostępność w Polsce? Przecież – ktoś powie – można wózek, tak jak samochód, sprowadzić z zagranicy?
W teorii: tak. W praktyce jest to o wiele bardziej skomplikowane. Wózek inwalidzki projektuje się na miarę – osoba zamawiająca zwykle wypełnia z pomocą konsultanta bardzo długi formularz, który dotyczy akumulatorów, siedziska, osobistych preferencji. Niepełnosprawność powoduje deformacje ciała, które trzeba uwzględnić wybierając rodzaj podłokietników czy podnóżka. To trwa, wymaga pomiarów, czasem choćby dotykania materiałów (przy nadwrażliwości sensorycznej) albo bardzo precyzyjnego ustawienia reakcji dżojstika (np. dla osoby o słabych mięśniach albo niekontrolowanych ruchach).
Gdyby jednak ktoś zdecydował się na zakup w trakcie zagranicznych wakacji, istotny jest też temat dostępu do serwisu – wózki, jak każdy sprzęt, czasem się psują. Nie jest to jednak rzecz, którą można wysłać na drugi koniec świata i czekać miesiąc na naprawę – osoby z niepełnosprawnościami często mają jeden wózek. Serwis w kraju nie tylko daje nadzieje na szybsze załatwienie problemu (nawet od ręki), na łatwiejszy dostęp do części, ale też potrafi dostarczyć wózek zastępczy. Dlatego, choć istnieje możliwość sprowadzania sprzętu zza granicy, mało osób się na to decyduje w przypadku wózków inwalidzkich.
Jak wypadł wózek elektryczny iBOT w testach?
Pierwsze wrażenie, gdy usiadłam na produkt od Mobius Mobility? Przerażające. Dla osoby, która przywykła do stabilnego wózka z dobrą amortyzacją nagłe znalezienie się na sprzęcie, który zdaje się żyć swoim życiem, było okropne. Wózek w pozycji pionowej jest w ciągłym ruchu, a ruch ten jest częściowo zależny od mojego słabego ciała. Przyzwyczajenie się do poruszania na nim, do startu i zatrzymywania, zajęło mi chwilę, jednak po godzinie już prawie nie czułam tych drgań. choćby odważyłam się pokonać mały próg!
Gdy minął pierwszy strach, zrozumiałam, iż po raz pierwszy w życiu patrzę rozmówcom prosto w oczy, a nie na ich brzuch. Co więcej, nagle podłoga okazała się być bardzo daleko (już wiem, czemu to ja częściej narzekam na kurz!), a patrzenie na siedzących ludzi z góry wywołało we mnie szereg emocji, od zachwytu przez konsternację, aż po wstyd, bo przecież to nieeleganckie. Dla osoby sprawnej są to rzeczy oczywiste – dla mnie to była nowość, która ciągle rozgrzewa moje serce. I choć piszę ten tekst dopiero po kilku tygodniach, wciąż chciałabym wznieść się na dwa koła.
Czy to bezpieczne?!
Po fazach lęku i zachwytu, przyszedł czas na refleksje. Na szczęście był obok sprzedawca, który mógł odpowiedzieć na wszystkie pytania. Najbardziej zastanawiało mnie, co się stanie, gdy ktoś mnie popchnie albo ja się zbyt mocno wychylę, np. sięgając do szafki. Wózek ten ma specjalny system bezpieczeństwa – nie ma możliwości, by się wywrócił. W awaryjnej sytuacji opada na cztery koła, co nie jest przyjemne, ale zapewnia bezpieczeństwo użytkownikowi.
To wątek, o którym długo myślałam. Z jednej strony takie zabezpieczenie mnie uspokaja. Jednak z drugiej, choć zwykle ufam technologii, nie potrafię do końca zaufać, gdy myślę o opadaniu na cztery koła na przykład blisko ściany albo mebli. Czy zarysowałabym szafki? Nie chcę też myśleć o tym, co by było, gdyby pod moimi kołami kręciło się dziecko albo szczeniak… Pewnie to kwestia wyczucia i świadomego używania – swoim wózkiem też przecież zawsze mogę kogoś rozjechać. Ale mnie nikt w trybie awaryjnym nie złoży, a iBOT wymaga też tego, żebym zaufała otoczeniu.
Wózek inwalidzki, który pokonuje schody
Pokonywanie schodów było kolejną funkcją, którą chciałam przetestować. Osoba o sprawnych rękach, korzystając z barierki, może sama wejść w tryb schodołazu i pokonać stopnie. W moim przypadku musiałam korzystać z pomocy asystenta. I choć wciąganie wózka nie wymaga siły, to trzeba nabrać wprawy – wcześniej wyobrażałam sobie, iż idę na imprezę i proszę kogokolwiek, by mi pomógł wejść do klubu. Dziś wiem, iż musi to byś ktoś, kto umie to zrobić. Jednak w podróży, z partnerem czy rodziną, ta funkcjonalność jest naprawdę wspaniała. I choć ma wady, to chciałabym, by mój wózek tak potrafił.
Przyznaję: zakochałam się w iBOT-cie. Zakochałam się też w jego zdolnościach terenowych i w tym, jaki jest zwinny. Wbrew wszelkiej rozwiniętej technologii, to naprawdę malutki wózek, który wciśnie się w wiele miejsc, w których mój by się nie zmieścił. Jednocześnie iBOT ma jedną wadę, która sprawia, iż na pewno go nie kupię. I nie, nie chodzi o zawrotną cenę – oferta zaczyna się w granicach 150 tysięcy złotych. Chodzi o jego największą zaletę, która po testach okazała się dla mnie wadą – żyroskop.
Wózek iBOT z żyroskopem – czy to wygodne?
Mam słabe ciało. Mam SMA, chorobę, która osłabia wszelkie mięśnie. Więc, żeby siedzieć swobodnie, muszę przyjąć konkretną, wyuczoną i dopasowaną do mnie pozycję. Moje ręce pracują różnie, w zależności od ustawienia fotela. To samo z szyją – jest okej, dopóki mam siedzisko i oparcie dopasowane do siebie.
Niestety, żyroskop wymusza pozycję, w której osoba ma siedzieć. W przypadku kogoś, kto ma niesprawne tylko nogi, ta pozycja może być całkiem wygodna. W moim przypadku, gdy siedzę inaczej, a żeby po coś sięgnąć, muszę pracować całym ciałem, a nie tylko ręką, wymuszona, lekko leżąca pozycja uczyniła mnie bezbronną wobec rzeczywistości. Choć na wysokości czułam się świetnie, to nie byłam w stanie korzystać z przedmiotów. Gorzej jednak, iż podobna pozycja jest w trybie, który dla mnie był najważniejszy – przy napędzie 4×4. Marzę o zgrabnym wózku, który pokona każdy teren. Ale chcę na nim siedzieć wygodnie, a nie mieć uczucie, iż leżę.
Wózek inwalidzki iBOT
Marzyłam o tym, żeby zobaczyć, jak to jest wspiąć się na dwa koła albo pokonać schody. W trakcie Forum Dostępności miałam tę możliwość. IBOT sprostał moim oczekiwaniom, w pewnych zakresach je przewyższył, ale wiem też, iż nie jest to wózek dla mnie – przynajmniej jeszcze nie teraz. Kto wie, co przyniosą kolejne wersje? Trzymam kciuki za więcej innowacji, ale też za to, żebyśmy nie czekali na nie w naszym kraju latami.
Źródło zdjęcia: archiwum Sylwii Błach