
Pomysł, by kasować e-bilety przy pomocy kodów QR, dotarł też do Poznania. I tak jak wszędzie wywołał kontrowersje.
„Od 1 września 2025 r. obowiązuje konieczność aktywacji biletu kupionego w aplikacji mobilnej” – informował poznański ZTM, obiecując, iż to „proste działanie, które zapewnia, iż bilet jest istotny od momentu rozpoczęcia podróży”. Miałem wątpliwości, bo nie jestem fanem takiego wykorzystania kodów QR w komunikacji miejskiej. Czekałem, jak zareagują poznańscy pasażerowie. Pomruki niezadowolenia pojawiły się szybko.
Są one rozmieszczane losowo, w nierównych liczbach per pojazd, nie uwzględniając rodzaju taboru, liczby wagonów, niskopodłogowości czy długości pojazdu. Co więcej, QR-kody są często umieszczone za daleko lub są zbyt małe, co utrudnia ich skanowanie. To sprawia, iż pasażer musi włożyć więcej wysiłku, niż normalnie, aby zrealizować prostą czynność – skarży się jeden z mieszkańców Poznania w liście wysłanym do redakcji epoznan.pl.
Pasażer zwrócił uwagę na niedoskonałości wdrożenia systemu: kody QR są za małe, w różnych miejscach, więc za każdym razem trzeba szukać symbolu, aby móc skasować cyfrowy bilet. Problem polega na tym, iż kosmetyczne zmiany nie pomogą, a jeżeli nawet, to tylko trochę. Rozwiązanie od samego początku obciążone jest grzechem pierworodnym. W samych swoich założeniach uderza w podróżnych, utrudniając coś, co wcześniej było wygodne i naturalne. Bierzesz aplikację, wybierasz bilet, kupujesz, jedziesz. 5 sekund i gotowe.
Miasta tłumaczą się, iż w ten sposób walczą z nieuczciwymi pasażerami, którzy kasowaliby cyfrowe bilety dopiero w momencie kontroli. A tak można zarejestrować początek wejścia do pojazdu. To niby logiczne wyjaśnienie, ale tylko z punktu widzenia zarządzających transportem publicznym. W praktyce sposób sprawia, iż jazda komunikacją miejską jest niepotrzebnie komplikowana.
Łatwo wyobrazić sobie scenariusz, w którym wsiadamy do zatłoczonego pojazdu. Dobiegamy na ostatnią chwilę, zaraz po nas zamykają się drzwi. Najpierw musimy znaleźć bezpieczne miejsce, co nie jest łatwe, bo tramwaj lub autobus gwałtownie rusza, za chwilę hamuje, tłum faluje. Wyciągamy telefon, kupujemy bilet, chcemy aktywować, a tu kłopot: kontrola. Spóźniliśmy się, więc kontroler wręcza mandacik.
Oczywiście można kupić bilet wcześniej, ale czasami przybiegamy na przystanek spóźnieni. Albo myślimy, iż mamy czas, bo chcemy jechać kolejnym autobusem czy tramwajem, ale zmieniamy trasę, bo nagle podjeżdża spóźniony pojazd innej linii. Powodów może być wiele i ratunkiem wcale nie jest odpowiedź w stylu: kup więcej cyfrowych biletów na zapas. System powinien być przyjazny i wygodny, a do podróży po mieście trzeba szykować się jak do długiej wyprawy. Planować, przewidywać, analizować, co może pójść nie tak i być gotowym na każdą ewentualność. A potem niektórzy dziwią się, skąd tyle samochodów w mieście i ciągłe korki.
Ciekawa jest odpowiedź poznańskiego ZTM-u
(…) pamiętajmy, iż drugim sposobem aktywowania biletu jednorazowego kupowanego w aplikacji mobilnej jest wpisanie numeru pojazdu. Tenże numer znajduje się obok QR-kodu, a także z przodu i tyłu na obu burtach pojazdu. Jest też nad kabiną kierowcy. jeżeli ten sposób aktywacji jest dla pasażera bardziej wygodny, może on w ogóle nie stosować skanowania kodu QR – informował Bartosz Trzebiatowski z ZTM.
Tyle iż dalej trzeba rozglądać się za kodem i go wpisać, co w zasadzie pozostało trudniejsze. Wymaga zajęcia odpowiedniej pozycji, zagwarantowania, iż nie telefon nam nie wyleci, gdy nagle pojazd przyspieszy bądź gwałtownie zwolni. Albo my sami stracimy równowagę.
Jak zachęcać do komunikacji miejskiej, jeżeli robi się pasażerom pod górkę? Wcześniejsze rozwiązanie było wygodne, wszystko odbywało się niemalże w locie. Klik i gotowe, jedziesz. A tutaj trzeba szukać kodu, przepychać się, bo ktoś zasłania widok, walczyć o zajęcie pozycji, która pozwoli uchwycić symbol pod odpowiednim kątem. A jak nie chcemy celować, możemy wpisać numer. Szkoda, iż nie trzeba zapytać motorniczego o imię albo ulubiony kolor. Jak komplikować nam życie, to na całego. W praktyce jest więc gorzej niż wtedy, gdy trzeba było kasować tradycyjne bilety. Rozwiązanie, które miało ułatwić starą metodę, sprawia, iż można za nią zatęsknić. Nie tędy droga, prawda?
Zżymam się, bo dawne systemy działały
Podejrzewam, iż teraz, jeżeli ktoś chce oszukać, dalej będzie mógł to zrobić. I tak znajdzie sposób. Niestety oszuści dalej będą się trafiać. Czy to jest powód, żeby utrudniać życie innym pasażerom, którzy chcą zapłacić za bilet?
Zdjęcie główne: Longfin Media / Shutterstock.com